Choć Jaguar F-Type Coupé S rozpala zmysły swoim 495-konnym V8 i potrafi zamienić tylne koła w mieszankę gumy i asfaltu, nie jest najmocniejszym z F-Type’ów. Brytyjscy inżynierowie, zastępując literkę „S” literką „R”, stworzyli samochód szybki jak huragan.
To fenomen, żeby budować pełnowartościowe coupé na bazie roadstera, a nie odwrotnie. Przypadek Jaguara pokazuje, że to możliwe i, co więcej, efekt końcowy olśniewa, ba – rozkłada na łopatki. Przyznam się, że choć lubię jak ciepły, letni wiatr mierzwi moje włosy podczas jazdy, mając do wyboru wersję bez dachu i opisywane coupé, bez dwóch zdań wybrałbym to drugie.
Nad stylistyką F-Type’a pracował sam Ian Callum, który niejednokrotnie w wywiadach podkreślał, że Jaguar powinien być postrzegany jako idealny samochód dla ciekawych i niespokojnych ludzi (F-Type już w podstawowej wersji bez wątpienia spełnia te kryteria). Warto też dodać, że Ianowi przy projektowaniu tylnej i górnej części nadwozia pomagał Polak – Tadeusz Jelec.
Prostą, ale zarazem piękną karoserię Jaguara F-Type Coupé R wykonano z aluminium. Tylne błotniki wyciosano z jednego elementu, a całość czerpie garściami z bogatej historii projektów Jaguara. Wszystko jest bardzo proporcjonalne i sprawia wrażenie lekkiego – zupełnie jakby unosił się nad tym duch włoskiej stylizacji. Masywny przód, duży grill ze smaczną, chromowaną obwódką, olbrzymie wloty powietrza w przednim zderzaku czy drapieżne światła nie pozwolą pomylić tego auta z żadnym innym. To jednak, co najbardziej zwraca uwagę, to tył pojazdu, który niczym seksowne biodra kobiety podkreśla cały alfabet piękna motoryzacji. Urzekająco poprowadzona linia dachu, smukłe wycięcia błotników, podłużne światła tylne i cztery gardłowo brzmiące wydechy wyraźnie mówią kierowcom jadącym za F-Type’em: „Jestem narowisty, uważaj!”.
Za kierownicą samochodu kierowca może poczuć się jak w roadsterze. Masywne fotele otulają ciało, a panująca w środku sportowa ciasnota przypomina o tym, że każda, nawet kilkukilometrowa przejażdżka to tak naprawdę walka o jak najlepsze miejsce na światłach. Materiały użyte do wykończenia wnętrza są najwyższej jakości i choć deska rozdzielcza przeładowana jest przyciskami, a panel dotykowy wydaje się mocno przestarzały i wolny, każdy, kto znajdzie się za kierownicą tego auta, zamarzy tylko o jak najszybszym wciśnięciu pedału gazu w podłogę.
A jest co wciskać. Potężna V8 o pojemności 5 litrów i mocy 550 KM (o 55 KM więcej niż w wersji S) powoduje, że podczas ruszania skóra na twarzy bezlitośnie naciąga się na każdym centymetrze. Silnik generuje 680 Nm momentu obrotowego, co w duecie z 8-stopniową automatyczną skrzynią firmy ZF daje moc w zasadzie we wszystkich sytuacjach. Przekładnia po wciśnięciu nogą kickdowna potrafi zrzucić nawet cztery biegi tylko po to, żeby oszałamiający dźwięk płynący z tylnych dyfuzorów przypomniał kierowcy, że żyje. Warto dodać, że F-Type Coupé R został specjalnie wzmocniony, dzięki czemu jego sztywność pozwala zapomnieć o panujących na Ziemi prawach fizyki. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h trwa 4,2 sekundy, a prędkość maksymalną producent zatrzymał elektronicznym kagańcem na wartości 250 km/h…
Wersję R wyposażono standardowo w elektronicznie sterowane amortyzatory, elektroniczną blokadę mechanizmu różnicowego i system torque vectoring, który odpowiada za płynne pokonanie zakrętu przy jednoczesnym dohamowywaniu. Podobno nawet mało doświadczony kierowca może poczuć się w F-Typie R bezpiecznie jak dziecko w kołysce. No chyba, że przesunie suwak na konsoli środkowej w pozycję „sport”. Wtedy zabawa dopiero się zaczyna, a zapach dymu z opon staje się jedynym, jaki dociera do naszych nozdrzy. Cena takiego auta to równe 540 tys. zł. Czy to dużo? Biorąc pod uwagę możliwości, chyba nie…
Adam Gieras
fot. materiały producenta