Zbliża się koniec pewnej epoki, gdyż nawet najbardziej kultowe samochody znikają z rynku, bądź też bezduszna elektryfikacja zastępuje ich potężne silniki spalinowe elektrycznymi motorami. Niestety nowy Dodge Charger Daytona również nie zdołał uniknąć temu procederowi, a do tego otrzymaliśmy kawał ociężałego samochodu.
Ostatni Dodge Challenger oraz Charger z pewnością nie należały do najlżejszych i ich waga dochodziła do dwóch ton. Jednak gdy marka zastąpiła potężną V6 silnikiem elektrycznym wraz z niezbędną infrastrukturą, to otrzymaliśmy kawał samochodu. I to nie byle jaki. Elektryczne sterydy sprawiły, że Dodge Charger Daytona waży aż 2645 kg, a tym samym dogonił ogromną Kię EV9, czy Mercedesa EQS. Nowy Charger nie jest tak wysoki jak koreańczyk, ani na tyle luksusowy co elektryczna limuzyna. Skąd więc te wszystkie kilogramy?
Otóż Charger jest nie tylko cholernie ociężały, ale również piekielnie długi. Samochód mierzy aż 5,24 metra długości, co jest niesamowitym wynikiem. Tym samym jest dłuższy od wielu limuzyn klasy wyższej w tym także od samej Klasy S, która mierzy 5,18 metra. Charger jest prawie tak długi jak BMW i7, jednak pod kątem wagi nie ustępuje bawarskiemu elektrykowi.
Na jego wagę miała wpływ nie tylko sama długość, lecz również zamontowany akumulator o pojemności 100,5 kWh. Jeżeli dorzucimy do tego stalową konstrukcję samochodu, to uzyskany wynik już mniej nas zaskakuje. Pozostaje najważniejsze pytanie, jak będzie się prowadziło tego ociężałego olbrzyma? Cóż.. zapewne przez wiele miesięcy się tego nie dowiemy, jednak z pewnością będzie to niesamowite przeżycie.
W późniejszym czasie do elektryka dołączy również jego spalinowy odpowiednik, który z pewnością zrzuci zbędne kilogramy. Niestety pod jego maską nie znajdziemy potężnej V6, lecz rzędową „szóstkę” od Hurricane, która nie zawiedzie nas swoją mocą. Jednostka napędowa zapewni nam od 426 do 558 KM mocy, więc nie powinniśmy narzekać. Jednak mimo wszystko nie jest to ten sam Dodge, co kiedyś.
Damian Kaletka
Fot. Dodge