Kolejne wcielenie Clio jest – zgodnie z wieloletnim trendem – znów większe i znów lepiej wyposażone od poprzednika. Clio pierwszej, czy drugiej generacji były dużo mniejsze niż „trójka” i „czwórka”. Obecne wcielenie francuskiego „malucha” już nie pasuje tak do słowa „maluch”. Na oko jest ono wielkości pierwszej generacji Forda Focusa. To obrazuje skok wielkościowy, jaki na przestrzeni kilkunastu lat, wykonała popularna klasa B.
Clio więc urosło, stało się też bardziej nowoczesne i wystylizowane w modnym stylu „urban style”. Mnie osobiście ten samochód nawet się podoba, chociaż to kwestia gustu. Auto zdecydowanie dedykowane jest bardziej kobietom, więc pewnie to płeć piękną należałoby zapytać… No i zapytałem. Okazuje się, że podzieliły moje zdanie. Szczególnie testowy egzemplarz zaskarbił sobie serca Pań, ze względu na modny, czarny kolor. Podoba się grupie docelowej, czyli zadanie spełnione. Wzrok przyciągają modne ostatnio światła w technologii LED, które służą do jazdy dziennej. Testowy egzemplarz wyposażono w pakiet stylizacyjny „Elegant”, dzięki czemu na dachu pojawiły się czarne kropki. Ciekawy pomysł, chociaż nic on nie daje, to jednak zastanawia. I pewnie o to chodziło.
Wnętrze Clio również jest nowoczesne i wystylizowane. Nie stroni od „plastikowego” wrażenia, jednak materiały, choćby kokpitu, są zaskakująco dobrej jakości. Co prawda, w mniej widocznych miejscach zastosowano zdecydowanie gorsze, ale te, które są z punktu widzenia użytkownika najważniejsze, prezentują przyzwoity poziom. Tapicerka materiałowa jest wykonana z twardego materiału, choć siedzi się miękko. Nie jest to najprzyjemniejsze w dotyku rozwiązanie, ale zapewne przetrwa długo. Ci, którzy nie pierwszy raz kupią Renault, znajdą kilka motywów znanych już z poprzednich generacji Clio, czy Megane. Charakterystyczna jest chociażby gałka zmiany biegów, którą pamiętamy m. in. z Megane drugiej generacji. Kolejnym przykładem może być sterowanie radiem zza kierownicy, tuż pod dźwignią sterowania wycieraczkami. Czarny, lakierowany plastik, który dominuje na środkowym kokpicie oraz srebrno-kropeczkowe wykończenie kierownicy, to wg mnie lekka przesada i nie potrzebne świecidełka. Jednak wyjątkowo nieudanym świecidełkiem, okazało się srebrne, niby chromowe wykończenie obwódek zegarów. Pomysł o tyle nieudany, że w słoneczne dni, gdy słońce świeci zza nas, wspomniany chrom razi niemiłosiernie nasze oczy. Nie pomagają nawet okulary przeciwsłoneczne. Mankament ten bardzo przeszkadza i nie da się nic z tym zrobić – chyba że okleić to czarną taśmą izolacyjną, ale to trochę dziwny pomysł… Tak mała i prosta rzecz, a tak irytuje.
Dotykowy, duży ekran, którym obsługujemy na przykład funkcje radia, znamy chociażby z bogatszych wersji Dacii. Jest to sprawdzony system i fajnie, że znalazł się w mniejszym modelu francuskiej marki. Miło zobaczyć taki akcent, nie tylko w wyższej klasy modelach. Renault stawia na nowoczesność, do tego stopnia, że samochód nie ma odtwarzacza CD. Jedyna możliwość posłuchania własnej muzyki, to wejście USB i AUX, którymi można połączyć Clio z własnym odtwarzaczem mp3 lub smartfonem. To mocny krok wprzód i nie wiem, czy nie za mocny. Jest jeszcze wielu, jak nie większość zwolenników płyt CD.
Sam zestaw audio jest niezbyt wysokiej jakości, jednak wydaje się być adekwatny do klasy samochodu. Trudno wymagać, by grało jak w Rolls-Royce.
Przejdźmy do jazdy. Jak już Renault zdążyło nas przyzwyczaić, tak też nowe Clio, prowadzi się miękko. Kierownica chodzi bardzo lekko, co nie wpływa najlepiej na precyzję jazdy. Ale to znów ukłon w stronę kobiet. One lubią lekką pracę koła kierownicy. Dla mnie to nie jest przyjemne. Podobnie „miękko” samochód pokonuje zakręty. W typowy sposób dla francuskich aut przechyla się lekko i na pewno nie jest stworzony do szybkiego pokonywania ciasnych „winkli”. Na plus zaskakuje dynamika silnika 1.5 dCi, o mocy niespełna 90-ciu koni mechanicznych. Trochę brakuje elastyczności, bo i brakuje pojemności skokowej, ale naprawdę jest nieźle. Jest dużo żwawszy niż się spodziewałem. Bo jednak auto jest dość ciężkie, a „na papierze” silnik nie powala parametrami. Oprócz jednego. Spalania. Producent deklaruje 3,2 litra oleju napędowego na sto kilometrów w mieście. Wg mnie jest to nie realne. Jednak i tak byłem niezwykle mile zaskoczony wynikiem. Śmieszne uczucie – jeździsz i jeździsz, a wskazówka od paliwa, nie opada. Przy mojej dynamicznej jeździe po zakorkowanej Warszawie, Clio pokazywało średnie zużycie na poziomie 6 litrów. To bardzo dobry wynik. Nie wiem, czy kiedykolwiek jakieś auto spaliło mi mniej. Odrobinę mniej dynamiczna jazda, to bezproblemowe zejście do spalania na poziomie 5-ciu litrów. Mimo że generalnie mnie to niezbyt interesuje, to tak dobry wynik jest w stanie mi zaimponować. Zwłaszcza, że Clio to samochód dedykowany nie ludziom zamożnym, a tym, którzy docenią małe zużycie paliwa. Brawo dla konstruktorów z Francji. W tym dobrym wyniku ma pomagać system Start-Stop, którego jestem przeciwnikiem. Jeździłem więc cały czas z wyłączonym.
Clio okazuje się więc nowoczesnym samochodem, który zachował swój klimat. Większość zmian, to zmiany na plus. Zwłaszcza silnik, który jest dynamiczny i bardzo, bardzo oszczędny, wydaje się idealną propozycją do tego samochodu. Taki egzemplarz to jednak wydatek ponad 60 tysięcy zł. Podstawowa wersja, z benzynowym silnikiem 1.2, to niewiele ponad 40 tysięcy. Wydaje mi się, że to właśnie Clio testowe, czyli to za ponad 60 tysięcy zł, przekonało mnie do siebie. Czy jego o 20 tysięcy tańszy brat, pozbawiony bajerów i silnika 1.5 dCi, również zrobiłby na mnie pozytywne wrażenie? Wątpię. A to takich Clio będziemy spotykać najwięcej na naszych drogach…
Artur Ostaszewski
[table id=13 /]