Nissan wchodzi po koronawirusie cały na biało prezentując nowego SUVa, który jest tylko elektryczny i nie różni się prawie w ogóle od modelu koncepcyjnego. Przy okazji prezentuje nowe logo marki. O to Nissan Ariya.
Trzeba przyznać Japończykom, że Ariya wygląda świeżo i nowocześnie. Myślę, że w 2021 roku śmiało zawojuje rynkami świata. Skąd taki wniosek? Auto nie zmieniło się za wiele od modelu koncepcyjnego co jest dużym zaskoczeniem. Nieźle wygląda z przodu z dużym grillem i niewielkimi reflektorami trochę przypominając Mercedesa EQC. Ostro i futurystycznie jest również z tyłu. Zwróćcie też uwagę na nowy znaczek Nissana – bardziej lekki i minimalistyczny.
W środku pojawiło się dwa ekrany wzorem niemieckich aut z gwiazdą na masce. Widać tu też wiele podobieństw do Nissana Leaf’a. Dziwi jednak tylko dwuramienna kierownica, ale za to zachwyca niewiele przycisków na konsoli centralnej. Minimalizm – trend na najbliższe lata.
Walory użytkowe? 4 osoby będą podróżować w przyjemnych warunkach, a za ich plecami około 460 litrów pojemności bagażnika.
Elektryczny Nissan Ariya
Dostaniecie go w wersji napędu na jedną oś lub 4×4. Co ciekawe, nie wiadomo jeszcze czy będzie to FWD, czy RWD. Na pewno jednak auto generować będzie 215 KM i 300 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Układ AWD, czyli e-4orce zapewnia aż 390 KM i niemałe 600 niutków.
W modelu Ariya możecie wybrać też baterię. Mniejsza ma 65 kWh, a większa 90 kWh. Maksymalny zasięg tego samochodu to około 480 kilometrów.
Cena auta to minimalnie około 40 tysięcy dolarów. W Polsce trzeba się więc spodziewać bariery 200 tysięcy złotych.
Konrad Stopa
fot. Nissan