Sprzedawanie marzeń, desperackie szukanie funduszy i wielki upadek – tak w skrócie można opisać historię autorskiej firmy DeLoreana oraz modelu DMC-12.
John DeLorean miał wiele wizerunków – inżynier, handlowiec i utalentowany manager z jednej strony; celebryta, playboy i osobowość telewizyjna z drugiej. W pierwszej części opowieści skupiłem się na jego pracy dla gigantów z Detroit, w której DeLorean zrozumiał czego tak naprawdę w życiu pragnie. Potraktujcie to jako przystawkę prowadzącą nas do dania głównego – firmy DeLorean Motor Company.
Od stycznia 1973 roku życie Johna DeLoreana wyglądało zupełnie inaczej niż wcześniej. W ramach prezentu pożegnalnego od GM dostał salon Chevroleta na Florydzie, więc o finansowanie bieżących potrzeb nie musiał się martwić. Spędzał czas głównie w ogromnym, dwupoziomowym apartamencie przy Piątej Alei w Nowym Jorku, ale także sporo podróżował. Jego obsesją stał się samochód stworzony pod własną marką. Był przekonany, że ma predyspozycje aby ten cel osiągnąć.
DeLorean – koncept auta przyszłości
Jako urodzony buntownik i antysystemowiec John widział szansę tam, gdzie inni nie chcieli nawet zaglądać. Kryzys paliwowy roku 1973 utwierdził go w przekonaniu, że jego pomysły są słuszne. Chciał zbudować samochód inny niż wszystkie i był świadomy, że z biznesowego punktu widzenia tylko w ten sposób może rozkręcić firmę. Wbrew powszechnej wiedzy wcale nie musiał to być samochód sportowy. Przede wszystkim miał być lekki, ekonomiczny i stworzony z niezniszczalnych materiałów przyjaznych środowisku. Nadwozie ze stali nierdzewnej od początku było głównym założeniem projektowym. Ostateczny kształt kojarzony z autami sportowymi wynikał trochę z przypadku.
Najważniejszym zajęciem Johna na początkowym etapie budowy auta było pozyskanie odpowiednich ludzi. Jednym z pierwszych, których udało mu się zrekrutować, był znajomy inżynier z czasów Pontiaca, William T. Collins. To właśnie on był odpowiedzialny za przelanie śmiałych wizji swojego szefa na rzeczywisty model.

Za projektanta nadwozia GMC uważa się Giorgetto Giugiaro, który mógł znać Johna DeLoreana z przeszłości, gdyż odpowiadał za niektóre koncepty General Motors (Chevrolet Testudo 1963, Oldsmobile Thor 1967). Jako jeden z najbardziej leniwych projektantów tamtych czasów Giugiaro nie narysował DeLoreana od zera. Wykorzystał koncept z 1970 r. o nazwie Porsche Tapiro, który jedynie przerobił pod wymagania DeLoreana i Collinsa. Studio Italdesign stworzyło pełnowymiarową makietę nadwozia, którą w lipcu 1975 przetransportowano do USA.
Sprzedawanie marzeń
Oficjalnie firma DeLorean Motor Company wystartowała 24 października 1975 roku. Już w 1976 roku Bill Collins stworzył dla DeLoreana pierwszy jeżdżący prototyp, wtedy nazwany DSV-1 (DeLorean Safety Vehicle 1). Wiele mówiło się o nowinkach jakie miał mieć na pokładzie, a były wśród nich poduszki powietrzne, zderzaki odporne na stłuczki, innowacyjne opony Pirelli czy części strukturalne wykonane metodą ERM (Elastic Reservoir Moulding), które miały być lekkie, sztywne i łatwe w produkcji. Chałupniczymi metodami udało się złożyć kilka aut-wydmuszek, którymi DeLorean próbował zainteresować inwestorów.
DeLorean był bogaty, ale nie był głupi. Wiedział, że pieniądze jakie zgromadził w GM nie wystarczą na stworzenie samochodu od zera, dlatego skupił się na pozyskiwaniu funduszy. W tym celu rozmawiał przede wszystkim z amerykańskimi dealerami, których chciał nakłonić do zebrania po 30-50 zamówień na nowe auto oraz do zainwestowania w akcje firmy. Miał w ten sposób pozyskać kapitał zalążkowy na poważniejsze prace rozwojowe.
Mając już makietę auta DeLorean pojawiał się z nią wszędzie tam, gdzie był w stanie zainteresować odbiorców i inwestorów. Amerykańskie media chętnie śledziły jego poczynania, gdyż był Elonem Muskiem tamtych czasów. Jego barwny życiorys zawsze był medialny, a on sam stał się kimś w rodzaju superbohatera w kraju, w którym kocha się superbohaterów. Wszyscy mu kibicowali i przypatrywali się jak powstaje coś z niczego. Przydały się też znajomości z Hollywood, gdyż bogaci aktorzy i filmowcy chętnie dokładali swoją cegiełkę do budowy auta w zamian za niewielkie udziały w firmie. Tak naprawdę sprzedawał jedynie swoje marzenia, bo samochód był jeszcze bardzo daleki od ideału.
Fabryka w Irlandii Północnej
W międzyczasie trwały poszukiwania możliwości przejęcia fabryki, najlepiej za darmo. Początkowo DeLorean chciał zostać w Stanach, ale szybko dowiedział się, że są kraje dające sowite dofinansowania na tego typu przedsięwzięcia. Trwały poważne negocjacje z rządem Portoryko, ale ostatecznie upadły. Rozważano przejęcie infrastruktury Maserati i jedną z wystawionych na sprzedaż fabryk GM w Hiszpanii. Potem do DeLoreana zgłosiła się Agencja Rozwoju Przemysłu Republiki Irlandii, która była poważnie zainteresowana współpracą. Urzędnicy z irlandzkiego ministerstwa szybko jednak odkryli, że rzekome 30 tysięcy zamówień od amerykańskich dealerów to kompletny fejk i wycofali się z umowy.


Wtedy na scenę wkroczyła Irlandia Północna i stojący za nią rząd brytyjski z Margaret Thatcher na czele. Brytyjczycy desperacko poszukiwali firm chcących zainwestować w zdegradowaną i pozbawioną perspektyw okolicę jaką był wtedy Belfast. Sytuacja społeczna była żałosna, a centrum miasta przypominało strefę wojny. Trwał otwarty konflikt między protestantami, a katolikami; w mieście co chwila wybuchały bomby i trwały strzelaniny. Jeden na trzech dorosłych mężczyzn był na bezrobociu, a niemal w każdym domu na stole leżały podania o pracę. Mimo wszystko DeLorean nie widział problemu, gdyż miał dostać 84 mln funtów na postawienie zupełnie nowej fabryki. 22 czerwca 1978 roku lokalna prasa podała, że w Dunmurry na przedmieściach Belfastu powstanie zakład mający zatrudniać 2500 osób. W ten sposób władze miały nadzieję na zażegnanie konfliktu i danie mieszkańcom Irlandii Północnej nadziei na lepsze jutro.
Udział Lotusa
Zegar bił, a DeLorean nadal miał tylko 2 wyprodukowane samochody. Porzucono już wiele z początkowych planów – odpadły marzenia o nowinkach technologicznych, odrzucono silnik Wankla, nie sprawdził się też 2-litrowy motor Citroena, ani V6 Forda. Ostatecznie zdecydowano się zaadaptować do DMC silnik 2.8 V6 opracowany przez holding Peugeot-Renault-Volvo. Rozwijał całkiem niezłe jak na tamte czasy 130 KM.

O pomoc w przygotowaniu auta do produkcji zwrócono się do Colina Chapmana z Lotusa. On i Mike Kimberley polecieli do Phoenix, aby przejechać się mocno niedopracowanym prototypem, który dodatkowo zepsuł się na autostradzie. Anglicy wiedzieli, że właściwie wszystko trzeba zrobić od nowa. W wyniku tego mariażu pracę stracił konstruktor prototypów Bill Collins, a odpowiedzialność za projekt przejął Lotus. Aby spełnić warunki umowy z rządem samochód musiał trafić do produkcji w czasie 18 miesięcy, co od początku było nierealne. Mimo wszystko Lotus podjął rękawicę i sztab ludzi dniami i nocami pracował nad ulepszeniem każdego aspektu auta. Anglicy chcieli zrezygnować z wielu cech prototypów, ale nie udało im się przekonać DeLoreana do wyrzucenia drzwi typu gullwing, karoserii ze stali nierdzewnej oraz przeniesienia silnika w inne miejsce.
Egzemplarze przedprodukcyjne z nadwoziami z włókna szklanego zbudowano pod koniec 1980 roku. Służyły przede wszystkim celom pokazowym. Lotus opracował cały samochód w zawrotnym tempie 28 miesięcy, co innym producentom zajmowało około 4 lata.
DeLorean – produkcja
Początkowo wóz miał się nazywać DMC-12, gdyż miał kosztować 12 000 dolarów. Nie udało się jednak nawet zbliżyć do tego założenia, bo ostatecznie kosztował ponad dwa razy tyle, dlatego zmieniono nazwę na DeLorean. Zostały jedynie literki DMC na grillu jako logo producenta. Na początku 1981 roku ruszyła pełnoskalowa produkcja i wydawało się, że przed firmą stoi świetlana przyszłość.
Pieniądze podatników wkrótce się skończyły, dlatego firma musiała radzić sobie w warunkach rynkowych. Amerykańscy dealerzy, którzy od pięciu lat czekali na ten rewolucyjny samochód, wreszcie zaczęli dostawać pierwsze egzemplarze dla klientów. Początki były optymistyczne, lecz szybko na jaw wyszły “problemy wieku dziecięcego”. Auto było niedopracowane i odznaczało się niską jakością wykonania. Blisko rok zajęło opanowanie problemów i wprowadzenie niezbędnych poprawek.

Przez krótki czas był duży popyt na DeLoreana, ale brak stabilności finansowej wkrótce odbił się czkawką. Na przełomie 1981/1982 r. wybuchła recesja. Fabryka nadal produkowała sporo aut, ale dealerzy nie chcieli ich kupować, dlatego tysiące nowiutkich DeLoreanów powoli zapełniało parking przed halą i port w Belfaście. Już w maju 1982 produkcja stanęła. Robotnicy wrócili na chwilę w czerwcu i potem w listopadzie, aby ukończyć to co zaczęli, a końcówka produkcji wyszła już jako model roku 1983, dlatego oficjalne lata produkcji DeLoreana to 1981-83.
John DeLorean – ciemne interesy motoryzacyjnego geniusza
Nie przez przypadek zatytułowałem ten tekst pytając czy DeLorean był geniuszem czy oszustem, bo sporo aspektów jego biznesowej codzienności budzi wątpliwości co do stanu jego kręgosłupa moralnego. Do tej pory pisałem o nim jako o utalentowanym biznesmenie i ambitnym twórcy, teraz czas na mięso.
Przede wszystkim chodzi o to jak John traktował swoich współpracowników. W wielu przypadkach byli oni tylko przedmiotami, czego najlepszym przykładem jest wspomniany Bill Collins. To człowiek, który w równie dużym stopniu jak sam John przyczynił się do budowy auta, a został bez skrupułów odsunięty gdy tylko Lotus przejął projekt. Zresztą sam Chapman nie uznawał Collinsa jako kogoś istotnego, dlatego opuścił on firmę i założył własną. Parę lat później Collins chciał spieniężyć swoje udziały w firmie, a DeLorean robił mu pod górkę jak tylko mógł.
Skradzione patenty
Nawet tuż po odejściu z GM, gdy był już zamożnym i dobrze sytuowanym człowiekiem, DeLorean wykorzystał dobre sumienie pewnego wynalazcy z Phoenix, aby przejąć jego patenty obiecując rozkręcenie firmy. Oczywiście niczego takiego nie planował, ale z pomocą odrobiny charyzmy chciał wejść w posiadanie cennych w branży motoryzacyjnej patentów. Potem, gdy ów człowiek zorientował się o co chodzi, DeLorean zaproponował mu ugodę na sumę 0,5 mln dolarów, grożąc skrzywdzeniem jego bliskich. Zastraszony przedsiębiorca zapłacił, aby tylko pozbyć się Johna se swojego życia.

Poza tym John DeLorean bardzo luźno podchodził do finansów własnej firmy. Mimo że była ona finansowana głównie przez brytyjskich podatników, prywatnych inwestorów oraz dobrowolnych darczyńców, spory procent pieniędzy wędrował wprost do kieszeni założyciela. John potrafił przynieść do biura stos faktur żądając zwrotu za zakupione towary, nawet jeśli były niewielkiej wartości. Gdy zdobył dofinansowanie na budowę fabryki, od razu zainkasował 10% dla siebie i nabył luksusową posiadłość w New Jersey. Już w 1980 roku, zanim w ogóle zaczęła się produkcja auta, latał wyłącznie prywatnym odrzutowcem, kupował żonie drogą biżuterię i futra. Snuł wielkie plany przejęcia innych marek samochodowych, chciał założyć bank, połączyć się z Chryslerem itp. itd. W skrócie – miał wielkie plany mimo że sytuacja była nadal niestabilna. Kasa musiała się zgadzać, ale wyłącznie w jego własnym domu. Problemy finansowe fabryki odsuwał na dalszy plan.
Skandal za skandalem
Wkrótce potem sekretarka Johna wyniosła z firmy część dokumentów świadczących o wyprowadzaniu rządowych pieniędzy bokiem i udała się do prasy. Mleko się wylało, a Londyn nasłał na irlandzką fabrykę Scotland Yard, aby przeprowadzić śledztwo. Ostatecznie zakończyło się ono po tygodniu, a prokuratura nie znalazła dowodów uchybień. Wiele wskazuje na to, że wycofanie zarzutów było decyzją polityczną. Sam DeLorean uważał, że nic złego nie robi, a większość majątku zgromadził jeszcze za czasów pracy w GM. Twierdził też publicznie, że nie umie kłamać, więc tego nie robi.

Tymczasem ludzie badający przeszłość DeLoreana odkryli, że pierwszych poważnych zarzutów dorobił się już na studiach. Wymyślił wtedy, że będzie sprzedawał miejsce pod drobne ogłoszenia w książkach telefonicznych, które już wtedy były najeżone reklamami jak współczesne kolorowe czasopisma. Pozyskiwał w ten sposób pieniądze, lecz… żadne książki nie powstały. Wydrukował jedynie kilka sztuk na pokaz, gdyby ktoś się przyczepił. Oszustwo szybko wyszło na jaw, ale Johnowi uszło to na sucho. W późniejszym czasie również nie stronił od szybkich i łatwych pieniędzy z nie do końca legalnych źródeł.
Podczas okresu pracy z Lotusem spółka DMC wykonała tajemniczy przelew w wysokości 17,65 mln dolarów na konto panamskiej spółki o nazwie GPD (General Product Development) mającej siedzibę w Szwajcarii. Problem w tym, że te pieniądze dosłownie zniknęły. Nie wiadomo kto pracował w tej firmie, co robił dla DeLoreana i dlaczego. Jak później ustalono, najprawdopodobniej Chapman i DeLorean wspólnie założyli firmę-słup, która de facto była jedynie skrytką pocztową w małym urzędzie pocztowym w Genewie, żeby wyprowadzić miliony z rządowej dotacji na prywatne konta. Colin Chapman zmarł w grudniu 1982 roku, wkrótce po aresztowaniu Johna. W związku z tą sprawą skazano tylko jednego z dyrektorów finansowych Lotusa.
Upadek
W 1982 roku zaczęło robić się gorąco. Dealerzy nie chcieli już kupować od fabryki kolejnych samochodów, które miały złą prasę ze względu na częste usterki. Szalał kryzys, a Johnowi kończyły się pieniądze na podstawową działalność. Zwrócił się do Brytyjczyków o kolejne dofinansowanie. Uzasadniał to troską o pracowników, choć dosłownie chwilę wcześniej zwolnił połowę załogi. Przez kilkanaście miesięcy sprzedał raptem 3500 aut, kolejne 3000 stało w salonach, 2000 gniło na przyfabrycznym placu, a około 1000 w porcie w Belfaście. Mimo starań handlowców nikt już ich nie chciał.
DeLorean Motor Company tonął, a John desperacko szukał wygodnego wyjścia z tej sytuacji. Chciał pozyskać prywatnych inwestorów z USA, Wielkiej Brytanii i Bliskiego Wschodu, ale warunkiem koniecznym z jego punktu widzenia było zachowanie pełnej kontroli nad firmą. Wszystkie te starania spełzły na niczym. Wszyscy w Belfaście wiedzieli, że fabryka najpewniej się zamknie.

We wrześniu 1982 roku John DeLorean został aresztowany przez FBI pod zarzutem przemytu do USA 27 kilogramów kokainy o wartości 24 mln dolarów. Dosłownie miesiąc wcześniej administracja Ronalda Reagana rozpoczęła nieformalną wojnę z nasilającym się przemytem narkotyków – wiele osób twierdzi, że potrzebne było głośne aresztowanie, aby pokazać społeczeństwu, że rząd działa skutecznie. John DeLorean był dla agentów wygodnym celem, bo każdy wiedział że potrzebuje pieniędzy. Prawdę o tym, że rząd za pomocą FBI wrobił DeLoreana, pomógł ujawnić Larry Flynt, wydawca magazynu Hustler, zdobywając i publikując utajnione nagrania z ukrytych kamer umieszczonych w pokoju hotelowym, w którym doszło do całej akcji i aresztowania. Ostatecznie DeLorean nie został skazany, ale wizerunkowo był trupem, a jego firma bankrutem.
Dalsze losy
Wyrok uniewinniający Johna DeLoreana zapadł 2 lata po aresztowaniu. W międzyczasie fabryka została zamknięta, a niekompletne karoserie aut ze stali nierdzewnej jeszcze długo zalegały wokół opuszczonych hal. Samochody jakoś się rozeszły, a dziś w ruchu pozostaje ponad 70% ze wszystkich 9000 wyprodukowanych DeLoreanów. Wóz ten byłby dzisiaj tylko ciekawostką, gdyby nie Hollywood. Traf chciał, że producenci trylogii “Powrót do Przyszłości” zdecydowali się wykorzystać właśnie ten pojazd, aby stworzyć filmowy wehikuł czasu. Film i wóz szybko stały się kultowe. Założę się, że DeLorean oddałby wiele, żeby stało się to nieco wcześniej, ale ostatecznie dzieło jego życia nie zostało zapomniane, a chyba o to mu najbardziej chodziło.
W 1985 roku John rozwiódł się po raz trzeci i już nigdy się nie ożenił. Później wiele razy marzył o reaktywowaniu firmy, choć nikt już nie traktował go poważnie. Do 1999 roku trwały wszystkie procesy sądowe związane z upadkiem jego firmy, a po ich zakończeniu ogłosił prywatne bankructwo. Jego majątek został rozsprzedany – jedną z nieruchomości do dziś ma w posiadaniu Donald Trump – a sam John DeLorean doczekał swoich dni mieszkając w New Jersey. Zmarł w 2005 roku na udar. Miał 80 lat.


Prawa do logo DMC oraz wiele części zalegających przez lata w magazynach nabył pewien Anglik mieszkający w Teksasie. Jego nowa firma, DeLorean Motor Company Texas, zajmuje się serwisowaniem DeLoreanów, a w pewnym momencie była zainteresowana budowaniem nieco poprawionych replik tych aut. W 2022 roku pojawił się pomysł ożywienia auta w postaci nowoczesnego coupe z napędem elektrycznym o nazwie Alpha 5. Koncept pojawił się nawet podczas prestiżowej imprezy w Pebble Beach, ale sprawa jego wdrożenia do produkcji na razie się opóźnia. Czyżby historia miała zatoczyć koło?
Bartłomiej Puchała