To oczywiście nie znaczy, że jest słabe. Jest mocne i to bardzo, ale BMW nie dołączyło do wyścigu na konie mechaniczne, który urządzili sobie bardziej niszowi producenci elektrowozów.
Czas na kilka konkretów. Pierwsze elektryczne M to BMW i4 M50. Moc jego silnika silników to 544 konie i 795 Nm (ale nie zawsze). Te wyniki pozwalają na sprint do setki w 3.9 sekundy i osiągnięcie maksymalnie 225 km/h (ograniczonych elektronicznie). Jednak wszystkie liczby podane powyżej dotyczą i4 M50 tylko wtedy, kiedy włączymy tryb Super Boost. Bez niego elektryczna eMka ma 476 koni i 735 Nm.
Czy BMW i4 M50 da radę na torze?
Powinno, przynajmniej według BMW. Dwa silniki zapewnią nam napęd na wszystkie koła, a środek ciężkości jest ponad 5 centymetrów niżej niż w spalinowej serii 3. Poza tym M50 ma to, co mają wszystkie eMki – sportowy układ hamulcowy, adaptacyjne zawieszenie i adaptacyjny sportowy układ kierowniczy. Tak jak wspomniałem – powinno sobie poradzić.
BMW i4 eDrive40 – wersja cywilna
Poza wersją M, BMW odsłoniło też wszystkie karty zwykłej i4. 340 koni i 430 Nm trafią tutaj wyłącznie na tylną oś. Setkę zobaczymy na liczniku po 5,9 sekundy, a dwóch setek nie zobaczymy nigdy – maksymalna prędkość to 190 km/h. Auto mocno różni się od wersji M50 wyglądem – jest zdecydowanie mniej agresywne.
Zasięg, ładowanie itd.
Zasięg słabszej wersji to 590 km, a mocniejszej – 510. Obydwie mają ten sam pakiet akumulatorów o pojemności 83,9 kWh i obydwie naładujemy od 10 do 80% w pół godziny. A, prawie zapomniałem. Przez te akumulatory pierwsza elektryczna M waży 2290 kg – sporo jak na auto torowe.
Cieszy was elektryczna przyszłość M, czy wręcz przeciwnie – jesteście zniesmaczeni? Dajcie znać w komentarzach.
Wojciech Kaleta
Zdjęcia: BMW