Bez wątpienia każdy fan motoryzacji powinien kiedyś przejechać się Porsche 911. Nawet jeśli miałoby to być tylko 5 minut, to i tak warto. Na początek dobrym wyborem będzie bezpieczniejsza wersja z 4×4, ja zaryzykowałem i wsiadłem do 580-konnego Turbo S.
Doposażonego jak tylko się da, ponieważ kwota tego egzemplarza z 2017 roku na fakturze powala. Cena grubo ponad milion złotych może przewrócić w głowie, zwłaszcza, że stawiając te cztery koła pod moim mieszkaniem, auto było od niego kilka razy droższe, ale kto by się tym przejmował – spójrzmy na to cacko!
Oko na sylwetkę
Opływowe linie 911 są znane każdemu. Generacje między sobą różnią się naprawdę detalami i tylko wytrawne oko może je znaleźć. W czarnym lakierze auto z oznaczeniem 991 oraz czarnymi emblematami 911 Turbo S, lotką w tych samych barwach i wielkimi felgami (które kosztowały więcej niż remont kuchni) wyglądało genialnie.
Jedyne akcenty kolorystyczne to tylko pomarańczowe zaciski ceramicznych hamulców, które prawie zawsze są gotowe do pracy i hamują auto dosłownie w miejscu. Nieważne czy przed chwilą zrobiłeś 3 kółka na torze, czy właśnie wysiadłeś z 700-kilometrowej trasy. Mimo, że zaznaczenie ich w cenniku wymaga wysupłania kolejnych grubych kwot z konta – warto!
Oko na wnętrze
Otwierając długie bezramkowe drzwi i sadząc się na niski fotel trzeba poświęcić chwilę na ogarnięcie deski rozdzielczej i konsoli centralnej. Mnogości przycisków i doskonałych materiałów trochę onieśmiela. Samo wejście do auta wymaga już kilku gimnastycznych pozycji, ale to kwestia treningu. Później widzimy już tylko alcantarową kierownicę, na której łatwo zmienimy tryby jazdy auta oraz wystające zza niej łopatki genialnego PDK.
Jeśli Porsche, to tylko z tym automatem. Jego działanie można porównać do działania karabinu – szybko i celnie. Manualne przełożenia kierowcy oczywiście mu dorównują, ale lepiej zaufać niemieckim inżynierom – wówczas można skupić się na prowadzeniu, a na początku musiałem to zrobić, bo w końcu pod prawą stopą miałem do dyspozycji aż 580 KM gotowych do pracy od dawna.
Jazda
Jeździłem już naprawdę szybkimi i mocniejszymi samochodami, ale sprint do setki z trybem Launch Control w tym 911 zapamiętam na długo. Wystrzał z procy będzie słabą metaforą, bo pobicie 100 km/h w niecałe 3 sekundy po prostu wyrywa endorfiny z nieznanych części naszego ciała. Oczywiście musiałem tę procedurę powtórzyć kilka razy, ale to zaskoczenie pierwszego razu było najbardziej wow. By to poczuć do konfiguratora trzeba było dorzuć pakiet Sport Chrono (koszt dobrego używanego auta), ale zmienia samochód niesamowicie.
Zwłaszcza, że 911 Turbo S w trybie komfortowym i normalnym nie chce nas zabić. Napęd na wszystkie koła czuwa nad naszym bezpieczeństwem, a zmienna charakterystyka układu kierowniczego i zawieszenia zachowuje resztki komfortu. Tryb Sport i Sport Plus to inna bajka – bajka, którą mogę słuchać codziennie na dobranoc, ponieważ wydech w tym aucie działa również na wyobraźnie, a dźwięk 6-cylindrowca zaspokoi każdego petrolheada.
Nie wierzycie – to sprawdźcie osiągi. 700 NM (a przy chwilowej funkcji overboost aż 750) pozwala na pędzenie tej pięknej masy 1600 kilogramów ku granicy 330 km/h. Wiadomo, że takich prędkości nie osiągnąłem, ale patrząc po sprincie do setki to tylko kwestia chwili (przykładowo 9,9 sekundy do 200 km/h).
Co poza tym? Cztery miejsca w nadwoziu coupe, mały kufer z przodu, który otwiera się pod naciskiem zderzaka przez bezkluczykowy dostęp (uważajcie na myjni) oraz szereg udogodnień współczesnego kierowcy (tempomat, asystenci bezpieczeństwa, nawigacja oraz kamera cofania z czujnikami). Tak więc samochodem naprawdę można jeździć na co dzień bez zbędnych poświęceń. Brakuje jedynie widoku silnika, bo klapka przy tylnym spoilerze pozwala tylko uzupełnić płyny.
Po krótkiej przejażdżce wodę uzupełnić jednak musiałem ja, ponieważ emocje spływały mi dosłownie po skroni i plecach jeśli wiecie o czym mówię. Gdybyście jednak chcieli poczuć to na własnej skórze, to Best4Rent służy pomocą, a ja taką pomoc szanuję!
Konrad Stopa
Fot. Grzegorz Wawryszczuk