Już nie raz przekonałem się, że ludzie darzą uczuciami najbardziej dziwne pojazdy. W moim przypadku padło na najmniejszego Volkswagena – Lupo w wersji usportowionej GTI. Co może pójść nie tak?
Przez lata bywając na różnych zlotach i spotach spotykałem tych freaków, którzy doprowadzają do perfekcji najdziwniejsze samochody. Na niektórych patrzę ze zrozumieniem i zazdrością, na innych z pewną formą podziwu pomieszanego z politowaniem. No bo jak można kochać np. Tarpana albo Syrenę Bosto? Nie rozumiem, ale szanuję. Faktem jest, że dla każdego pojazdu istnieje gdzieś jakiś świr, który będzie go pielęgnował i da mu przysłowiowe ‘dożywocie’.
Teraz sam stałem się takim świrem, bo kupiłem sobie zapomniany model popularnej marki w postaci Volkswagena Lupo GTI. Teraz trochę kontekstu: wszystkie moje zakupy motoryzacyjne to totalny spontan. Było Polo z 1995 r. , które kupiłem przez przypadek, bo właściwie jechałem obejrzeć inne auto. Była też Jetta z 1987 r. po swapie na 2.8 VR6 też kupiona w dziwnych, niecodziennych okolicznościach. Najmniej spontaniczny z moich zakupów to moje obecne daily (W124), bo oglądałem go kilka dni wcześniej i pozwoliłem sobie na moment zastanowienia. W każdym razie nigdy nie było tak, że rok przeglądam ogłoszenia konkretnego modelu, by wyszukać perełkę dokładnie pod swój gust. W przypadku Lupo sam zakup był spontaniczny, ale poprzedzony długim śledzeniem rynku.
Na łamach tego bloga niejednokrotnie pisałem już o Lupo GTI. Wystarczy wspomnieć TEN artykuł z grudnia 2019, kiedy tak naprawdę zacząłem obserwować ogłoszenia. Pisałem także o nim w zestawieniu małych aut o mocy 100+. Po prostu inspiracja do tego artykułu wzięła się z chęci sprawdzenia co jeszcze stoi na tej samej półce rynkowej, co rzeczone GTI. Po tych wpisach widać, że dojrzewanie do zakupu tego modelu chwilę trwało i narastało z czasem.
Lupo GTI – rynek i ceny
Nie chcę tutaj wchodzić w szczegóły techniczne Lupo GTI. Chciałem omówić rynek, który dla tego modelu istnieje w śladowej postaci. Lupo GTI, tak jak każde inne Lupo, nie było oferowane w polskich salonach sprzedaży. Volkswagen po prostu ocenił, że na ten model nie ma targetu nad Wisłą, gdzie sprzedawały się Seicenta i Matizy po 22-23 tys. zł. Przy nich Lupo, nawet bez wypasu, byłoby o wiele zbyt drogie. Wszystkie GTI w Polsce pochodzą z prywatnego importu i nigdy nie zaobserwowałem sytuacji, by na sprzedaż były więcej niż 2 sztuki jednocześnie. Nic dziwnego, skoro z fabryki wyjechało ledwo 6370 sztuk, z czego 950 z kierownicą po prawej stronie.
Lupo od początku było oferowane jako model semi-premium, dla ludzi którzy chcą mieć auto miejskie z dobrym wyposażeniem. GTI stało na szczycie gamy i kosztowało tyle, co dobrze wyposażony Golf TDI, więc z założenia było bogatsze. Jako jedyne Lupo ma w standardzie biksenony z samopoziomowaniem, elektrykę szyb i lusterek, klimatyzację manualną, centralny zamek, alufelgi 15” czy system ESP. Poza tym można było dodać bogatszy system audio, radio CD z nawigacją, podgrzewane fotele przednie ze skórzaną tapicerką, szyberdach elektryczny czy Climatronik. Większość egzemplarzy na rynku nie ma nawet połowy tych opcji, a takiego GTI z nawigacją nie namierzyłem nigdy w niemieckich ogłoszeniach.
Ceny. Rozpiętość cenowa w Polsce to od 11 do 26 tys. zł, a w Niemczech w przeliczeniu od 20 do nawet 80 tys. zł. Dodam tylko, że ceny zwykłego Lupo w Polsce zaczynają się od 1000 zł, a kończą na 8000, więc nawet nie mają nic wspólnego z GTI. Do zakupu przyzwoitego egzemplarza powinno wystarczyć około 16-20 tys. zł i tendencja jest zwyżkowa. Przyznam, że przed zakupem nie oglądałem żadnego innego egzemplarza, głównie dlatego, że trafiały się w zupełnie innych częściach Polski i nie spełniały wymagań.
Dlaczego akurat Lupo GTI?
Cała historia zaczęła się od tego, że mieliśmy zwykłe Lupo 1.4 16V w całkiem miłej wersji wyposażenia. Robiło spore przebiegi, ale było jednak trochę zaniedbane, nie miało klimatyzacji, a jedynie cieknący faltdach. Pomysł był taki, by kupić Lupo, które będzie w lepszym stanie, z klimą i najlepiej szybsze. Moje ówczesna narzeczona nie wiedziała o istnieniu wersji GTI, ale zacząłem jej nakręcać temat i postanowiliśmy zakupić w przyszłości właśnie taki model. Ja zacząłem oglądać ogłoszenia. Oto zdjęcia naszego poprzedniego Lupo w momencie sprzedaży.
Wymagania były konkretne – czarny lakier, jak najmniej tuningu, jak najlepszy stan blacharski i bogate wyposażenie. Najlepiej właśnie takie z podgrzewanymi fotelami i skórzaną tapicerką, ale to nie był warunek konieczny. Ostatecznie przepuścilismy kilka egzemplarzy – jeden z Tychów, który wisiał dość długo, drugi z okolic Szczecina. Ostatecznie nasz egzemplarz trafił się pod Opolem. Wymarzony czarny lakier z czarną skórą i na czarnych alufelgach, niestety nieoryginalnych. Opis i zdjęcia były zachęcające, ale pojawił się problem. Mieliśmy z tym zakupem poczekać co najmniej do czerwca, a był luty. Mimo wszystko po dwóch dniach ‘choroby’ i paru telefonach do właściciela zorganizowaliśmy wycieczkę pod Opole.
Oględziny
Na miejscu wyszło, że cały dach i maska przednia mają po 200 mikronów farby, co oznaczało ponowne lakierowanie. Prawy przód miał jakąś przygodę jeszcze w Niemczech, do czego sprzedający się przyznał wcześniej przez telefon. Ogólnie w każdym Lupo GTI maska, drzwi i błotniki przednie są z aluminium i na szczęście w tej materii wszystko się zgadzało. Naokoło kilka wgniot, ale korozji brak. Nawet w bagażniku, w okolicy akumulatora, czyli w typowym miejscu dla tego modelu. Oględziny od spodu i jazda próbna także nie wykazały niczego wielkiego, a lakier był w niezłym stanie. Właścicielem był chłopak mieszkający na stałe w Niemczech, który ostatnie kilka lat sporadycznie korzystał z auta. Mnie najbardziej zajarała dość obszerna dokumentacja, wraz z zapiskami, paragonami i fakturami za części i naprawy jakie były wykonywane oraz oryginalna instrukcja do auta. Ostatecznie zapłaciliśmy bez targowania, czyli 16 500 zł, co i tak uważam za niezłą ofertę.
Powrót do domu
Właściwie dopiero podczas powrotu do domu uświadomiłem sobie, że właśnie spełniamy marzenie. Nie zniechęcało mnie nawet to, że była jeszcze głęboka zima, a samochód nie posiadał opon na tę porę roku ze względu na sporadyczne użytkowanie. Wiedzieliśmy o tym, dlatego zabraliśmy ze sobą koła od naszego starego Lupo, które na przedniej osi na szczęście pasowały rozmiarem. Wracaliśmy więc na zestawie 14 cali (wielosezon) z przodu i 17 cali letnie z tyłu. Momentami było trudno, ale po bardzo długiej podróży udało się bezpiecznie dojechać spokojnym tempem. Po drodze odkrywaliśmy ten samochód i bawiliśmy się radiem 2DIN, które ktoś we własnym zakresie sobie zamontował. Dzięki temu możemy odtwarzać CD, pendrive czy nawet podłączyć telefon pod Bluetooth. Jest z nim kilka problemów, bo radio nie odbiera i resetuje się godzina po każdym wyłączeniu, ale ogarniemy.
Po dotarciu do domu oficjalnie rozpoczęła się kadencja czarnego Lupka w naszej rodzinie. W części drugiej opiszę późniejsze perypetie, wydatki i napotkane problemy jakie pojawiły się przy okazji pierwszych miesięcy eksploatacji GTI. Pozostańcie nastrojeni, bo jest o czym pisać :)
Bartłomiej Puchała