Mercedes-AMG GLB 35 świetnie wygląda, jest ogromny w środku, a do tego potrafi pokonać niejednego hot-hatcha na światłach. Przejechałem tym autem ponad 1300 km i powiem Wam jedno – mam wrażenie, że w tej wersji GLB nie został dobrze przemyślany…
Co roku przed sezonem jeżdżę z rodziną nad morze. Nie lubimy tłumów, disco-polo i walki o każdy skrawek plaży. Polskie morze jest też dla mnie – a jestem morsem – za zimne w lecie, dlatego wybieram je wtedy, kiedy po plaży snuje się dosłownie kilka osób, pies może się wybiegać, a syn spokojnie porobić babki z piasku. W tym roku nasz krótki urlop zaczął się jednak od ciągłych narzekań żony na niezwykle niewygodne auto, którym przyszło jej na tylnym siedzeniu z synkiem jechać. A to przecież SUV!
Wyglądem nawiązuje do GLK, choć tego zastąpił… GLC
Trochę gubię się w tym nazewnictwie Mercedesa, ale muszę przyznać, że patrząc na te wszystkie obłe kształty mniejszych i większych braci niemieckiej marki, GLB ma u mnie dużego plusa za wygląd cegły. Auto wygląda bowiem muskularnie jak na swoje rozmiary – na zdjęciach sprawia wrażenie o wiele większego. Muszę też przyznać, że moim zdaniem, i pewnie nie tylko moim – może nawet taki był cel, GLB nawiązuje stylistycznie do nieprodukowanego już GLK, którego zastąpił z kolei GLC. Nie jest łatwo się tu odnaleźć. Grunt jednak, że auto wpada w oko.
Szczególnie na 21-calowych kołach i z pakietem stylistycznym AMG. W tym zestawie, ciężko odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z SUVem, który ma nas wygodnie wozić po nierównych drogach z dala od miasta. Mnie pierwsze skojarzenie, które przyszło do głowy patrząc na AMG GLB 35, zaprowadziło do hot-wheelsów – takich resoraków na ogromnych kołach odpowiednio stuningowanych, ale najczęściej ze smakiem. Mój syn ma kilka. Często się nimi bawimy.
Wnętrze – trochę dyskoteki, ale… jest nieźle
Mercedesy poszły w stronę pełnej „tabletyzacji”- zresztą zgodnie z modą całej branży moto. Przed oczami kierowca ma zatem długi prostokątny tablet, który częściowo jest prędkościomierzem i wyświetlaczem najważniejszych danych, a częściowo obsługuje infomedia. Trzeba jednak przyznać, że ów wyświetlacz został niezwykle smakowicie połączony z atrakcyjną dla oka deską rozdzielczą. Tyle że spodoba się ona raczej młodym, poszukującym nowoczesnych rozwiązań odbiorcom.
Okrągłe wywietrzniki podświetlają się w nocy na wszystkie kolory tęczy. Zresztą ambilight został tu bardzo mocno rozbudowany, co może nie spodobać się zwolennikom Konfederacji. Nie ma tu bowiem biało-czerwonych barw, ale różów i fioletów w typie Queer jest bardzo dużo. Pasuje to jednak to tego wnętrza, choć nie jeden emeryt czułby się tu pewnie jak na stroboskopowej dyskotece.
Obsługa klimatyzacji została na szczęście pozostawiona na osobnym panelu. Nie zmienia to jednak faktu, że obsługa wnętrza GLB do najłatwiejszych i najbardziej intuicyjnych nie należy. Na nie wiele jak dla mnie zdaje się funkcja „Hej Mercedes”, bo poza podniesieniem temperatury i odpowiedziami na moje „kocham cię” – „ja też lubię z tobą jeździć”, nie udało mi się zmusić komputera do zaprojektowania trasy dojazdu czy włączenia radia.
Na tunelu środkowym znajdziemy bardzo wygodny pad, ale ilość funkcji do obsłużenia nim oraz ich pogrupowanie pozostawiają jeszcze trochę do życzenia. Moją uwagę zwróciła za to nawigacja, która tuż przed zbliżającym się skrętem przełącza się na przedni ekran auta wyświetlając drogę przed nim oraz wskazując drogę za pomocą bardzo widocznych strzałek. W sumie nie trzeba patrzeć przed siebie. Wystarczy w ekran. Taki żart.
Co poza tym? A mamy tu kilka smaczków. Świetnie leżąca w rękach kierownica została dodatkowo obszyta mikrofibrą (prawie 2500 zł). Pomyślano także o nowoczesnych akcentach – na kierownicy umieszczono mini wyświetlacze do obsługi ustawień podzespołów i trybów jazdy auta. Pasy bezpieczeństwa są czerwone. Znajdziemy tu też wiele przeszytych czerwoną nicią elementów – boczki drzwi, siedzenia czy wspomniana kierownica.
Extra smaczek? Dodatkowy rząd siedzeń w przepastnym bagażniku. Gdy są złożone możemy tu spakować nawet bardzo lubiącą zmieniać kreacje wieczorne rodzinę. Przy rozłożonym dodatkowym rzędzie, możemy z tyłu przewieźć dwójkę małych dzieci, rezygnując przy tym prawie całkowicie z bagażu. Mimo wszystko uważam, że sam zamysł jest spoko i czasami te dwa dodatkowe miejsca się przydadzą.
Czy coś psuje efekt „wow”? Nierówne wykończenie, nieprzystające do klasy auta i jego wartości. Im niżej deski rozdzielczej tym tworzywa są twardsze i chętniej odzywają się na nierównych drogach. Tak samo słabe tworzywa znajdziemy w bagażniku. Nie wiem w którą drogę to zmierza, ale w moim 30-letnim Mercedesie w bagażniku jest welur. W tym, twarde, łatwo rysujące się plastiki. Co poszło nie tak? Chyba księgowi…
AMG?
Z czego słynie każde auto opuszczające stajnię AMG? Przede wszystkim z tego, że silnik wg zasady „one man, one engine” jest od pierwszej śrubki robiony przez jednego pracownika. Przekładając tę zasadę na GLB 35 AMG nie mamy tu jednak do czynienia z purystycznym podejściem do tej zasady – silnik produkowany jest jak inne jednostki Mercedesa na taśmie produkcyjnej. Jeden człowiek produkujący jeden silnik w AMG poświęca się póki co większym jednostkom, choć pewnie niebawem się to zmieni. V6-tki i V8-nieuchronnie znikają.
Motor w GLB ma 2 litry pojemności i generuje 306 KM. Od samego odpalenia chętnie rwie się do jazdy, wprawiając to auto bardzo szybko w ruch. Ważące prawie 1800 kg GLB rozpędza się do pierwszej setki w 5.2 sekundy, ale nawet do 200 km/h nie ma się poczucia, że samochód zwalnia lub dostaje zadyszki. 400 Nm dba o to, żeby moc była obecna praktycznie do odcinki.
Nie bez znaczenia jest też reakcja na gaz skrzyni biegów. Przekładnia działa bardzo sprawnie i pewnie przenosi moc na koła, ale w ruchu miejskim, przy spokojnej jeździe, potrafi poszarpywać. Przejechanie trasy 1300 km, z czego ponad 500 bardzo dynamicznie, kosztowało mnie jakieś 700 zł. Szybkie pokonywanie autostrad z prędkościami nieco wyższymi niż dozwolone odbiło się niekorzystnie na spalaniu – nie pomogła też zapewne kwadratowa bryła auta. Wóz podczas „zasuwania” połyka spokojnie 14-17 litrów na 100 km, a nie mówimy przecież o torowej jeździe. Podczas spokojniej jazdy udało mi się za to ten wynik zbić do 7,8 litra na 100 km, ale wymaga to od kierowcy dużego opanowania w operowaniu gazem. Przeciętny użytkownik auta po oswojeniu się z nim, jeżdżąc głównie po mieście, zamknie się pewnie w okolicach 12 litrów na 100 km. Nie jest źle, szczególnie biorąc pod uwagę moc.
Tylko czy ta moc jest potrzebna?
Biorąc AMG GLB 35 na przedłużony weekend liczyłem na wygodę znaną mi z innych Mercedesów typu SUV. Niestety bardzo się pomyliłem. To auto zbudowano do ostrej jazdy, czego nie jestem w stanie w pełni zrozumieć. Owszem, na autostradzie GLB 35 pewnie trzyma się drogi. Jego szybkość pozwala być pierwszym na światłach, a na lewym pasie można uznać się za jego króla. Niestety na krętych i nierównych drogach jest już o wiele gorzej. Raz, że w aucie czuć wysokość i wagę, przez co w ostrych zakrętach buda mocno się przechyla, a dwa – jest po prostu makabrycznie niewygodne.
Jeśli ktoś kupuje auto typu SUV to głównie po to, żeby móc zabrać rodzinę na wypad w weekend i nie przejmować się bagażem, słabymi drogami czy przede wszystkim pewnie… brakiem wygody. Tu niestety na każdej dziurze każde małe dziecko, jak mój syn zresztą, będzie budzić się z płaczem, a każdy pasażer tylnej kanapy po 100 kilometrach po dziurawych drogach będzie błagał o postój. Auto jest twarde jak na AMG przystało, ale nie jest prawdziwym AMG.
Po co zatem jest to auto?
Bo słupki sprzedaży tego wymagają. Najdroższe i najszybsze SUVy marek premium sprzedają się w bardzo dużych ilościach – około 20% zamówień dotyczy takich właśnie wersji. Tyle że testując wiele z tych aut, w żadnym nie miałem poczucia, że moje cztery litery podróżują wozem drabiniastym bez amortyzatorów.
Zatem wszystkie zalety auta – ogromna przestrzeń i ilość miejsca na nogi, wygodne, choć pozbawione dobrego podparcia na boki fotele, świetnie leżąca w rękach kierownica czy agresywny wygląd pozostają w cieniu. Jazda Mercedesem-AMG GLB 35 jest męcząca na co dzień, a na torze to auto objedzie nie jeden słabszy, ale niższej zawieszony zawodnik. Jak dla mnie to sztuka dla sztuki. Bez sensu. Chętnie za to przejechałbym się wersją 220d. Bo samo auto, jako takie, bardzo mi się podoba!
Adam Gieras
Wygląd: | [usr 8] |
Wnętrze: | [usr 7] |
Silnik: | [usr 6] |
Skrzynia: | [usr 7] |
Przyspieszenie: | [usr 6] |
Jazda: | [usr 6] |
Zawieszenie: | [usr 7] |
Komfort: | [usr 2] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 5] |
Ogółem: | [usr 6.2 text=”false” img=”06_red.png”] (62/100) |
DANE TECHNICZNE Mercedes-AMG GLB 35:
Silnik: t. benz. R4, 16 zaw.
Pojemność: 1991 cm3
Moc maksymalna: 306 KM/5800-6100 obr/min
Maks. moment obrotowy: 400 Nm przy 3000-4000 obr./min.
Skrzynia biegów: automatyczna, ośmiobiegowa, dwusprzęgłowa
Napęd: 4×4
Zbiornik paliwa: 60 litrów
Typ nadwozia: SUV
Liczba drzwi / miejsc: 7
Wymiary (dł./szer./wys.): 4634/1834/1658 mm
Rozstaw osi: 2829 mm
Masa własna/ładowność: 1680 / 580 kg
Prędkość maksymalna: 250 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h: 5,2 s.
Cena: około 270 000 zł