Skoro nawet producent 90% swojego filmu promocyjnego skupia na idei koloru, w tym możliwych 97 konfiguracjach kolorystycznych pojazdu, czy oznacza to, że nie ma nam nic lepszego do zaoferowania? Czego tak naprawdę możemy oczekiwać od Citroena C3 po faceliftingu?
Co skłania nas do zakupu małego miejskiego samochodu? A – chęć posiadania małego, zwinnego autka, które wciśnie się w każdą wolną szczelinę lub B – niska cena za nowy samochód. Chcąc, nie chcąc porównując propozycje różnych producentów, spoglądamy na to co otrzymamy za daną cenę, a że poruszamy się w przedziale gdzie rabat dealerski może osiągnąć, bagatela, 5000 zł lub w ogóle go nie ma, to wertujemy oferty skrupulatnie.
Czym przyciąga C3?
Na początek moja mała dygresja. Jak wcześniej wspomniałem, Citroen ogłasza iż można skonfigurować C3 z zewnątrz na 97 sposobów. 7 kolorów nadwozia, 4 pakiety kolorów, 4 kolory dachu oraz 3 naklejki dekoracyjne dachu – na moje matematyczne oko w żadnym wypadku nie daje to 97 opcji. Według mnie, możliwych kombinacji jest o wiele więcej, ba biorąc pod uwagę tylko sensowne kombinacje (odrzucając te w stylu czerwony dach, niebieskie lusterka, czarne boczki i srebrny lakier) to 97 tak czy tak nie chce wyjść. Może wy macie jakieś rozwiązanie tego problemu, dajcie znać w komentarzu. Bądź co bądź możliwości personalizacji auta jest wiele, co jest już dużym atutem dla indywidualistów.
Pozostawiając ideę kolorów na drugim planie przyszła pora na gwóźdź programu: AirBump’y i wszechobecne plastikowe nakładki, dokładki, przekładki i inne listewki, które finalnie w tym wydaniu mnie akurat kupują. Wygląda to spójnie – C3 zyskuje przez to na charakterze i przede wszystkim na funkcjonalności, bo wszyscy wiemy jak to na parkingach bywa. Co moje to moje, a co twoje to już mnie nie interesuje.
Wnętrze
To znany już z Citroena minimalizm. W tym wypadku Francuzi poszli o krok dalej i zmniejszyli nawet średnice cupholder’ów. Nie ma co liczyć na wygodne włożenie kubka z kawą lub herbatą. Puszka 250 ml to już i tak zbyt spore wyzwanie dla Citroena. Na szczęście zaoszczędzone na uchwytach milimetry, zostają dodane do ogólnej przestrzeni w aucie. Pozycja za kierownicą jest bardzo wygodna za sprawą manualnej, ale za to bardzo szerokiej gamy, regulacji fotela i kolumny kierowniczej. Sam fotel – kwestia gustu, na pewno miękki, jednak nad jego ergonomią trochę bym polemizował. Na duży plus zasługuje podłokietnik z prawej strony fotela dla kierowcy (rzadko spotykana opcja w tym segmencie), na minus jednak brak regulacji odcinka lędźwiowego – harmonia zachowana. Z czystym sumieniem można powiedzieć, że całokształt wnętrza jest nieszablonowy, czy to za sprawą kratek nawiewu, czy też wewnętrznych klamek lub przetłoczeń w boczkach drzwi (makabrycznie twardych). W każdym razie nie ma nudy.
Co w tym świecącym prostokąciku znajdę?
Coś co mnie powaliło na łopatki to opcjonalna nawigacja za dopłatą 2500 zł ze… starymi mapami. Na trasie Kraków-Warszawa mapa jest mniej więcej z okolicy 2018 roku, jednak jest ratunek – AppleCarPlay i prawda jest taka że cały system Citroena i wszystkie zawarte tam opcje (poza klimatyzacją, gdyż ta dostępna jest jedynie z poziomu dotykowego ekranu) są bezużyteczne.
Co mnie zaskoczyło?
Realny zasięg na pełnym zbiorniku wynoszący 800 km sprawia, że można komfortowo poruszać się tym samochodem na dłuższe dystanse. Bolączką w trasie jest to, iż granica komfortu kończy się przy 110 km/h, wtedy zaczyna być naprawdę głośno i nieprzyjemnie. V-max jaki deklaruje producent to 196 km/h i jak to mówią, do odważnych świat należy. W cyklu miejskim zasięg jest nieco mniejszy jednak i tak wciąż pozwala nie myśleć o ciągłym tankowaniu. Realne spalanie na trasie to 5.5-5.7 l/100km, w mieście nieco powyżej 6 l/100km. Mówię tu o najmocniejszym silniku benzynowym 1.2 110 KM z automatyczną skrzynią biegów.
Bagażnik w tym aucie jest zupełnie wystarczający i pomimo wysokiego progu załadunkowego można z niego wygodnie korzystać. Składając fotele, z 300 litrów robi się już 922 litry, jednak oparcia pozostają pod kątem i tworzy się pewien uskok. Moja wisienka na torcie to półka na smartfon. Większość z was zgodzi się ze mną, że telefon w aucie to już chleb powszedni i dobrze by było gdyby nie latał po całym aucie przy każdym zakręcie. Tym bardziej szukanie go pod fotelem również nie jest zbyt przyjemne.
Co za tym mnie zirytowało?
Przycisk „S” na skrzyni biegów. Nasz egzemplarz, jak już wspomniałem, posiadał automatyczną skrzynię biegów, która uwaga – posiada tryb sportowy. Równie dobrze ten przycisk mógłby być zaślepką z oznaczeniem „S” i robiłby dokładnie tyle samo. W tej klasie aut prędzej spodziewałbym się przycisku ECO niż SPORT. Uczucie które pozostaje po wciśnięciu „S” jest niczym to gdy po powrocie z zakupów wertujecie paragon i okazuje się, że kasjerka nabiła dwa razy proszek do prania a wy macie tylko jeden.
Czas na koszty i podsumowanie
Minimalnie za Citroena C3 w salonie zapłacicie 50 900 złotych, ale będzie to goła wersja bez wyposażenia. Nasz egzemplarz to wydatek o prawie połowę wyższy, ponieważ ostateczna cena zatrzymała się przed granicą 75 tysięcy złotych. Duży koszt to jednak wariant z mocnym silnikiem i automatyczną skrzynią biegów.
Po liftingu Citroen C3 nie zmienił się diametralnie, ale zyskał trochę nowocześniejszego sznytu. Jest teraz jeszcze bardziej kolorowy, więc na mimo wszystko, na pewno przekona do siebie sporą liczbę osób.
Artur Kapecki
Wygląd: | [usr 8] |
Wnętrze: | [usr 7] |
Silnik: | [usr 8] |
Skrzynia: | [usr 7] |
Przyspieszenie: | [usr 6] |
Jazda: | [usr 6] |
Zawieszenie: | [usr 6] |
Komfort: | [usr 6] |
Wyposażenie: | [usr 7] |
Cena/jakość: | [usr 7] |
Ogółem: | [usr 6.9 text=”false” img=”06_red.png”] (69/100) |
Dane techniczne:
Silnik: R4, turbo
Pojemność: 1198 cm³
Moc: 110 KM
Maksymalny moment obrotowy: 250 Nm
Skrzynia biegów: sześciobiegowa, automatyczna
Cena: od 50 900zł, cena testowanego egzemplarza około 74 800 zł