Fiat 126p stał się symbolem samochodu, który zmotoryzował nasze społeczeństwo. Był przede wszystkim tani i prosty w obsłudze, by można było naprawić go pod blokiem. Dacia Spring w swym założeniu jest czymś na wzór Malucha naszych czasów tyle tylko, że wychodzi jej to dosyć średnio.
Czym jest Dacia Spring?
U podstaw, najmniejsza i jedyna elektryczna „Rumunka” jest niczym innym jak europejskim odpowiednikiem Renault K-ZE z Chin, który jest elektryczną wersją Renault Kwida dostępnego w Indiach. Prostota tych samochodów oraz ich niska cena sprawiła, że odniosły one na swych rodzimych rynkach sukces i sprzedają się dosyć nieźle.
Spring na polskim rynku przez chwilę był najtańszym samochodem elektrycznym. Pisze w czasie przeszłym, bo sytuacja się trochę zmieniła po ostatnim liftingu, który wprowadził nowe logo Dacii oraz oznaczenia modelu w formie tanich naklejek (wcześniej mieliśmy zwyczajne, chromowane literki na klapie). Wraz ze swym debiutem Spring był wart około 76 900 zł za bazową wersję, która miała trafiać do firm carsharing-owych i 83 400 zł za odmianę dla „ludu”. Dwa lata później Dacia życzy sobie już 106 900 zł, co sprawia, że jest ona droższa od Smarta ForTwo EQ.
Mimo wysokiej ceny oszczędności widać na każdym kroku
Nie ma co ukrywać, że samo spojrzenie na Dacię daje nam jasno do zrozumienia z jakim produktem będziemy mieć do czynienia. Pokraczne nadwozie, które jest niemal tak samo wysokie jak szerokie, małe kółeczka, połacie gołej blachy czy chociażby ordynarny guzik do otwierania klapy sprawiają, że Spring wygląda po prostu tanio i niezgrabnie. Sytuację próbowano ratować ciekawym kolorem i jakimiś tam detalami w postaci ogromnego znaczka w miejscu klapki do ładowania, ale wyszło to po prostu średnio. Warto jednak oddać Dacii to, że na ulicy przyciąga wiele ciekawskich spojrzeń, mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że Rumuni mają w swojej ofercie takie auto.
Wnętrze jeszcze bardziej uderza nas swoją taniością. Jest twardo, prosto i trochę śmierdząco (niestety). Mamy tutaj jakiś system multimedialny, głośniki grające na poziomie tych, które nosicie w swoich kieszeniach w smartfonach, proste i mało wygodne fotele pokryte śliskim skajem, który w lato nagrzewa się do niespotykanych mi wcześniej temperatur i zachowuje się jak dwustronna taśma klejąca oraz kamerę cofania o fatalnej wręcz jakości. Co więcej, wycieraczka przedniej szyby nie dochodzi do słupka i zostawia gigantyczny niewyczyszczony fragment szyby. Widać, że oszczędzano wszędzie, gdzie się dało i nawet nie starano się tego ukryć.
Nie jest jednak tak, że Dacia Spring jest mieszanką samych minusów
Pomimo niewielkich wymiarów zewnętrznych kabina Spring jest naprawdę bardzo przestronna. Miejsca nie brakuje w praktycznie żadnej płaszczyźnie poza szerokością – z miejsca pasażera można spokojnie sięgnąć pedałów i prowadzić Springa jak z fotela kierowcy. Wsiada się do niej wygodnie, a obsługa jest prosta i intuicyjna.
Zestaw wskaźników jest bardzo prosty i opiera się na monochromatycznym ekranie wraz z ekonomizerem i wskaźnikiem naładowania baterii po obu jego stronach. Wewnątrz ekranu ukryto naprawdę rozbudowany komputer pokładowy (aktualnie wyświetlane informacje zmienia się bolcem przy zegarach), który podaje nam nawet chwilowe zużycie prądu w kilowatogodzinach. Świetne rozwiązanie, z którym nie spotkałem się wcześniej w żadnym elektryku. Szkoda, że nie pamięta on ostatnio wyświetlanych danych, bo za każdym razem, gdy uruchomimy Springa trzeba na nowo przeklikiwać się do interesującego nas wskazania. Klimatyzacja (tak samo jak i ogrzewanie) jest wydajna i nie wydziela z siebie nieprzyjemnych zapachów, co w samochodach budżetowych nie jest taką oczywistością.
Bagażnik też nie jest taki tragiczny – ma pojemność 290 litrów, więc da się do niego zmieścić trochę więcej niż dwie reklamówki z Lidla.
Mocnym punktem jest także układ napędowy
Wbrew pozorom potężne 45 KM oraz 125 Nm momentu obrotowego nie czyni z Dacii najwolniejszego samochodu w mieście. Do około 70 km/h Spring jest żwawy i chętny do jazdy – to oczywiście zaleta silnika elektrycznego. Powyżej tej prędkości jest już gorzej niż tragicznie, ale trzeba też mieć nerwy ze stali, aby rozpędzać rumuńskiego elektryka powyżej tej granicy.
Kręcąc kierownicą mamy poczucie, że została ona połączona z kołami w innym samochodzie, zawieszenie stara się wybierać nierówności najlepiej jak tylko potrafi, ale robi to w skandalicznie głośny sposób (ogólnie wnętrze jest kiepsko wyciszone, słychać nawet pracę silnika elektrycznego), a w zakrętach całe nadwozie ochoczo i wesoło kładzie się na boki. Dorzućcie do tego malutkie i bardzo wąskie oponki, a każda próba pokonania zakrętu nieco szybciej okaże się ciekawa przygodą.
Wystarczy jednak zwolnić, by Spring przestał irytować i zaczął pozytywnie zaskakiwać
Jeśli zaczniemy jeździć Springiem spokojnie, bez pośpiechu i z rozwagą to okaże się on zaskakująco poprawnie jeżdżącym i dzielnym samochodem. Wyższy prześwit wynoszący 15 cm pozwala nam bez większych obaw atakować krawężniki. Małe wymiary wraz z pudełkowatym nadwoziem pozwalają wcisnąć się w praktycznie każdą dziurę i zaparkować niemal wszędzie. Dorzućcie do tego rewelacyjną zwrotność, a w efekcie dostaniemy sprytne miejskie auto, które daje nam komfort, niezależność i swobodę poruszania się. Przyzwyczaić trzeba się na pewno do braku pozycji P na wybieraku kierunku jazdy. Zatrzymując się zostawiamy auto na N i zaciągamy ręczny za każdym razem.
Jakby tego było mało to Spring w moich rękach zużywał naprawdę śmieszne ilości prądu. Bateria trakcyjna ma pojemność 26,8 kWh i wedle producenta pozwala przejechać 305 kilometrów w cyklu miejskim. Mi elektryczna Dacia zużywała średnio 11 kWh przy dynamicznej jeździe i 9,8 kWh przy bardzo spokojnym pokonywaniu Warszawy. Oba wyniki uzyskałem z włączoną klimatyzacją i dwoma osobami na pokładzie. To doskonałe wyniki, które pozwalają nam na przejechanie około 250-270 kilometrów. Maksymalna moc z jaką może ładować się Spring to 30 kWh, jednak trzeba za to dopłacić 2850 zł.
Cena całkowicie przekreśla szanse tego samochodu na zaistnienie na rynku
Jak już wspominałem na samym początku, za Springa trzeba zapłacić 106 900 zł w wersji Expression, do której jedynymi opcjami są kable do ładowania oraz złącze obsługujące do 30 kWh. Jest jeszcze podstawowa, 2–osobowa wersja Cargo za 101 490 zł, jednak ją pozwolę sobie pominąć. Oczywiście, Dacia łapie się w rządowy program dopłat do elektryków, jednak nawet z nim ciężko jest uznać ten samochód za ciekawą opcję.
W gruncie rzeczy Spring nie jest tragicznym samochodem. Oszczędności w nim widać na każdym kroku, ale wydaje mi się, że są one podyktowane przede wszystkim tym, że bazą był tutaj Kwid. Szkoda jednak, że cena na naszym rynku jest absurdalna. Mam takie wrażenie, że Spring powstał w celu wybadania rynku europejskiego i sprawdzenia, czy tego typu auto znajdzie jakąś większą grupę odbiorców. Oczywiście każdy sprzedany Spring obniża średnią emisję dla całej gamy i to chyba jego główne zadanie, ale gdyby zejść z ceną do około 80 000 zł i poprawić marketing to grono zainteresowanych tego typu pojazdem byłoby znacznie większe.
Jakub Głąb
Zdjęcia Dacia Spring:
Dane techniczne Dacia Spring:
Silnik: elektryczny
Moc maksymalna: 45 KM
Maksymalny moment obrotowy: 125 Nm
0 – 100 km/h: brak danych
Prędkość maksymalna: 125 km/h
Cena: 106 900 zł (podstawa), 111 250 zł (testowany)
Komentarze 2