Nie od dziś wiadomo, że w Polsce samochód z przebiegiem powyżej 200 tys. km jest niesprzedawalny. I nie ważne, że praktycznie każdy 5-latek tyle właśnie ma, ważne, żeby na liczniku widniała akceptowalna dla oka wartość – choćby była nieprawdziwa. Lubimy być oszukiwani. Jak bardzo? Zapraszam na Kity Allegro!
W swoim życiu kupiłem i sprzedałem kilkadziesiąt aut i zawsze, ale to zawsze, jak byłem sprzedającym, rozmowa o samochodzie zaczynała się od przebiegu. Czyli standardowe „ile ma nalatane” na otwarcie, a potem jakaś mętna gadka o niczym, bo wiadomym było, że samochodu potencjalny zainteresowany nie kupi, a ja nie sprzedam. Cóż, nie ukrywam, że zawsze jeździłem dużo. Sprzedawany przeze mnie 6-letni Citroen Xsara Picasso 1.6 Hdi miał więc 180 oryginalnych tysięcy (najwięcej biorąc pod uwagę w tamtym czasie rocznik na całym allegro), 3-letni Nissan Almera 1.5 110 oryginalnych tysięcy, VW Golf II 1.6 D prawie pół miliona, Daewoo Matiz (moje pierwsze auto) 170 tys, które zrobiłem w dwa lata!!! Piszę tylko o autach, których przebiegu jestem pewien, bo albo znałem wcześniejszych właścicieli albo sam byłem pierwszym. Pozostałych, a było ich o wiele więcej, nawet nie sprawdzałem.
Moje aktualne samochody: BMW e34 i e36 mają odpowiednio 270 i 230 tysięcy przebiegu, a ja nie wnikam na ile jest on prawdziwy, natomiast nie kupiłem ich patrząc na licznik. Kupiłem, bo stan blacharki, zużycia mechanicznego, a także zużycia wnętrza nie pozostawiły żadnej wątpliwości, że mam do czynienia z bardzo żywotnymi egzemplarzami. Niestety, większość ludzi nie myśli o swoim samochodzie w ten sposób.
W Europie Zachodniej samochód służy do jazdy
Utarło się, że przebieg 200 tys oznacza już same kłopoty. Mało kto jednak myśli o tym jakie kłopoty oznacza brak wiedzy o prawdziwym przebiegu lub wypadkowości auta. Zakładając bowiem, że co 15 tysięcy właściciel wymienia olej, że w razie jakiejkolwiek awarii od razu usuwa ją, używa do napraw renomowanych części, to przebieg nawet 300 czy 400 tys. dla wielu samochodów wcale nie jest śmiertelny. Odwracając jednak sytuację, zaniedbanie samochodu o przebiegu 150 tysięcy kilometrów może oznaczać, że szybko zamieni się on w stertę gruzu.
Inna sprawa, że wielu samochodów nie kupuje się – nawet w Polsce – po to, żeby jeździć nimi w niedzielę na bazarek i do kościoła. Weźmy takiego Mercedesa W124. Po ulicach nadal jeździ ich sporo, niektóre są naprawdę ładne, a mimo swojej ponadnormatywnej bezawaryjności praktycznie każdy z nich, jeśli jest już sprzedawany, ma w ogłoszeniu wpisany przebieg maksymalnie 250-280 tys. km. W 25 letnim aucie, które kiedyś jeździło po Niemczech? Wolne żarty! To samo z Passatami TDI, Audi TDI, BMW TDS, ale też i tymi samymi modelami z silnikami benzynowymi.
2 lata temu miałem okazję pojeździć po Niemczech samochodem przez tydzień i przemieszczając się z zachodu na wschód przez cały czas jechałem w kawalkadzie samochodów – ruch u naszych zachodnich sąsiadów w ogóle bowiem się nie uspokaja. Tam ludzie cały czas załatwiają sprawy na jednym lub drugim końcu kraju. Normalny przebieg roczny dużego diesla to więc ok. 60-150 tys. km. Łatwo więc policzyć, że 3-letnie Audi A6 z 240 konnym dieslem będzie już miało na liczniku minimum 180, a maksimum nawet prawie 400 tys. km. Tam w Niemczech nikt go już raczej nie kupi, więc luksusowy, nadal dobrze wyglądający samochód trafi do Polski i do ogłoszeń w jednym z najpopularniejszych serwisów z… przebiegiem 2-3 razy mniejszym. Niestety.
Oto kilka przykładów takich aut:
Na pierwszy ogień VW Touran z silnikiem 2.0 TDI jeszcze na pompowtryskiwaczach (może sprawiać problemy). A o problemy będzie nietrudno, bo biorąc pod uwagę przebieg skręcony o przeszło 160 000 km, Touran znajduje się tuż przed linią mety wyznaczoną w dniu produkcji przez producenta.
Było: 354 000, jest 196 000, a link do aukcji – tutaj.
Kolejny bardzo poszukiwany samochód w serwisach aukcyjnych i kolejne oszustwo. Golf V 1.9 TDI 105 KM to teoretycznie spokój na długie lata, ale chyba lepiej mieć pewność, że przebieg, który wyświetla się na „blacie” jest prawdziwy. Tutaj nie jest.
Było: 269 000 w zeszłym roku, jest: 190 200 teraz, a link – tutaj.
Są sytuacje, w których chamstwo handlarza aż prosi się o jakąś reakcję. Sprzedawana Skoda Superb, wcale nie tania, z silnikiem 1.9 TDi o mocy 130 KM ma na liczniku aż 310 000 km więcej, niż wynika to z informacji w ogłoszeniu! Handlarz kupił ją pewnie za grosze, lekko odpicował (środek wygląda bardzo ładnie) i wystawił jako perełkę. Samochód ma automatyczną skrzynię biegów, więc niebawem może się okazać, że koszty napraw przekroczą granicę zdrowego rozsądku, a tanie 1.9 TDI okaże się studnią bez dna. Tym bardziej, że 530 000 przebiegu to już granica wytrzymałości całej konstrukcji auta…
Było: 530 000 w lutym tego roku, jest 219 000 dziś, a link – tutaj.
Jeżeli myślicie, że tylko niemieckie auta mają aktualizowane przebiegi, to się mylicie. Silnik 2.0 HDI w Peugeocie słynie z wytrzymałości i oferowanych niskich kosztów eksploatacji. Sama 307-ka nie jest aż tak bezproblemowa, jak silnik w niej zamontowany, ale to dobre samochody. Nie zmienia to jednak faktu, że przebieg prawie dwa razy mniejszy, niż deklarowany w ogłoszeniu to skandal.
Było: 403 000 w maju, jest 215 000 dzisiaj, a link – tutaj.
Cofanie liczników to plaga, ale nadal sprowadzamy też szroty
Mimo wszystko, to nie cofanie przebiegu jest najpoważniejszym przewinieniem polskich handlarzy. Ci bardzo często inwestują niewielkie pieniądze w zakup nienadających się do niczego gratów, by potem poskładać je byle jak do kupy i sprzedać niczego nie podejrzewającemu klientowi za ciężkie pieniądze. Wspawywanie ćwiartek, dachów, podłużnic czy kawałków podłóg w stodole u Heńka to jednak gra o naprawdę wysoką stawkę. Nowoczesne, często bardzo szybkie samochody są na tyle skomplikowane konstrukcyjnie, że ich naprawa po poważnym dzwonie w ogóle nie powinna mieć miejsca, a źle wykonana (a tak jest najczęściej) może prowadzić albo do tragicznego w skutkach wypadku albo, w razie zderzenia nawet niewywołanego naprawą, do o wiele poważniejszych uszkodzeń wcześniej już odkształconych elementów karoserii. Dlatego Niemcy, Francuzi, Holendrzy, Duńczycy, Włosi itd. pozbywają się takich samochodów – a te, najczęściej niestety trafiają do polskich „kuźni” dających im nowe życie.
Takie, wydawałoby się, nienaprawialne Audi, z odciętym dachem, bez połowy przodu i boku za jakieś trzy miesiące trafi na rynek z powrotem, oczywiście jako bezwypadkowe, sprowadzone w dobrym stanie: Kliknij
Nie wierzycie? Proszę oto dowód. Ten Jeep z ogłoszenia wyglądał wcześniej tak:
A teraz:
W ogłoszeniu (kliknij) nikt nie napisał co prawda, że samochód jest bezwypadkowy, ale o tym, że jest po potężnym dzwonie też ani słowa. Być może obecny właściciel nawet o tym nie wie… Samochód został sprowadzony z USA, co zupełnie nie dziwi. Praktycznie wszystkie auta, które przypływają do nas zza Oceanu noszą ślady mniejszych lub większych napraw. Na szczęście łatwo jest sprawdzić stan, w jakim opuściły Amerykę – ten mlekiem i miodem płynący kraj prowadzi bardzo skrupulatną dokumentację samochodów ładowanych do samolotów i na statki. Niestety mało kto zapoznaje się z tą powszechnie dostępną wiedzą przed zakupem.
A tu jeszcze jeden przykład – tym razem samochód z Europy, a w ogłoszeniu mamy wyraźną adnotację, że jest „BEZWYPADKOWY” (kliknij). Hmmm…, czy rzeczywiście?
Niestety niedawno to Audi wyglądało tak:
Sprzedawca do niczego się nie przyznaje. Ciekawe jednak jak A4 zostało złożone, czy ma poduszki powietrzne i na ile dalsza eksploatacja daje szansę na spokojny sen…
Oczywiście nie każdy używany samochód jest po wypadku lub ma przekręcony przebieg, ale większość niestety tak. Jak się więc ustrzec przed finansową wpadką?
Jak kupić, żeby nie żałować?
Najlepiej kupować samochody od właścicieli, którzy mają je w swoim posiadaniu już jakiś czas, mają też choćby podstawową dokumentację przeprowadzonych napraw (raczej nikt nie inwestuje w samochód, który nie rokuje dobrze). Poza tym, rozsądnym jest szukanie ofert najdroższych z danego rocznika i omijanie wszystkich okazji. Odradzam też kupowanie samochodu oczami i pod presją (wielu handlarzy pospiesza, sprzedając bajki o tym jak wielu potencjalnych klientów już jedzie po to auto). Nie zapominajmy też o zabezpieczeniu pieniędzy na pierwszy wkład w podstawowe naprawy samochodu, m.in. na: opony, rozrząd, oleje, klocki i tarcze oraz wizycie przedsprzedażowej w dobrym warsztacie (warto się tam udać jednym, wybranym już po odsianiu ziarna od plew egzemplarzem). Nie warto więc kupować wymarzonego auta za wszystko, co mamy na koncie czy w skarpecie. I jeszcze jedno – pamiętajcie, samochód „jeździ stanem, a nie przebiegiem”, jak mi to kiedyś ktoś mądry powiedział.
Adam Gieras
fot. otomoto, allegro.pl, olx.pl
Za pomoc przy realizacji tematu dziękujemy Moto Detektywowi – fajnie, że jesteście, robicie kawał dobrej roboty! Oczywiście zachęcamy do odwiedzania ich strony na facebooku: www.facebook.com/motodetektyw.