Nissan, na serio rozpoczyna elektryczną ofensywę, prezentując na polskiej ziemi swój trzeci, flagowy model „na prąd”. Ariya nie tylko potrafi zachwycić prezencją, żywcem przeniesioną z koncepcyjnego modelu. Napęd crossovera, to trzynaście lat doświadczeń w budowie samochodów elektrycznych. Co więc mogłoby pójść nie tak?
Nissan, to marka, która (poza Teslą) może się pochwalić największym doświadczeniem w budowie samochodów elektrycznych. Wszystko zaczęło się od pierwszej generacji Leafa, który został zaprezentowany w 2009 roku. W telegraficznym skrócie, pierwszy „liść”, to futurystycznie dziwnie prezentujący się kompakt (z resztą jak wszystkie samochody elektryczne z tego czasu), który mimo dyskusyjnej stylizacji, stopniowo zdobywał uznanie kierowców. Śmiało można też powiedzieć, że odniósł sukces. Przez osiem lat, wyprodukowano 283 tysiące samochodów.
W 2017 roku, światło dzienne ujrzała nowa generacja „liścia”, który pod każdym względem, bił poprzednika na głowę. Auto jest zdecydowanie szybsze, bardziej komfortowe i przestronne (mimo dość zbliżonych wymiarów). Zasięg wreszcie zaczął pozwalać na rozważanie podróży międzymiastowych, więc bezstresowo można eksplorować nawet trochę bardziej oddalone miejscowości. Mało tego, samochód w końcu zaczął wyglądać normalnie. Kompakt, o ostro zarysowanej sylwetce, mógłby nawet zasugerować, iż Leaf, to następcą Tiidy. Do końca 2020 roku, z trzech fabryk Nissana wyjechało już blisko 520 tysięcy liści drugiej generacji.
Nowy elektryk
Ale japoński producent ma większe ambicje, co do samochodów elektrycznych. Nissan wykorzystał swoje wieloletnie doświadczenie aby zaprojektować zupełnie nowy model na prąd. Ariya, to flagowy elektryczny crossover, który według producenta, ma zapewnić jakość i wrażenia z jazdy na poziomie samochodów premium. Zanim jednak zweryfikuję słowa, które padły na prezentacji nowego modelu, warto przyjrzeć się Ariyi z bliska.
Już na pierwszy rzut oka, crossover klasy średniej jest projektem, który jakimś cudem przeszedł przez rachunkową cenzurę i niemal w niezmienionej formie ewoluował z wersji koncepcyjnej do produkcyjnej. Patrząc na stylizację, Ariya to stuprocentowy Nissan. Samochód poszatkowany jest ostrymi, wyrazistymi przetłoczeniami i załamaniami karoserii, których nie oszczędzono praktycznie na żadnej płaszczyźnie. Najciekawszy element przodu? Z całą pewnością to reflektory, które na pierwszy rzut oka zdają się być dużo większe, niż w rzeczywistości. Mocno zmrużone lampy, nie tylko osadzono stosunkowo wysoko, ale też odseparowano w osobnym kloszu od bumerangów świateł drogowych. Co więcej, skutecznie kamuflują się w czarnej blendzie, która w każdym spalinowym Nissanie ustąpiłaby miejsce atrapie chłodnicy.
Z boku, linia nadwozia z wyraziście opadającym dachem i zaakcentowanym tyłem, przywodzi na myśl modne SUV-y coupe, jak np. Volkswagen ID.5. Nie jest to przypadkowe porównanie, bo prawdopodobnie będzie to najpoważniejszy rywal Ariyi. Profil elektrycznego Nissana cieszy oko proporcjami nadwozia oraz czystością linii. Przetłoczenia poprowadzono w taki sposób, by nie rzucały się w oczy, nadając czystego, eleganckiego charakteru. Zdecydowanie bardziej odważnie prezentuje się tył. Szczególnie mocno, wzrok przykuwa pokaźna lotka dachowa oraz światła, zespolone ze sobą ciemną blendą. Przysadzista sylwetka Ariyi może sugerować, że „pod maską” dzieje się naprawdę sporo.
Wnętrze Nissana Ariya
Zanim jednak obudzę do życia elektryczne konie mechaniczne oraz niutonometry, rozejrzę się w środku. Wnętrze można opisać w czterech słowach. Czystość formy, minimalizm i funkcjonalność. Wspominałem o księgowej cenzurze? No właśnie nie wiem, jak oni przepchnęli ten kokpit. Biała alcantara na desce rozdzielczej i drzwiach, dwuramienna kierownica oraz drewniane wstawki, w których ukryto haptyczne przyciski! Ostatni element prezentuje się wręcz nieprawdopodobnie i choć nie jestem fanem „odbijających”, dotykowych guzików, to tutaj działają bez zarzutu, posłusznie pełniąc swoją rolę. Minimalizm wnętrza jest wręcz urzekający. Żeby nie zaburzać formy, dwa przełączniki, sąsiadujące z pokrętłem regulacji głośności radia, wkomponowano w listwę, ciągnącą się przez całą szerokość kokpitu. Wygląda to naprawdę dobrze.
Ale nie trzeba sięgać tak wysoko, by trafić na coś ciekawego. Prawdziwą gratką są dywany. Dokładnie tak. Dywany. Puchate, z grubym włosiem. Na które szkoda kłaść nogi w butach. Coś takiego leży na podłodze Ariyi, ale nie powstydziłby się ich nawet Bentley! Ale, czy nowy Nissan, to same superlatywy? Niezupełnie. Oczywiście mam świadomość, że obok świetnych materiałów wykończeniowych muszą znaleźć się też tańsze i twardsze plastiki. Szkoda jednak, że te znalazły się tak blisko rąk (na przykład na boczkach drzwiowych). Odświeżony infotainment tylko pozornie zdaje się być przejrzysty i prosty. Już wiem, że będę potrzebować chwili, by nauczyć się lokalizacji wszystkich opcji. Kolejnym, lekkim niesmakiem jest ilość miejsca z tyłu. Szczerze powiedziawszy, liczyłem na trochę więcej przestrzeni na nogi oraz głowę, a tak, moje 187 cm mieściło się na tylnej kanapie „na styk”. Nic tu po mnie, idę zając właściwe miejsce i wdusić czarny, okrągły przycisk.
Wersje napędowe
Ariya oferowana jest w trzech wersjach silnikowych. Już bazowy model może pochwalić się mocą ponad 210 KM. Za to topowy wariant, oferuje napęd na obie osie, serwowany przez dwa silniki o łącznej mocy 301 KM oraz momencie obrotowym równym 600 Nm. Testowy samochód, to średniak, legitymujący się następującymi wartościami: 238 KM; 300 Nm. Wersja ta, oferowana jest z baterią o pojemności netto 87 kWh (akumulatory bazowego modelu liczą 63 kWh), która teoretycznie powinna pozwolić na pokonanie do 533 km. Największą ciekawostką jest fakt, iż wzmocniona Ariya (238 KM), to też najwolniejszy dostępny wariant. Producent deklaruje tu sprint do 100 km/h w 7,6 s. To o 0,1 sekundy wolniej, niż w bazowym, 214 konnym modelu. Prędkość maksymalna samochodów napędzanych na jedną oś, to 160 km/h.
Tyle teorii, czas na praktykę. O ile niemal 240 KM, to już całkiem poważna wartość, tak trzeba pamiętać, że Ariya waży dość sporo, bo niespełna 2,2 tony. Taki balast jest już wyczuwalny i to niekoniecznie przy wciśniętym do oporu manipulatorze przyspiesznika, bo wtedy faktycznie czuć wbicie w fotel. Jeśli trochę rozważniej podejdziesz do operowania prawym pedałem, odniesiesz wrażenie, że auto mogłoby przechylać wskazówkę prędkościomierza nieco swobodniej. Daleki jestem jednak od tego, by twierdzić, że Ariya jest powolna. Wyprzedzanie nie stanowi tu żadnego problemu, za to jazda w zakrętach, potrafi być już bardzo satysfakcjonująca. Producent chwalił się, że do budowy zawieszenia oraz działania napędu (dotyczy wersji e-4ORCE) sięgano do doświadczeń zdobytych przy samochodach sportowych. Jestem skłonny w to uwierzyć, bo zawieszenie Ariyi jest dość twarde, ale nie jest to zarzut w stronę auta. Nie bez znaczenia jest też nisko i równomiernie rozłożony środek ciężkości w postaci akumulatorów trakcyjnych. Dzięki temu, Nissan pokonuje zakręty właściwie niewzruszenie, zachowując ogromne rezerwy przyczepności.
Hamulce i system e-pedal
Jeśli jednak z jakiegoś powodu przedobrzysz i będziesz musiał hamować, Nissan może wyratować skutecznym oraz bardzo dobrze dozującym układem hamulcowym, co wcale nie jest niczym oczywistym wśród samochodów elektrycznych. Mało tego, zawsze można skorzystać z systemu odzyskiwania energii e-Pedal, który potrafi wyraźnie spowolnić auto przy zdjęciu nogi z gazu. Kiedy jednak rekuperacja okaże się niewystarczająca, zawsze możesz liczyć na bezbłędnie działające „heble”. Owszem, przy włączonej rekuperacji, pedał hamulca wędruje sobie, zależnie od tego, jak bardzo Ariya wytraca szybkość. Warto jednak wiedzieć, że bez względu na położenie jego „zerowego” położenia, naciśnięcie przynosi taki sam rezultat. I jestem tym szczerze oczarowany.
Nissan Ariya, to — przynajmniej po niedługiej jeździe i pokonanych niespełna 90 km — naprawdę dobre auto. Ma mnóstwo zalet, fantastyczny design (zwłaszcza w środku), a jego wady można właściwie wymienić na palcach jednej ręki. Wcale mnie nie dziwi, że cała tegoroczna sprzedaż rozeszła się „na pniu”, a klienci walą drzwiami i okami, żeby zamówić elektrycznego crossovera. Sam chętnie spędziłbym z autem więcej czasu. Choćby po to, by przekonać się, czy po zauroczeniu, Ariya będzie tak samo dobra, jak podczas prezentacji. A jeśli jesteś zainteresowany zakupem auta, to musisz uzbroić się w cierpliwość. Ariya chwilowo nie jest oferowana, ale powinna wrócić do oferty pod koniec roku.
Marcin Koński