Oficjalna, produkcyjna wersja BMW i8 zadebiutuje we Frankfurcie. W Internecie pojawiły się właśnie pierwsze zdjęcia nowej hybrydy z Bawarii.
Trzeba przyznać jedno – hybrydowe coupe prezentuje się całkiem nieźle. Przezroczyste drzwi z konceptu zaprezentowanego w 2011 roku co prawda nie obroniły się, ale wiele z detali pozostało praktycznie bez zmian. Patrząc na karoserię w oczy rzucają się unoszone drzwi, eleganckie przetłoczenia w progach i liczne czarne wstawki. Wewnątrz, wzrok przykuwa cyfrowy zestaw wskaźników i ciekawie wkomponowane, wyglądające na bardzo wygodne fotele.
Niestety BMW nie zmieniło też planów dotyczących silnika pojazdu. Zdaję sobie sprawę, że przyszłość motoryzacji dąży do maksymalnej minimalizacji i elektryfikacji wszystkich podzespołów w samochodzie, co w konsekwencji odbierze kierowcom możliwość prowadzenia własnych czterech kółek (leniwi Amerykanie popijający swoje 1,5 litrowe słodzone napoje pewnie już skaczą z radości), ale 1,5 litrowy, 3-cylindrowy silnik TwinPower Turbo w takim samochodzie to jednak przesada…
Nawet jego moc (231 KM i 320 Nm) i fakt, że będzie współpracował z motorem elektrycznym (131 KM i 250 Nm), co da łączną moc 362 KM i 570 Nm, nie zmienia tego faktu. Sytuacji nie ratują też osiągi – pierwsza setka w 4,5 sekundy i prędkość maksymalna, ograniczona elektronicznie do 250 km/h. Taki samochód, moim skromnym zdaniem, nie ma prawa spodobać się miłośnikom zapachu benzyny, ryczących silników wolnossących czy pełnej kontroli nad pojazdem. Spodoba się za to ekologom, ale oni wolą przykuwać się do drzew, więc na jazdę samochodem i tak czasu nie znajdą…
Zapomniałem dodać, że BMW i8 na silniku elektrycznym, bezszelestnie będzie mogło rozpędzić się do 120 km/h, a średnie spalanie auta ma wynieść 2,5 l/100 km (oczywiście wg bardzo zaniżonych danych producenta). Auto oficjalnie zadebiutuje 10 września – wtedy poznamy więcej, mrożących krew w żyłach szczegółów.
Duch BMW 850 przewraca się w grobie. Apel do właścicieli tych niesamowitych aut – dbajcie o swoje klasyki!
Wersja produkcyjna różni się niewiele od konceptu z 2011 roku
Adam Gieras