Małe, miejskie wymiatacze – szukamy na rynku wtórnym miejskich wozidełek o mocy co najmniej 100 koni. Propozycje są nieoczywiste.
Miejskie auta nie powstają po to, żeby się ścigać. Mają spełniać podstawowe funkcje społeczne i zaspokajać potrzeby tych kierowców, którzy poza miasto rzadko się wypuszczają. Przykładowo Fiat Seicento powstał chyba po to, żeby rozwozić pizzę po blokowisku, a u mnie na wsi tym autem jeździ listonosz. Fiat Panda II za to powstał kiedy Polacy mieli ogromne ssanie na małe auto mogące być jedynym w gospodarstwie domowym – był prosty, miał 5 drzwi i nie nazywał się ‘Daewoo’. To wystarczało.
Producenci doskonale wiedzą, że w miejskim aucie najlepiej pasuje mały silnik – nie trzeba ciągnąć dużej masy, a to sprzyja zmniejszaniu spalania i generalnie wszyscy zadowoleni. Małe auto przecież musi mało palić, a części nabywasz dając złomiarzowi paczkę fajek i tak to funkcjonuje. W skrócie – o ekstrawagancji w kwestii wyglądu, wyposażenia czy silnika zazwyczaj nie ma mowy. Otóż tak, ale niekoniecznie. Ja postanowiłem jednak poszukać takich małych, miejskich wymiataczy, które reprezentowały sobą coś więcej. Szybki przegląd pomysłów na ogłoszeniach i miałem mniej więcej pogląd jakie granice przyjąć. Stanęło na tym, że dolną granicą mocy jest 100 KM, a wszelkie wersje usportowione, fabryczne pakiety i inne gadżety są mile widziane. 100 koni to dużo w miejskim samochodzie i niewiele jest aut ważących około tony, które mają więcej pod maską. Wytypowałem 6 propozycji.
Fiat Panda 100HP
Na początek od razu samochód, którym się jaram. Tak, Fiat Panda z silnikiem o mocy 100 koni to nie lada gratka. Ten pudełkowaty hatchback sam w sobie jest uroczy, ale silniki 1.1 czy 1.2 służą w nim tylko do toczenia się. Alternatywą jest kupno Pandy 1.3 Multijet, ale są one droższe i rzadziej występują. Rozwiązaniem jest 100HP, z którym pod maską ten mały wariacik przyspiesza do 'setki’ w 9,5 s. No i ten bodykit! Włosi umieją w design i nawet skrzynkę pocztową na kółkach, taką jak Panda, potrafili ubrać z pazurem. 100HP to zdecydowanie najlepiej wyglądająca Panda II ze swoim bodykitem, lotką, chromowanym wydechem i alufelgami. Jest tylko jeden problem – nie było jej nigdy sprzedawanej w Polsce. Osobiście uważam, że Panda to takie auto, które zawsze trzeba brać w pakiecie 'pierwszy właściciel, salon polska’. W przypadku 100HP jest to niemożliwe.
Fiat Panda w tej wersji powstawał w latach 2006-2010. Znalazłem 16 egzemplarzy na sprzedaż w Polsce w cenach od 9999 do 19 900 zł. Nie trzeba jednak wydawać aż tyle, bo za 13-15 tys. już są fajne auta. Jest to mały Fiat, a więc części będą tanie jak paliwo w Wenezueli, a auto jest tak rzadkie, że nie widziałem takiego na zlocie Forza Italia. Brać, wybierać, polecam.
Renault Twingo II GT/RS
Renault umie w małe hatchbacki. Pierwsze Twingo było dość rewolucyjnym autem i produkowano je bardzo długo z sukcesami, ale brakowało mu właśnie czegoś ekstra pod maską. W drugiej generacji to się zmieniło, a producent dał klientom aż 2 wersje do wyboru. Ogólnie Twingo można było kupić z silnikami o mocach typu 60-70 KM. Potem długo nic i najpierw było GT (2007-2012) z jednostką 1.2 TCe 100 KM, a potem RS (1.6 16V 133 KM). Tu już niech zdecydują osobiste preferencje, ale ja skłaniam się ku mocniejszej odmianie wolnossącej. Od razu dodam, że auto ma nieprawdopodobny charakter jak każdy RS od Renault Sport, twarde zawieszenie i zadziorny wygląd.
Czy taka przyjemność dużo kosztuje? W przeciwieństwie do innych RS-ów Twingo jest dość tanie. Ceny na rynku wtórnym ponownie zaczynają się od 9999 zł za najtańszy sprawny egzemplarz. Ceny kończą się mniej więcej na dwukrotności tej kwoty, a w okolicach 20 tysięcy można już znaleźć egzemplarze w malowaniu Gordini. Czad! Oczywiście słabsze wersje GT są powszechniejsze i tańsze, bo około 10 tysięcy złotych już wystarczy na fajny samochód.
Citroen C2 VTS
Ktoś pamięta jeszcze Citroena C2? To był efekt mody na auta segmentu A, które teraz wymierają. Producentom nie opłaca się ich produkować, a Komisja Europejska narzuca nierealne limity CO2. No, ale miało być o Citroenie. Sam w sobie mały hatchback ma ten sam pierwiastek niezwykłości co inne Citroeny z pierwszej dekady XXI wieku. Na papierze to niemal bliźniak opisanego wyżej Twingo – 3 drzwi, silnik 1.6 bez turbiny i ciut niższa moc 125 KM. Obie konstrukcje jednak nie mają ze soba zbyt wiele wspólnego, bo pochodzą z innych koncernów. C2 jest starsze, a więc i tańsze. Zawieszenie jest twarde, ale VTS wynagradza to wyglądem. Wyposażone w bodykit, delikatne kubełki, aluminiowa gałkę biegów i niskoprofilowe opony może się podobać. Mimo to mam nieodparte wrażenie, że solidnością wykonania, a nawet wyglądem kokpitu nawiązuje do większego C3. To nie jest komplement – znam 3 byłych właścicieli C-trójek i każdy z nich z ulgą pozbywał się tego auta.
Ceny? Niskie. Najtańszy egzemplarz za 4600 wygląda na pomęczony, ale to przecież mniej niż 5k! Ceny dochodzą do 10 800 zł za świeżo sprowadzone auta w 'bardzo dobrym stanie’, bo z Niemiec to w sumie nie wiadomo. Z ogłoszeń wywnioskowałem jeszcze dwie rzeczy – słabym ogniwem tego auta jest skrzynia biegów. Kilka sztuk C2 VTS stoi na sprzedaż z uszkodzonym tym podzespołem. No i KJS – C2 musi się do nich dobrze nadawać, a na sprzedaż mamy w tym momencie 2 auta po modyfikacjach do rajdów.
Suzuki Swift Sport
Swift to ucielieśnienie definicji małego, fajnego auta do miasta. Niezależnie czy jesteś kobietą czy mężczyzną – ten samochód jest unisex i każdy go doceni za coś innego. Ja w nim lubię sposób, w jaki się prowadzi. Lekkość i zwinność już w podstawowych wersjach to dobra zapowiedź wariantu sportowego. Swift Sport z lat 2005-2011 to naturalny następca GTI z lat 80. Ma dwie końcówki wydechu, zadziorny wygląd i pięknie się zestarzał. W żadnym wypadku nie powiedziałbym, że ten design ma ponad 15 lat. Na dodatek Suzuki uchodzi na rynku wtórnym za wyjątkowo niezawodny wóz i to jest prawda. Nie potrafię sobie nawet przypomnieć co trapi te auta oprócz korozji. To akurat norma w autach z Japonii. Poza tym lać paliwo i jeździć, a to wyjątkowo przyjemna jazda z silnikiem 1.6 o mocy 125 KM.
Swifty trzymają ceny, a Sport najbardziej. Najtańsze egzemplarze w cenach poniżej granicy 10 tysięcy to loteria – może być ok, a może być wyeksploatowana mina. Na uczciwego Sporta z drugiej lub trzeciej ręki naszykowałbym budżet między 15, a 20 tysięcy. Za tę cenę macie samochód fajny, ładny i niezawodny, a i często z dobrym wyposażeniem (np. klimatronik, keyless go). Podaż też jest niezła, bo Swiftów jest zdecydowanie więcej na rynku niż poprzednich aut opisanych tutaj.
Mini Cooper (2001-2007)
Pierwsze wcielenie Mini po odświeżeniu tego modelu w wersji Cooper to niezwykle ciekawa propozycja. Auto jest małe, ale od początku sprzedawano je jako produkt premium. Było odpowiednio droższe niż inne auta tej klasy ze względu na niepowtarzalny styl retro. Dziś to już nic nowego, ale w 2001 roku wywołało szał. Celowo wybrałem Coopera, bo pod maską ma 1.6 bez turbo o mocy 116 KM. Wpisuje się parametrami w konkurentów opisanych wyżej, ale oczywiście jest najstarszym autem do tej pory. Mimo to uważam, że ma coś, czego pozostałym brak – takie Mini bezbłędnie wygląda pod najmodniejszą knajpą z kuchnią typu Fusion w mieście. Pierwsza generacja ma jeszcze wdzięk i styl, który BMW rozdmuchało w kolejnych wcieleniach do granic możliwości. Weźmy centralny prędkościomierz – wtedy był subtelny i zrobiony ze smakiem, dziś to ogromny ekran pozbawiony już tej elegancji.
Otworzyłem OLX i ekran niemal pękł w szwach. Ofert jest ponad 200 i dotyczy to właśnie wersji Cooper bez S. Najtańsze gruzy to kwestia wydania 6500-7000 zł. Za 15-20k można już wybierać i przebierać dobierając nie tylko przebieg i wyposażenie, ale też kolor auta. Można też zaszaleć i wziąć kabrio, ale to polecam tylko kobietom. Absolutnie najdroższy Cooper hatch z tych lat znalazłem za 24 700 zł.
Volkswagen Lupo GTI
Cały ten artykuł narodził mi się w głowie podczas jazdy Lupo w wersji 1.4 16V 75 KM. Auto jest w moim najbliższym otoczeniu od kilku lat i zdążyłem się już w nim lekko zauroczyć. Od początku ten model powstawał z myślą o byciu czymś więcej niż autem miejskim. W tych najbiedniejszych wersjach Lupo jest dość żałosne, ale VW nie robił przeszkód, by sobie zamówić ekstrawaganckie dodatki. Wśród nich między innymi jest elektryczny faltdach, elektryka szyb i lusterek czy klimatronik. Lupo świetnie jeździ, bo nie czuję się w nim jak w taczce, która podskakuje na nierównościach, a na polecenia kierownicą reaguje spontanicznie. Przydałoby się tylko więcej mocy i tutaj, całe na biało, wjeżdża Lupo GTI. Nie powstawało ono z myślą o limitowanej edycji, ale wysoka cena spowodowała, że na drogi wyjechało około 6,5 tys. egzemplarzy GTI. Pod maską każdego z nich pracuje 1.6 16V o mocy 125 KM, a nie zabrakło też miłych dodatków. Są ksenony, klimatyzacja, kubełkowe fotele, trochę inne zegary i parę innych smaczków. Więcej na temat tego modelu przeczytacie w artykule, który kiedyś popełniłem.
Samochód jest najstarszy w zestawieniu i nigdy nie był oferowany w Polsce, w żadnej wersji. Wszystkie Lupo na ulicach pochodzą z prywatnego importu. GTI ze względu na niewielką liczbę egzemplarzy dość trudno znaleźć, ale polecam czekać, aż któryś wypłynie w Polsce. W Niemczech te auta są liczniejsze, ale wcale nie tańsze. U nas samochód od pasjonata modelu można kupić za 16-18 tys., a u Niemca za 10 tysięcy. Euro. Polskie ogłoszenia obserwuję od dawna i rzadko są więcej niż 3 sztuki Lupo GTI na sprzedaż jednocześnie. Teraz wypłynęło jedno z drogich, ale idealnych – za 26 900 zł sprzedaje go oficjalny dealer VW Krotoski. Trzeba przyznać uczciwie, że piękne.
Podsumowanie
Małe auta nie muszą być nudne – tak można podsumować ten artykuł. W przeszłości producenci nie bali się usportowionych wersji miejskich samochodów, które dziś wyglądają wciąż bardzo atrakcyjnie. W zależności czy cenisz sobie nadwozie 5d (Panda), brytyjski smak (Mini), japońską niezawodność (Swift) czy niemiecką solidność (Lupo) każdy znajdzie coś dla siebie. Do tego usportowione wersje małych aut mają według mnie same zalety – są najbogatszymi wersjami swoich modeli, a pod maską mają silniki zwykle znane z większych braci. Przez to eksploatacja powinna być w miarę bezproblemowa. Ceny też nie są szokujące, zresztą opisałem jak kształtują się na naszym rynku.
Czujecie się zachęceni? Ja tak, ale z przyjemnością poczekam na sugestie aut, które tutaj pominąłem. Dajcie znać w komentarzach.
Bartłomiej Puchała
fot. materiały prasowe