Mitsubishi miało wiele wizji na temat następcy modelu ASX. Pierwszy z nich, pojawił się dość wcześnie, bo trzy lata po rozpoczęciu produkcji kompaktowego crossovera. Ostateczna wersja zaskoczyła chyba wszystkich, dlatego pojawiłem się na prezentacji, aby znaleźć jakiekolwiek elementy wyróżniające najnowszy model japońskiego producenta.
Mitsubishi Concept XR-PHEV, XR-PHEV II oraz XFC Concept, to samochody będące wizją nowej generacji modelu ASX. Doskonale na tle tych samochodów widać, jak zmieniał się design japońskiego producenta, ale nie jest to jedyna ciekawostka, jaką skrywają powyższe auta. XR-PHEV, to obecnie nic innego, jak Eclipse Cross, a ostatecznie nowe wcielenie Mitsubishi ASX, to nie kto inny, jak Renault Captur, po wycieczce przez dział inżynierii znaczkowej. Oczywiście wiedziałem o tym już jakiś czas temu, jednak wybrałem się na prezentację auta, by znaleźć jakiekolwiek elementy, wykonane specjalnie dla ASX-a. Efekty poszukiwań okazały się mniej, niż zaskakujące.
Japoński producent z dumą głosi, że nowe ASX został oparty na platformie CMF-B, będącej efektem współpracy Renault-Nissan-Mitsubishi i już to zdanie potraktowałbym, jako duże niedopowiedzenie. ASX to właściwie w 99% Renault Captur, a znalezienie różnic między dwoma modelami — wbrew pozorom — wcale nie jest takie proste. W zasadzie, to skupię się na nich, ponieważ wszystko inne, czyli napęd, paleta kolorów, wzór felg, wyposażenie czy nawet nazwy wersji wyposażeniowych, do złudzenia przypomina to, co widziałem już w Renault. Tak więc idąc od przodu, producent oferuje nam zmodyfikowany grill oraz delikatnie przestylizowany przedni zderzak.
Potem z nowości dzieje się długo nic i dochodzimy do tylnej części ASX-a, gdzie na klapie bagażnika, zamiast loga producenta z Boulogne-Billancourt, widzimy brzydką narośl z kamerą cofania, pod którą znalazł się napis „MITSUBISHI” oraz nazwa modelu w lewym dolnym rogu klapy bagażnika. Poniżej, dokładka zderzaka, która zmieniła barwy ze srebrzystych na czarne. Więcej różnic z zewnątrz brak. Wewnątrz tych jest zdecydowanie mniej. Inny jest środek kierownicy oraz prawdopodobnie tapicerka siedzeń (szczerze powiedziawszy, tym się nie przyglądałem, bo cały czas ktoś zajmował na nich miejsca).
Ale nowe ASX, to też dość istotne zmiany. Zaprezentowane auto jest zauważalnie mniejsze od poprzednika. Samochód skurczył się o niemal 14 cm wzdłuż i ponad 6 cm wzwyż. Jedyną zmianą na plus jest szerokość — tutaj przybyło auta o blisko 3 cm. Inną, gorszą wiadomością, jest mniejszy prześwit. Ten kiedyś wynosił 19 cm, za to obecnie, ASX-a będzie dzielić od nawierzchni 17 cm. Z drugiej strony, przestrzeń ta nie ma już aż takiego znaczenia, kiedy to po raz pierwszy, samochód nie otrzyma napędu na obie osie. Próżno szukać też w gamie silników wysokoprężnych, chociaż za tymi raczej nikt już nie tęskni. Jak wcześniej wspomniałem, pod maską ASX-a pojawią się jednostki znane z gamy Captura — litrowy motor o mocy 90 KM oraz dwa warianty silnika 1.3 (140 i 160 KM), uzbrojone w układ miękkiej hybrydy. Na tym jednak nie koniec, bo gama ma być rozszerzona o dwie wersje hybrydowe. Pierwsza z nich, to klasyczne połączenie jednostki elektrycznej i spalinowego, wolnossącego 1.6. Drugie zaś — Plug-In — z takim samym zespołem napędowym, zdolna pokonać na prądzie do 50 km. Przynajmniej tyle deklaruje Renault dla identycznego Captura.
Jeśli chodzi o ceny, to te są jeszcze owiane tajemnicą. Jeśli spodziewasz się podobnego pułapu, co w bliźniaczym Renault, to ASX powinien kosztować co najmniej 85,5 tysiąca złotych. W praktyce raczej trzeba się nastawić, że nowe Mitsubishi będzie w najlepszym wypadku nieznacznie droższe od francuskiego odpowiednika, co jak na crossovera segmentu B i tak nie oznacza zbyt wygórowanych kwot.
Marcin Koński