Jest srebrny, jak przystało na samochód ze Stuttgartu. Ma bardzo bogate wyposażenie, dostojnie przemierza ulice i cenowo przyprawia o zawrót głowy. Już doskonale wiecie, że nie czytacie testu nowej E-klasy, choć z powyższego opisu, można byłoby wyjść z takiego założenia. Pytanie, czy elektryczne e-Vito skrywa inne, jeszcze bardziej przekonujące atuty?
Nie dalej, jak 3 miesiące temu, napisałem test oficjalnie najmocniejszego samochodu dostawczego na rynku i jak prawdopodobnie się nie domyślacie, był to Ford E-Transit. Ten — niezbyt na wyrost — RS wśród „blaszaków”, szczyci się mocą blisko 270 KM. To pokaźne stado koni mechanicznych pod napięciem, wędrując na tylną oś, rozpędza ważącego ponad 2,5 tony kolosa (wariant L3H2) do 100 km/h w mniej, niż 10 sekund! Naturalnie zdawałem sobie sprawę z tego, że elektryczny Transit jest szybki, jednak nie mogłem wyjść z podziwu, dla powtarzalnego wyniku na poziomie 9,8 sekundy do 100 km/h.
Na tym jednak nie koniec zaskakujących faktów dotyczących samochodów dostawczych GTI. W czerwcu miałem okazję zasiąść za sterami czegoś dość egzotycznego na naszych drogach, a był to chiński Maxus E-Delivery 3 z silnikiem, który oficjalnie produkuje 122 KM. Auto zza Wielkiego Muru, również okazało się być niezwykle żwawe, chociaż przy dość skromnej mocy, ważyło ponad 1,6 tony. Moje wyniki pomiarowe nie zostawiły złudzeń — 8,3 sekundy do 100 km/h ma się naprawdę daleko, do oficjalnie deklarowanych 17. Zwłaszcza, że doskonale wiedziałem, co oznacza siedemnaście sekund do „setki”.
And the Oscar goes to…
Zostawmy jednak Maxusa — o nim napiszę następny materiał. W czasie 17 sekund rozpędzał się prawdopodobnie najsłabszy samochód dostawczy, jaki jest dostępny na rynku. 116-konny Mercedes e-Vito Furgon w wersji długiej, który według mojego pomiaru, przekracza pierwsze 100 km/h w 16,9 sekundy, a uczucie temu towarzyszące trudno porównać do czegokolwiek interesującego. Serio, jeździłem już bardziej ekscytującymi windami. Przy okazji, inżynierowie z Mercedesa wykazali się ogromnym (jak na Niemców) poczuciem humoru. e-Vito, naturalnie wyposażono w selektor trybów jazdy, a został on ukryty, pod wiele obiecującym przyciskiem z napisem „Dynamic”. Cóż, próżno szukać tu czegoś bardziej sportowego, niż ustawienie „Comfort”, bo — o ile pamiętam — pozostałe dwa, to tryb „Eco” i bardziej eko, czyli „Eco+”.
No ale nie napisałem, skąd w elektrycznym Vito tak mizerne osiągi, choć raczej możesz się domyślać, czemu. 116 KM oraz niemal 300 Nm momentu obrotowego, muszą walczyć z samochodem, który „na pusto” waży już niemal 2,2 tony! To zaś oznacza, że na każde 1000 kg elektrycznego Mercedesa, przypada tu jedynie 53 KM, czyli niemal połowę tego, ile wychodzi w przypadku elektrycznego Transita z początku tekstu. Prędkość maksymalna, to 120 km/h, czyli całkiem znośnie, nawet jak na warunki pozamiejskie. Sęk w tym, że na osiągnięcie takiej wartości, również musisz wykazać się cierpliwością, bo przyspieszenie 100-120 km/h zajmuje tu 7,22 sekundy.
Bus musi latać, prawda?
Ale w przeciwieństwie do sporo większego Transita, e-Vito faktycznie ma jakieś predyspozycje do przemieszczania się poza miastem i nie mówię tu jedynie o rewelacyjnych światłach, które bardzo skutecznie oświetlają co trzeba, zarówno w trybie mijania, jak i na „długich”. Sam asystent świateł drogowych również sprawdził się bezbłędnie, co wcale nie jest czymś oczywistym. Spore oklaski należą się również pozycji za kierownicą, która zdecydowanie bardziej zbliżona jest do tego, co spotkasz w SUV-ie, niż w aucie dostawczym. Krótko mówiąc, jest wygodnie.
Samochód elektryczny ma jeszcze jeden atut, a jest nim nisko położony środek ciężkości. Ten zaś pozwala na całkiem szybką jazdę w zakrętach, co w przypadku e-Vito ma więcej sensu, niż możesz przypuszczać. Czemu? Duże pokłady przyczepności pozwolą oszczędzić czas, jaki stracisz na zwalnianiu i ponownym przyspieszaniu do wyjściowej szybkości. Ciekawym jest też to, że elektryczne Vito, jest nawet w stanie zapewnić względnie akceptowalny komfort jazdy. Owszem, ma dość sztywne nastawy jednak w przeciwieństwie do niektórych konkurentów w segmencie, nie obchodzi się z pasażerami, jak Pudzian z Marcinem Najmanem.
Najważniejsze jednak, że pokonanie na jednym ładowaniu trasy rzędu 170-200 km, wcale nie jest jakimś wielkim wyzwaniem. Wiem, wynik nie imponuje, ale dla porównania, jazda elektrycznym Transitem za rogatki miasta, właściwie mija się z celem. Dodam jeszcze, że nie jestem zwolennikiem dawania „elektrykom” taryfy ulgowej w postaci wyłączania klimatyzacji, czy narzucania spokojniejszego tempa jazdy. Chyba, że do najbliższej ładowarki jest dalej, niż deklaracja zasięgu komputera pokładowego.
Ładowarkowe realia
A kiedy zostaniesz zmuszony do zatrzymania się za potrzebą doładowania akumulatorów, docenisz bardzo wydajny układ, dla którego wyświetlany czas ładowania, wcale nie jest wyssaną z palca sugestią, a jak najbardziej realnym wskaźnikiem. I nie są to puste słowa, bo ładowanie elektrycznych Mercedesów od zawsze odbywało się sprawniej, niż w wypadku zdecydowanej większości innych aut. Te, najczęściej „tankuję” w pobliskiej galerii handlowej, na publicznej ładowarce o mocy 50 kW. I choć może się wydawać, że pomimo osiągów godnych alpejskiego lodowca, jestem zachwycony Mercedesem e-Vito, to wcale tak nie jest i nie zmieni tego nawet opcja darmowego parkowania w centrum.
Przede wszystkim, elektryczne Vito irytuje multimediami. Poza regulacją głośności i odbieraniem połączeń, praktycznie nic więcej nie zrobisz z poziomu kierownicy. W tym momencie jestem przygotowany na zarzut w postaci „kiedyś nie było sterowania z kierownicy i ludzie jakoś sobie radzili”. Owszem, nie było też ekranów dotykowych, bluetootha, ani portów USB, ale do obsługi radia miałeś do dyspozycji prawdziwe przyciski, których lokalizacji można było się nauczyć. To pozwalało na obsługę, bez odrywania wzroku od drogi, co w przypadku obecnej technologii jest właściwie niewykonalne. Mało tego, jedno z pokręteł stacji multimedialnej znajduje się w sąsiedniej strefie czasowej, co trochę utrudnia obsługę. Nagłośnienie, nawet jak na samochód dostawczy, jest mocno przeciętne i dość szybko poddaje się wypłaszczeniu tonów, wraz ze zwiększaniem głośności.
Znajdź pięć różnic
Czym więc wyróżnia się wnętrze elektrycznego Vito od spalinowego Vito? Innym zestawem wskaźników, o wyraźnie skromniejszej, choć wciąż nad wyraz optymistycznej skali. Dlaczego tak? Osobowy e-Vito może poszczycić się mocą ponad 200 KM, dzięki którym rozpędza się do 160 km/h. Poza tym, deska została wykonana z tak samo twardych plastików, konsola środkowa jest wierną kalką turbodiesla, a do uruchomienia wyżej wspomnianych aut, używa się identycznego kluczyka. Takie same są również tkaniny tapicerki oraz kierownica obszyta skórą.
Z zewnątrz, wyróżników elektrycznego Vito jest jeszcze mniej, a największym z nich jest… kolor tablic rejestracyjnych. Poza tym szczegółem, jedyne co możesz dostrzec, to przedni zderzak z ukrytym wejściem do ładowania oraz kilka emblematów, zdradzających akumulator trakcyjny, zamiast zbiornika paliwa. Żeby było zabawniej, dotychczasowa klapka wlewu paliwa, która tutaj również jest, pełni funkcję skrytki na naklejkę z informacją o ciśnieniu w kołach! Poza tym, nadwozie mierzące 5,14 m skrywa przestrzeń ładunkową, zdolną zabrać 883 kg towaru przy DMC 3,2 tony. Dość sporo, ale jeśli faktycznie zależy ci na zabranych kilogramach, tradycyjne Vito 114 CDI z DMC 3,1 t, będzie w stanie zabrać ponad 1100 kilogramów! To 241 kg więcej, przy jednocześnie mniejszej ładowności!
W tym momencie wkracza Excel, cały na biało
I nie. To nie jest tak, że siedzę teraz z kalkulatorem, skrupulatnie licząc to i owo, by pokazać wyższość spalinowego Vito, nad jego — jak to gdzieś ładnie nazwali — „lokalnie bezemisyjnym” odpowiednikiem. Naprawdę zastanawiam się, czym trzeba byłoby się kierować, żeby zrezygnować z pragmatycznego i rozsądnie skalkulowanego diesla (który wbrew pozorom, przy obecnych normach emisji, jest czysty jak łza) na rzecz e-Vito, z zasięgiem 300 km, osiągami hulajnogi elektrycznej (ostatni zmierzony przez słowacką drogówkę rekord, to 118 km/h) i ceną co najmniej 272 tysięcy złotych brutto?
Owszem, w wewnętrznej nomenklaturze, e-Vito ma jeszcze w nazwie „2”, co oznacza powiększoną baterię względem numeru jeden (z 41 do 66 kWh, przy czym pojemność użytkowa, to 60 kWh), co może tłumaczyć wyższą cenę. Dalej jednak nie rozumiem, dlaczego prezentowane e-Vito jest tak drogie! Fakt, jest dość bogato wyposażone, bo na pokładzie znajdziesz m. in. pakiet asystentów parkowania oraz jazdy, matrycowe światła drogowe, zderzaki w kolorze nadwozia, dwustrefową klimatyzację i nawigację satelitarną. Nie zmienia to jednak faktu, żebyś lepiej usiadł, bo jego cena opiewa na zaporowe 339 346 złotych brutto.
Tekst i zdjęcia Marcin Koński
Zdjęcia Mercedes-Benz e-Vito Furgon Długi 112:
Dane techniczne: Mercedes-Benz e-Vito Furgon Długi 112:
Silnik: elektryczny
Moc: 116 KM
Moment obr.: 295 Nm
Skrzynia biegów: bezstopniowa
Napęd: przód
0-100 km/h: 16,9 s (pomiar własny)
Prędkość maksymalna: 120 km/h
Cena: od 272 tysięcy złotych (brutto)
Pomiary własne
0-100 km/h (nachylenie): 16,93 s (0,49%)
1/4 mili: 20,79 s
60-100 km/h: 9,11 s
80-120 km/h: 12,37 s
Komentarze 1