Postanowiłem zmierzyć Lexusa IS 200t Prestige z jego własną legendą i przodkiem zarazem – Lexusem IS pierwszej generacji. A że nie ma lepszego miejsca, żeby to zrobić, niż coczwartkowy spot JDM Warsaw i Lexus Spontan Crew, zabrałem go właśnie tam!
Biorąc pod uwagę współczesność, którą coraz mniej lubię za to, że wszystko w niej dąży chyba do samounicestwienia, coraz bardziej doceniam starą motoryzację i nawet w nowych autach doszukuję się jej, choćby najmniejszych śladów. Wychowałem się na podwórku w jednym z warszawskich blokowisk i wcale się tego nie wstydzę, i to mimo faktu, że od 1990 roku miałem w domu komputer, który kompletnie mnie w tym domu nie umiał zatrzymać. Najpierw było Atari, a potem szybko IBM z procesorem 286. Gry na nim jakieś chodziły, ale bardziej wciągały one moich kolegów, którzy przychodzili sobie „nawalać” w klawisze klawiatury przy Prince of Persia czy Doom’ie. Ja zawsze wolałem świat książek, budowania ambon na drzewach, wyścigów rowerowych, czy brutalnych wojen o swoje terytorium na podwórku. Później nastały czasów pierwszych piw, win owocowych, muzyki metalowej i koncertów. Pełna różnorodność, prawda?
Gdy już dorosłem, bez pamięci zakochałem się w prowadzeniu samochodu, czynności, która zastąpiła mi młodzieńcze rozrywki. I tak zostało mi do dziś. Jednak nigdy nie marzyłem o tym, żeby samochód za mnie decydował, przewidywał mój ruch, myślał – mam niestety dużą awersję do nowoczesności. Nie znam się na telefonach, kompletnie nie wiem jaki jest najlepszy, nigdy nie miałem iphona, palmtopa, tego czegoś, co wygląda jak mniejszy, dotykowy laptop też nie miałem. Mam co prawda nowego laptopa, ale to z konieczności; praca, obróbka zdjęć – dzisiaj wszystko dzieje się w szklanym, rozkładanym ekranie z klawiaturą… Skoro jednak trzeba mierzyć się na co dzień z nowoczesnością, w aucie wolę czuć klimat minionych lat.
I powiem szczerze, że poczułem go, nawet mocno, w Lexusie IS 200t, który choć gościł na naszym portalu po raz drugi, w moje ręce wpadł po raz pierwszy, i… ciężko było mi się z nim rozstać. Żeby jednak nie zanudzać Was monotonnym testem, zabrałem go w miejsce, gdzie miłość do trochę starszej motoryzacji jest ciągle żywa, a ludzi podobnych do mnie znajdziecie co najmniej kilku na jednym metrze kwadratowym. O czym mowa? O coczwartkowych spotach JDM Warsaw, w który uczestniczy kilka mniejszych grup fanatyków motoryzacji – między innymi całkiem silny oddział Lexus Spontan Crew.
Tym, którzy nie bywali nigdy na spotach może wydawać się, że pojechanie na jakiś parking, w dodatku w nocy, gdy następnego dnia trzeba wstać do pracy, tylko po to, żeby obejrzeć więcej takich samochodów jak ten, którym jeździmy na co dzień to głupota i strata czasu. Nie zgodzę się jednak. Bo raz, że miejskie spoty to kopalnia wiedzy o motoryzacji, a jeszcze większa o modelu, którym jeździmy, a dwa – szansa na spotkanie ciekawych ludzi i ruszenie dupy sprzed telewizora.
Oczywiście wielu z Was może powiedzieć: „ale jak to, przecież ja tam nikogo nie znam?”. Ja też nie znałem, ale wiedziałem jak to działa z udziałów w spotkaniach fanklubów Lancii i Mercedesa, do których kiedyś należałem. Grupę znalazłem na facebooku, napisałem do nich, że pojawię się wieczorem nowym Lexusem IS 200t i zapytałem co oni na to? Okazało się, że moja propozycja spotkała się z niezwykle serdecznym przyjęciem. Nie było więc wyboru, punkt 22:00 na jednym z podziemnych parkingów centrum handlowego dołączyłem do uczestników świetnie zapowiadającego się wieczoru.
Załoga Lexus Spontan Crew była tego wieczoru dość mocno okrojona, ale i tak pojawiło się kilka „dwusetek” i dwie „trzysetki” Lexusa IS pierwszej generacji. Dookoła nie zabrakło też stuningowanych w stylu JDM japońskich konstrukcji z połowy lat 90-tych, a także starych Volvo i niestety, chociaż sam jestem właścicielem dwóch egzemplarzy – styranych życiem, ale postawionych na „glebie” BMW z kierowcami o jedynie słusznych fryzurach na głowach. Moje zainteresowanie wzbudziły jednak tylko „i-eski”.
Początki bywają trudne, ale dość szybko wdałem się w dyskusję na temat IS pierwszej generacji z właścicielami przybyłych okazów (oni co prawda przestępowali z nogi na nogę, żeby zobaczyć nowe, choć już nie najnowsze dziecko ich ulubionej marki, ale po kolei). Nie wiem czy Wam się to auto podoba (mówię o pierwszym i-esie). To prawda, że jest dość surowe i spartańskie – szczególnie jak na markę, która ma kojarzyć się z luksusem, ale cała w tym przyjemność. I choć plastiki w środku nie zachwycają, to design i rozmieszczenie przełączników jest iście sportowy, pozycja za kierownicą zorientowana na osiągi i przyjemność z jazdy, a zegary, które na myśl przywodzą tylko męski, klasyczny, sportowy zegarek automatyczny to do dziś po prostu designerski kosmos! W czasach, gdy IS pierwszej generacji brylował na salonach, w kategorii „przyjemność z jazdy” mogły z nim konkurować tylko dwa auta w klasie: BMW e46 (trochę lepiej wykonane w środku, ale chyba bardziej nudne i oklepane) i piękna Włoszka – Alfa Romeo 156 (napęd na przód i jednak o wiele większa zawodność – i nie ma co sobie mydlić oczu, że tak nie jest).
Dlatego dziś, a najstarsze egzemplarze mają już 18 lat, to Lexus najlepiej z całej trójki trzyma cenę, więc żeby stać się właścicielem naprawdę zadbanej sztuki ze 155-konną benzyną o pojemności 2-litrów pod maską, trzeba przygotować minimum 15-tys. 3-litrówki o mocy 214 KM potrafią być o 5-7 tys. zł droższe, a że są rzadkie, to szukaj igły w stogu siana. Co mi mówili właściciele IS-ów? Przede wszystkim chwalili niezawodność (psują się podobno tylko pierdoły), podkreślali przyjemność z jazdy, nietuzinkowość (to naprawdę rzadkie samochody na naszych drogach) no i oczywiście napęd na tył, który zdecydowanie wzbogaca doznania podczas szybkiego pokonywania zakrętów.
Niestety zabrakło tego wieczoru drugiej generacji Lexusa IS, która to z wyglądu była najbardziej bezpłciowa, ale biorąc pod uwagę jedyny słuszny silnik V8 pod maską – występował w wersji F – chciałbym ją mieć na własność i chyba niczego więcej bym nie potrzebował do szczęścia. Ale marzenia odłóżmy na bok i wróćmy na ziemię.
Po obejrzeniu kilku egzemplarzy IS-ów pierwszej generacji, liczną grupą przeszliśmy do prezentowanego Lexusa IS 200t z nowym silnikiem pod maską – uturbioną benzyną o mocy 245 KM. Rzut oka, a w zasadzie sporo rzutów, wielu par oczu na wygląd zewnętrzny auta i od razu pojawiły się pierwsze komentarze na temat przednich świateł, które zdaniem większości uczestników spotu wyglądają jakby ktoś zapomniał do nich zamontować klosza. Powiem szczerze, że mnie się one nawet podobają, bo są inne, ale co kraj to obyczaj, a o gustach się nie dyskutuje. Pozostała część IS-a, z pięknie przetłoczonymi bokami, mocno zachodzącymi na tylne błotniki światłami i wyprofilowaną ostro do góry klapą spodobały wszystkim się już za to bardzo.
Nie inaczej było w środku. Jeśli jeździsz nowym BMW 3, to środek współczesnego Lexusa nie przypadnie ci do gustu. Jest dość plastikowo (plastiki imitują np. aluminium), choć wszystko jest świetnie zmontowane i wykonane z porządnych tworzyw, to design trąci trochę myszką. I właśnie chyba dlatego tak bardzo polubiłem ten samochód. Temperaturę można sterować na dwa sposoby, z czego jeden z nich – dotykowy – jest cholernie niedokładny (łatwo opuszkiem palca zmienić temperaturę o kilka stopni), multimedia nie są już pierwszej świeżości, a wygląd deski rozdzielczej przyprawia o zawrót głowy – jest tu zarówno coś dla miłośników kółek i prostokątów. Ale znowu – to wszystko właśnie tworzy klimat Lexusa. Niepowtarzalny!
Miłośnikom Lexusa nie przeszkadzały ani plastiki imitujące aluminium ani joystick, którym obsługujemy multimedia, a który nie jest zbyt dokładny, nie wspomnę już o regulacji temperatury – w ogóle nie dostrzegli tej niedogodności. „Spotowcy” rozsiedli się wygodnie na fotelach i najpierw poprosili o przejażdżkę jako pasażerowie, ale gdy to ja zaproponowałem, że oddam kierownicę jednemu z nich – najbardziej doświadczonemu w jeździe IS-ami (prowadził każdą generację) nie trzeba było ich w ogóle namawiać. Jako przyzwoitkę wysłałem Mikołaja, bo ja chciałem porobić jeszcze kilka zdjęć.
Pojechali, nie było ich jakieś 15-20 minut. Gdy wrócili dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Wypunktuję:
1. 8-biegowy automat – spodobały się łopatki, które w IS-ie pierwszej generacji nie występowały. Tam były przyciski po jednej i drugiej stronie kierownicy, a ich obsługa bardzo skomplikowana i nieintuicyjna. Spodobało się też samo działanie skrzyni biegów, choć mogłaby być mniej ospała podczas wciskania kick down. Tu dodam, że ta przekładnia powstała z myślą o modelu RC-F i dzięki temu w trybie „sport” można ją naprawdę porządnie przeciągać.
2. VSC i kontrola trakcji – możliwe pełne wyłączenie, co przypadło do gustu, szczególnie, że w pierwszej generacji system kontroli trakcji nie daje się w pełni wyłączyć. W nowym IS-ie wystarczy dłużej przytrzymać przycisk i voila!
3. Silnik – podobno jeździ jak stara 300-tka, tylko jest mocniejszy od dołu. Natomiast wraz z narastającą prędkością, czuć, że 245-koni traci werwę. Niektórzy mieli okazję jeździć IS-em 300h i podobno „zbiera” się lepiej od 200t.
4. Czuć w nim klimat pierwszego IS-a.
I chyba to, co jest zawarte w ostatnim punkcie najbardziej przekonuje mnie do Lexusa. Jest nowoczesnym autem – pełna zgoda, z ultra nowoczesnym silnikiem, ale czuć w nim ducha starej, japońskiej motoryzacji. I żebyście mnie dobrze zrozumieli – to nie jest ten sam duch, który poczujecie w Avensisie. Co to to nie.
Ze wspólnie spędzonego wieczoru wracałem więc w dobrym humorze. Poznałem fajnych ludzi – w tym miejscu pozdrawiam załogę Lexus Spontan Crew, a nabuzowany dymem, spalinami i opowiadaniami kto czego nie robił i gdzie nie zasuwał „2 złote”, postanowiłem trochę ponaginać przepisy – było późno, ruch niewielki…
Moje wnioski.
Lexus prowadzi się jak marzenie i to jest jego niewiarygodna zaleta. Jest zwarty, ma świetny układ kierowniczy, dobrze więc czuć przednie koła, a dzięki tylnemu napędowi jest też świetnie wyważony. 7 sekund do setki to osiągi godne takiego auta i całkowicie wystarczające. Kierownica, bo o niej jeszcze nie pisałem świetnie leży w dłoniach, jest idealnie gruba i okrągła, a fotele świetnie podtrzymują ciało na zakrętach. Mnie zabrakło w IS 200t tak naprawdę tylko ekonomii jazdy. Bo gdy chciałem jeździć ekologicznie, spalanie i tak nie chciało spaść poniżej 10 litrów. Trochę szkoda. Chociaż z drugiej strony, kto by się tym kiedyś przejmował…
Adam Gieras
Test Lexusa IS 200t, dane techniczne oraz ocena końcowa – TUTAJ <klik<<<<
Słodki faktycznie ale jednak bardziej podoba mi się Infiniti, wystarczyłby Q50, o najnowszym Q60 nawet nie marzę. To są idealne auta pod każdym względem.