Są samochody, których pozycje z listy wyposażenia zajmują naprawdę kilka stron. Jednym z nich jest Range Rover SV, w którym po prostu można zamieszkać. I podłączycie go nawet do prądu, bo to hybryda plug-in o mocy 510 KM!
Z najdroższymi samochodami bywa tak, że naprawdę człowiek nie wie od czego zacząć. Wszystko w nich jest warte uwagi – od specyfikacji technicznej, przez wygląd wnętrza i karoserii po poszczególne bajery wyposażenia. Spróbujmy jednak wrócić na ziemię, w końcu ten Range Rover też ma 4 koła i kierownicę, więc bez wątpienia potrafi się poruszać!
Rozmiar ma znaczenie!
Gdybyście dziecku pokazali zdjęcie nowego Range Rovera i kazali narysować go na kartce zrobiłoby to bez problemu. Proste i może trochę pudełkowe nadwozie jest majestatyczne, ale też trochę bardziej zaokrąglone niż poprzednie wersje. Brak tu wystających elementów, a cała karoseria sprawia wrażenie jednej płaszczyzny. W ciemnozielonym lakierze z dość minimalistycznymi reflektorami projekt wygląda bardzo estetycznie i ekskluzywnie, zwłaszcza, że lakier od czasu do czasu przyozdabia trochę chromu.
Największe wrażenie robi jednak ogrom tego samochodu. Niby ma ledwie ponad 5 metrów (są jeszcze wersje przedłużone o 20 cm ), ale 22-calowe koła i prawie 1,9 metra wysokości sprawia, że auta nie da się przegapić. Siedzi się w nim wysoko niczym w busie, ale dzięki pneumatycznemu zawieszeniu po otwarciu ogromnych drzwi auto się obniża, by ułatwić wejście do środka. Drzwiami też nie macie co trzaskać, bo oczywiście dociągają się automatycznie.
Moim zdaniem samochód wygląda więc bardzo wykwitnie, ale zdecydowanie podoba mi się bardziej jego profil i przód niż tył samochodu. Jak na angielskiego SUV’a przystało klapa bagażnika ma półkę, na której spokojnie możecie zrobić piknik i podziwiać na przykład szkockie łąki.
Karoca w środku
Wchodząc do środka naszego egzemplarza na pewno uderzyłby was przyjemny zapach skóry i dużo światła. Wielkie okno dachowe rozjaśnia jasną tapicerkę (brąz + biel), ponieważ barwy te są zarówno na fotelach, desce rozdzielczej, jak i na grubych dywanach lub na podsufitce. Co więcej, dekorem jest jasne drewno w ciekawej fakturze (niczym parkiet). Całość owita jest nowymi technologiami (ekran centralny, obsługa klimatyzacji czy zegary za sporą kierownicą). Niestety białe wstawki (pokrętła lub regulacja podłokietników) wyglądają tandetnie i są plastikowe, więc jest coś do poprawy.
Rozstaw osi tego modelu to równe 3 metry i pozwoliło to wygospodarować sporą kabinę pasażerską oraz duży bagażnik. Ten ma aż 818 litrów i szereg udogodnień – możemy obniżyć próg załadunku, automatycznie złożyć fotele lub roletę (nie zrobicie tego ręcznie). Po prostu Range Rover działa tak by się nie zmęczyć i wiele rzeczy zrobi za was.
Siadając za kierownicą lub na innych fotelach można poczuć się naprawdę dobrze. Auto otula nas czułością. Siedzenia regulowane są w wielu miejscach, mają podgrzewanie i wentylację oraz szeroki zakres masażu (nawet z funkcją gorących kamieni). Do tego wielostrefowa klimatyzacja i świetne audio zadba o przyjemny klimat. Tak więc Range Rover zaopiekuje się wszystkimi zmysłami – od słuchu, po wzrok, węch, a nawet dotyk.
Miejsce dla Prezesa
Mimo, że auto jest pięcioosobowe, to zdecydowanie wersja ta nastawiona jest na konfigurację szofer plus VIP. Wszystko za sprawą tylnego fotela po prawej stronie, który może rozłożyć się w pozycję półleżącą. Oczywiście wszystko zrobi się samo za pomocą jednego przycisku na ekranie podłokietnika, który jest jednocześnie centrum obsługi auta z tylnych miejsc.
Dzięki nim możecie ustawić fotele, klimatyzację, audio lub sterować nawet roletami na oknach lub w dachu. Po prostu Range Rover to taka limuzyna w formie SUV’a, w której nie czuć przejazdu nawet 1000 km. Oczywiście leżankowy fotel wymaga złożenia przedniego fotela, ale czego nie robi się dla prezesa! Tak – masaż też w nim jest!
Dodam jednak, że dana osoba nie może być wysoka, bo nie zmieści się ze swoimi długimi nogami na leżąco.
Niesamowite osiągi
Pewnie nie uwierzycie, ale ten 2,8-tonowy kloc rozpędza się do setki w 5,5 sekundy. Tak, nie pomyliłem się – to szybciej niż Subaru BRZ czy niejeden hothatch. I robi to bardzo widowiskowo, bo stały napęd 4×4 katapultuje to mało aerodynamiczne nadwozie w dość ciekawy sposób. Po prostu auto unosi się niczym łódź i pędzi w stronę 242 km/h prędkości maksymalnej.
Wszystko dzięki trzylitrowemu silnikowi R6 wspartemu elektroniką. Całość może pochwalić się mocą 510 koni mechanicznych i aż 700 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Wartości godne pochwały, zwłaszcza, że wspomniany moment dostępny jest już od 1500 RPM.
To latający dywan na kołach!
Ale największym zaskoczeniem jest to jak Range Rover izoluje podróżujących od otoczenia. I nie mówię już o świetnym wyciszeniu wnętrza, ale o tym jak wielowahaczowe zawieszenie wybiera nierówności. Pneumatyka na odpowiednim trybie jazdy zdecydowanie zmienia oblicze auta. Jest na tyle efektywna, że człowiek ledwie czuje krawężniki.
Dzięki temu Range Rover płynie niczym łódź lub czołg nie przejmując się co ma pod kołami. Owszem przechyla się przy przyspieszaniu i hamowaniu oraz szybkich zakrętach, ale w końcu to nie jest auto sportowe.
I nadal świetna terenówka
A gdybym napisał Wam, że taki Range Roverem jeździłem kiedyś po żwirowni? Piasek, błoto czy wysokie podjazdy to żaden kłopot. Nawet z tą łodzią to nie żarty, ponieważ samochód może brodzić w wodze do 85 centymetrów. Nie wierzycie – sprawdźcie sami – KLIK.
Dzięki stałemu napędowi 4×4, wielu kamerom i wskaźnikom oraz selektorowi trybów jazdy kierowca w prosty sposób może przygotować auto na daną nawierzchnię. A wyborów jest naprawdę kilka, także nawet tak drogi i luksusowy samochód da sobie radę na gorszej drodze lub daleko w lesie. Kto by jednak bawił się w off-road takim autem?
Szczęśliwi pieniędzy nie liczą
No właśnie, bo przecież minimalnie ten zaawansowany technologicznie model kosztuje ponad 1 milion złotych. Nasza hybryda plug-in w wersji SV z dodatkami dotarła do granicy prawie 1,3 mln złotych. To naprawdę wysoka półka cenowa i aktualnie kasowy rekord prasowego auta na moim parkingu.
Z drugiej jednak strony szereg udogodnień musi kosztować, a hybrydowa inżynieria na pewno podbiła też stawkę. Dzięki niej oszczędzicie jednak trochę na spalaniu. W trasie jest szansa na 9-10 litrów, ale w mieście to raczej 12-13 litrów. No chyba, że będziecie ładować auto codziennie, to oprócz 71-litrowego baku pozostanie wam jeszcze zasięg jazdy bezemisyjnej na poziomie 100 km. Wówczas wszystko zgadza się z prospektem reklamowym i 0,9 l na 100 km.
Wszystko dzięki 30 kWh baterii, która jak na hybrydę plug-in jest pojemna.
Brytyjczycy mają z czego być dumni
Produkty z gamy Land Rovera naprawdę mają coś w sobie. I może nie są to najpiękniejsze auta z zewnątrz to uwielbiam ich wnętrza. Jeżdżąc więc Range Roverem nie mogłem trafić więc lepiej, bo w wszystko co najlepsze trafiło właśnie pod strzechy tego modelu. I owszem jest przecież dużo drogich i luksusowych SUVów, ale wolę testowego RR niż na przykład Mercedesa GLS Maybach. Chociaż wybrałbym chyba standardowe V8, a nie hybrydę plug-in.
A w grupie do sprawdzenia został jeszcze Rolls-Royce Cullinan lub Bentley Bentayga, ale to już raczej wyższa liga (ceny od 1,5 mln złotych).
Konrad Stopa
fot. Karol Tynka
Zdjęcia Range Rover SV:
Dane techniczne Range Rover SV:
Silnik: 2996 cm3, benzyna – hybryda plug-in
Moc maks.: 510 KM
Maks. Moment obr.: 700 Nm
Prędkość maks.: 242 km/h
Przyspieszenie 0-100km/h: 5,5 s.
Skrzynia biegów: automatyczna, 8 biegów
Cena: ok. 1 280 000 zł