Suzuki Ignis nie mógłby skłamać na temat swojego pochodzenia, bo od razu widać, że korzenie ma w Azji. Małe, kanciaste nadwozie próbuje swoich sił w Europie. Czy ma duże szanse? Sprawdziliśmy w prostym porównaniu wad i zalet!
W krótkich żołnierskich słowach, postaramy się opisać kilka cech, które spodobały nam się w tym samochodzie, ale rzetelnie przedstawimy też wady. Sami ocenicie, które z wymienionych są dla was ważniejsze. Może akurat przekonamy kogoś do zakupu lub wręcz przeciwnie.
Zacznijmy więc od pozytywów – plusy Suzuki Ignis
1. Wysoka bezawaryjność
Nie bez przyczyny japońskie samochody trzymają ceny na rynku wtórnym. Wszystko przez renomę ich bezawaryjności.
Prosta konstrukcja bez zbędnych wodotrysków. W testowanym Ignisie, choć hybrydowym sprawdza się to wyśmienicie. Miękka hybryda nie jest zbyt skomplikowana, a przy tym odwdzięcza się niskim spalaniem. Pod maską sercem jest czterocylindrowy silnik o pojemności 1,2 litra. Moc to tylko 83 konie mechaniczne obsługiwane przez bezstopniowy automat CVT, ale przy wadze własnej 925 kg nie wydaje się to dychawiczną opcją.
2. Sporo miejsca w małym nadwoziu
Kształt nadwozia Ignis przypomina małą terenówkę. Auto jest dość wysokie, choć wąskie, z nie najniższym prześwitem, więc żaden krawężnik nie jest mu straszny. Suzuki ma tylko 3,7 metra długości, ale śmiało pomieści 4 pasażerów, którzy skorzystają z pięciodrzwiowego nadwozia. W dodatku tylne drzwi otwierają się tworząc kąt prawie 90 stopni. Wsiadanie jest bajkowo proste. Nie powinno im zabraknąć miejsca zarówno na nogi, jak i nad głową. I to nawet na tylnej kanapie.
Dodatkiem jest bagażnik, ale nie jest on rekordowo wielki. Zmieści około 260 litrów. Jest za to bardzo ustawny.
3. Atrakcyjny wygląd
Nasz egzemplarz pomalowano w budyniowy kolor, który może nie jest najbardziej krzykliwą i pożądaną wersją, ale w jakimś neonowym lakierze, po liftingu, Suzuki Ignis może się na szarej ulicy wyróżnić. Kanciaste kształty i małe nadwozie idealnie pasuje do miast. Małe auto wszędzie się zmieści, a niewielka średnica zawracania (9,4 metra) tylko to podkreśla.
Najbardziej spodobały nam się przednie reflektory, które są naprawdę odjazdowe. Zgadzacie się?
To oczywiście nie wszystkie zalety, które przychodzą nam do głowy, bo jest jeszcze na przykład łatwe wsiadanie, które trudno opisywać szeregiem zdań. Takich rzeczy w prostym Ignisie jest więcej, więc czas porównać je z minusami, żebyście mogli sami wydać swój werdykt. Czas na minusy Suzuki Ignis.
1. Słabe wykończenie
O ile Ignis wygląda naprawdę bojowo, to wsiadając do środka pierwsze dobre wrażenie trochę słabnie. Materiały, które znajdują się we wnętrzu zdradzają, że jest to jedne z tańszych aut tego producenta. Pojawia się tu sporo twardych i nieprzyjemnych w dotyku plastików, a i nawet sama grubość blach przy zamykaniu drzwi trochę boli. W aucie jest też dosyć głośno.
Plastikowa kierownica ma cienki wieniec i dla kierowców, którzy noszą obrączkę lub lubią czuć grubą, przyjemną w dotyku „fajerę” będzie to ogromnym minusem.
Z drugiej strony auto jest przynajmniej lekkie, o czym napisaliśmy w zaletach.
2. Przeciętna frajda z jazdy
Słysząc o niskiej masie można spodziewać się przyjemnej jazdy Ignisem. Oczywiście w mieście nie czuć jakiś wielkich mankamentów, ale poza nim kilka się znajdzie. Układ kierowniczy nie jest zbyt precyzyjny, choć działa bardzo lekko. Dodatkowo, samochód potrafi przechylić się podczas dynamicznych skrętów. Wysokie nadwozie nie pomaga również w przypadku bocznych podmuchów wiatru na drodze szybkiego ruchu czy autostradzie. W takich warunkach ciężko też prowadzić swobodnie rozmowę. Suzuki nie zadbało niestety o porządne wyciszenie auta.
3. Niezbyt bogate wyposażenie
Duża konkurencja w segmencie małych aut przyzwyczaiła nas już do tego, że wielkość auta prawie nie wpływa na możliwość wyposażenia danego modelu. Nawet w segmencie A pojawiają się takie „wodotryski” jak automatyczna klimatyzacja, rozbudowany system infomediów lub półautonomiczna jazda na drogach szybkiego ruchu.
W Ignisie takie możliwości wyboru są ograniczone, a przy tym auto też nie należy do najtańszych na rynku. Co więcej, Suzuki nie daje też pola do popisu przy wyborze gamy silnikowej, ponieważ oferowany jest tylko jeden motor.
Tu jednak wróćmy do zalet – prostota proszę państwa przede wszystkim. A to dla niektórych kierowców wystarczający argument „za”.
By uprościć naszym czytelnikom wybór ograniczę się do trzech zalet i wad, by porównanie przynajmniej w sensie matematycznym było sprawiedliwe.
Werdykt
Na rynku nie brakuje już „mieszczuchów”, które świetnie wyglądają, dobrze jeżdżą i zapewniają kierowcy mnóstwo dodatkowych doznań. Ignis, poza wyglądem, lekkością i podniesionym prześwitem, co przydaje się w mieście, ma jeszcze do zaproponowania wysoką niezawodność. To ważne aspekty.
Biorąc jednak pod uwagę modę na krótkie leasingi, wypożyczanie i częstą wymianę aut przez młodych ludzi, Ignis nie przekona swoją niezawodnością „japiszona” Brakuje mu smaczków i jakości wykończenia. Cena – 71 500 zł – też nie należy do najkorzystniejszych, ale w obecnej sytuacji nie ona jest podstawowym aspektem wpływającym na decyzję zakupową. Jak wiadomo kryzys na rynku mikroprzewodników uprzywilejował japońskie marki, więc Suzuki może być dostępne o wiele szybciej od europejskich konkurentów.
Co ciekawe, Ignisa można kupić z napędem na 4 koła. Wystarczy dołożyć 3 tysiące złotych i za 74 500 zł mamy auto, które daje coś więcej niż tylko niezawodność. Znając Suzuki, jest na pewno dobre nawet w prostym terenie. I to może być strzał w dziesiątkę. Chociaż z drugiej strony, za podobne pieniądze kupimy Dacię Duster…
Konrad Stopa
Adam Gieras