Od kilku lat rozwija się prężnie moda na usportowione limuzyny 4-drzwiowe, o opływowym kształcie coupé. Początkowo były to samochody z segmentu tych bardzo luksusowych i bardzo drogich. Pierwszym z nich był Mercedes CLS, który w 2003 roku objawił się światu i wzbudzał zachwyt od dalekowschodniej Rosji, przez środkowoeuropejskie Niemcy, aż po osadzone między palmami wybrzeża Kaliforni. Na tej fali wyrosły takie samochody, jak Audi A7, czy testowany niedawno przeze mnie VW CC 2.0 TDI 4Motion.
Jego pierwsze wcielenie nazywało się Passat CC. Teraz jednak po niezłych wynikach sprzedażowych, samochód zasłużył na zupełnie niezależną od innych nazwę modelową i został po prostu Volkswagenem CC. Podobnie jak poprzednik i podobnie jak prekursor czterodrzwiowych coupé, CC również wygląda bardzo elegancko i dynamicznie zarazem. Osobiście uważam, że to najładniejszy Volkswagen w ofercie niemieckiego producenta. Smukła, wyważona linia, charakterne obręcze kół, masywne lampy – wszystko to daje efekt samochodu dostojnego, lecz z bardzo dużą dozą lekkości. Ważne też, że nie mamy wrażenia jakoby CC miał być ubogim krewnym Audi A7. A to istotne. Wsiadam do środka…
Tu czeka mnie „wow!”, lub jak kto woli „łał!”. Wszystko tworzy wrażenie bardzo luksusowego i nietuzinkowego. Przepastne fotele obszyte w dwukolorową skórą i alcantarą, duży ekran nawigacji i panelu sterowania, mnóstwo przycisków, a deska rozdzielcza wykończona jasnymi materiałami i plastikami w metalicznym kolorze. Wygląda zacnie. Imponuje też ilość miejsca na każdym z miejsc. Czy to z przodu, czy z tyłu, wejdzie każdy. Nawet zawodnik sumo. Niepokoi mnie tylko twardość tych materiałów, zwłaszcza panelu deski rozdzielczej i całego segmentu przed fotelem pasażera. Stukając w to mam wrażenie, że jest twarde i plastikowe, co po odpowiednim okresie eksploatacji może skutkować skrzypieniem. Oby nie, ale jest obawa.
Nie podoba mi się również zegarek analogowy, umieszczony centralnie nad wyświetlaczem nawigacji. Rozumiem, że producent chciał zaakcentować luksus dokładając ten gadżet rodem z Bentleya, czy Maserati. Jednak tu wygląda on trochę tanio i niepotrzebnie. Za to mnogość innych gadżetów i wyposażenia robi wrażenie. Fotele w pełni elektryczne i podgrzewane, regulacja trybu pracy zawieszenia, skrzynia DSG, napęd na 4 koła… Znajdziemy tu po prostu wszystko. Oczywiście nie bez wpływu na cenę.
Podstawowy VW CC w takiej specyfikacji silnika i napędu, jak testowany, to koszt niewiele ponad 160 tysięcy zł. To bardzo dobra cena i jak ktoś chce mieć niedrogą, elegancką limuzynę, to nie widzę żadnego argumentu za kupowaniem Superba. Ten samochód wygląda o niebo lepiej i nie jest tak banalny, jak największa Skoda. Jednak egzemplarz wyposażony we wszystko, co możliwe, czyli taki jak nasz testowy, to już wydatek ponad 200 tysięcy zł. Za tyle można mieć już BMW 3 w niezłej opcji lub Audi A4 w jeszcze lepszej. Ale nie każdy chce Audi czy BMW, i nie każdy chce mieć „zwykłego” sedana. CC na pewno wygląda lepiej i ciekawiej. Przejdźmy jednak do jazdy.
Silnik, jaki nam towarzyszy w tej coupé-limuzynie to znany dobrze wszystkim 2.0 TDI o mocy 177 KM. Maksymalny moment obrotowy, jaki jest w stanie wygenerować ta jednostka napędowa to 350 Nm. Takie wartości zapewniają osiągi przyzwoite, lecz na pewno nie emocjonujące. Przyspieszenie do 100 km/h na poziomie 8.3 sekundy nie powala. Zwłaszcza w odczuciach. Mam wrażenie, że skrzynia DSG (zwłaszcza w normalnym trybie pracy), w połączeniu z napędem wszystkich kół 4 Motion po prostu zamulają ten samochód.
Próby zrywnego ruszenia, czy zwinnego lawirowania w ruchu miejskim kończą się lekkim poczuciem zawodu. Te konie mechaniczne gdzieś się rozbiegają po betonie, każdy w swoją stronę. Przełączenie skrzyni w tryb sportowy nieco pomaga, ale też ciężko mówić o sportowej jeździe czy nawet bardzo dynamicznej. Spory minus. Być może z mocniejszym silnikiem, taki zestaw sprawdzałby się dobrze, jednak z dwulitrowym „ropniakiem” i napędem wszystkich kół, niekoniecznie współgra najlepiej. Skręcanie idzie CC za to dobrze. Samochód pewnie pokonuje zakręty i nie gorzej trzyma się drogi. Tu nie można mu nic zarzucić. Jak to Volkswagen, jest poprawny w większości kwestii.
Podsumowując, Volkswagen CC to samochód idealny dla faceta 30+, który jeździ dużo po Polsce czy Europie. Zapewne biznesowo. Szuka samochodu wygodnego, dobrze wyglądającego i pozwalającego bezstresowo „łykać” kolejne tysiące kilometrów. No i nie tak nudnego i oklepanego, jak Passat. Taki właśnie jest CC. Stwarza wrażenie niebanalnego, i w sumie taki jest. Jednak gdzieś między wierszami to nadal stary, dobry, poczciwy Volkswagen, czyli samochód w którym nie masz się do czego przyczepić, ale też nie będziesz go sobie ustawiał na tapecie w komputerze. Tak czy inaczej jest to bardzo ciekawa propozycja na rynku i mam nadzieję, że Ci z Superba wreszcie będą mieli do myślenia! Oby!
tekst: Artur Ostaszewski
zdjęcia: Adam Gieras
[table id=41 /]
Ja wybieram wersje z 3.5 litrowym benzyniakiem i DSG :-)
jeden z ladniejszych samochodow obecnie na rynku
gdzie mu do clsa