Plotki, a raczej twitter głosi, że jeszcze w styczniu pojawi się Tesla Model Y. Nowy crossover z gamy elektrycznej marki ma wpisać się w panujące trendy po modelu X.
Niektórzy nazywają go kompaktowym SUVem, ale w ogóle go nie przypomina. Przód to dla mnie trochę Porsche Taycan lub nowy Ford Puma, a cały projekt jest trochę niespójny i brzydki. Mimo to, chętnych nie brakuje.
W sumie nie ma się co dziwić, bo najtańsza Tesla Y będzie kosztować 40 tysięcy dolarów, a zapewni zacny zasięg 370 km. Najdroższa i najszybsza odmiana to Long Range Perfomance za minimum 61 tysięcy. Ta wersja jednak przejedzie na jednym ładowaniu aż 450 kilometrów, a do setki rozpędza się o 2 sekundy szybciej niż wspomniany wyżej model (3,5 s vs 5,9 s).
Dodając do tego minimalistyczne wnętrze oraz pełno elektroniki rodziny w USA rzucą się na niego jak na świeże bułeczki. Poza tym widmo słabych akcji Tesli sprawia, że plotki głoszące premierę o ponad pół roku szybciej mogą być rzeczywiste.
Konrad Stopa
fot. Tesla