Samochody używane są coraz droższe. Znalezienie dobrego i w miarę taniego auta jest już prawie niemożliwe.
Ostatnio dowiedziałem się jak bardzo w tyle jestem jeśli chodzi o stan polskiego rynku tanich samochodów używanych. Kiedyś miałem zwyczaj przeglądania portali ogłoszeniowych kilka razy w tygodniu, ale po niezwykle męczącym, trwającym 5 tygodni, procesie szukania własnego auta, miałem zwyczajnie dość. Odstawiłem OTOMOTO na prawie rok, a ostatnią styczność z tanimi autami miałem już dość dawno, bo około 4 lata temu. Przez ten czas sytuacja zmieniła się o 180 stopni – poniżej kilka spostrzeżeń.
Handlarze
Na początek coś pozytywnego. Mam wrażenie, że kultura polskich handlarzy jest na nieco wyższym poziomie niż kiedyś. Stereotyp, że handlarz = oszust chyba trzeba powoli odstawiać na bok. Mówię o tych przedsiębiorcach, którzy zajmują się pośrednictwem na co dzień, mają działalność gospodarczą i tradycyjny plac, czyli fizyczną siedzibę. Mam wrażenie, że samochody oferowane w takich miejscach już nie są gwarantowaną “miną” z cofniętą szafą i karoserią spawaną z dwóch. Myślę, że wielu z nich już przekonało się jak działa odpowiednia renoma i pozwalają sobie na nieco wyższe ceny, ale chcą dać świadomym konsumentom naprawdę bezpieczny produkt.
Z drugiej strony mamy całą plejadę osób, które handlem autami zajmują się niejako “przy okazji”, czyli jako dodatek do pracy na etacie lub w innej branży. Osobiście uważam, że to najgorszy typ sprzedawcy. W ogłoszeniu wydaje się, że oferentem jest osoba prywatna, na miejscu okazuje się, że to typowy kombinator, który na podwórku trzyma 3-4 auta, a każde z nich sprzedaje po pół roku posiadania, aby uniknąć rozliczenia z tytułu podatku dochodowego. Z moich ostatnich doświadczeń wynika, że właśnie te osoby często sprzedają szrot – auta zgniłe, poobijane, z marną dokumentacją i w biednych wersjach. Oczywiście sami nic przy tym samochodzie nie robią, za to lubują się w przekonywaniu klienta o tym co robiła osoba, od której sami auto kupili. Oglądałem nawet jeden samochód, którego “handlarzowi” nawet nie chciało się wyczyścić i opróżnić z własnych rzeczy.
Przekrój rynkowy
Zaledwie parę lat temu samochody z najniższej półki cenowej były mniej więcej takie: Opel Astra F/G, Fiat Punto II, Golf 3, Skoda Felicia itp. Dziś tego już nie ma – co zgniło to zniknęło, a rolę tanich gruzów przejęły takie modele jak Astra H, Citroen C4, Focus 2, Passat B6. Może jestem stary, ale są to auta, których debiut rynkowy osobiście pamiętam i o których czytałem w ówczesnej prasie motoryzacyjnej. W mojej świadomości bardzo długo były to samochody jak najbardziej “świeże”.

Wśród samochodów do 20 tysięcy wybór jest o wiele szerszy, ale częściowo pokrywa się z propozycjami za połowę tej kwoty. Dobrym przykładem jest Ford Focus II – biedne przedliftowe auta kosztują mniej niż 8000 zł, fajne egzemplarze z końcówki produkcji to wydatek co najmniej dwa razy większy. Co zabawne, mimo całego postępu w motoryzacji nadal dużym wzięciem cieszą się auta w prostych odmianach. Klienci szukają mało skomplikowanych aut – bezpośredni wtrysk, mała benzyna z turbo czy nadmierna elektronika wcale nie musi być zaletą na tle wolnossących motorów starej generacji. Rok temu sam poszedłem podobną ścieżką – kupiłem Accorda z wolnossącym 2.0 zamiast nowszego Mondeo 1.5 Ecoboost.
Samochody używane – ceny
Mam wrażenie, że kwota 20 tysięcy złotych mniej więcej odpowiada temu, co 5 lat temu można było nabyć do 10 tysięcy. Jest to trochę przerażające, ale jeśli potrzebujesz samochodu, musisz się na to godzić. Jeśli 5 lat temu kupiłeś fajną Astrę H z końca produkcji za około 15 tysięcy, dziś możesz śmiało ją wystawiać za podobną kwotę. To samo dotyczy np. Toyoty Corolli z lat 2004-2006. Parę lat temu spokojnie kupowało się te auta w wersji 5-drzwiowej z klimatyzacją za 8-9 tysięcy. Dziś tyle samo daje się za egzemplarze 3-drzwiowe, często w najbiedniejszych odmianach.

Szukanie taniego auta metodą objeżdżania okolicznych auto-handli nie ma już najmniejszego sensu. Pośrednicy w ogóle nie biorą się już za samochody poniżej 10 000 zł. No, może jakaś Panda się trafi. Jeśli jednak szukasz czegoś dla rodziny 2+1, a więc raczej segment C, szukanie po handlarzach nie ma szans powodzenia. Pozostaje przeglądanie ogłoszeń lub wypatrywanie aut z kartką za szybą. Mimo to większość z oferowanych w tej cenie samochodów nadaje się co najwyżej na wrak race. Klimatyzacja “do nabicia” to spodziewany standard. Inne popularne problemy to rdza, zaniedbanie serwisowe, wycieki oleju i 12-letnie opony. Ogólnie obraz nędzy i rozpaczy. Trzeba być niezwykle cierpliwym i przepalić dziesiątki litrów paliwa na niepotrzebne wycieczki, aby w końcu znaleźć coś godnego uwagi.
Samochody używane – co dalej?
Niestety nic nie zapowiada poprawy sytuacji. Inflacja dalej jest wysoka, ceny samochodów nowych rosną, a rynek zaczynają zalewać samochody elektryczne. W ten sposób liczba samochodów używanych o tradycyjnym napędzie będzie spadać. Osobiście myślę, że następne 5 lat to ostatni dzwonek dla tych, którzy chcą jeszcze kupić nowe auto spalinowe. Wśród używek ten proces potrwa dłużej, ale samochody z najlepszej ery motoryzacji już teraz znikają w zastraszającym tempie.
Bartłomiej Puchała