Site icon Motopodprad.pl

Jechałem elektrykiem z Krakowa do Warszawy. Dojechałem, ale…

IMG 0066

IMG 0066

Wieloma autami jeździłem, ale jakoś tak wyszło, że jeszcze nigdy nie trafił w moje ręce elektryk. Więc kiedy pojawiła się okazja odwiezienia Kii e-Niro do Warszawy, nie wahałem się ani chwili.

Podobno elektryki są dobre do miasta, ale w trasie nie mają szans ze spalinówkami. Trzeba uważniej planować trasę, marnować czas na ładowanie i, co najgorsze, stresować się, że nie uda nam się dojechać do celu. Ja skoczyłem na głęboką wodę i podczas pierwszej przygody z samochodem elektrycznym przejechałem naraz 300 kilometrów.

Zadanie było proste

Testowa Kia e-Niro była w Krakowie, a musiała znaleźć się w Warszawie. Tam miałem odebrać nową Hondę CR-V i wrócić do Krakowa. Potem plany trochę się zmieniły i stanęło na tym, że musiałem dojechać do ładowarki w Piasecznie, podłączyć samochód do ładowania i poczekać, aż kolega z innej redakcji podrzuci mi Hondę.

O taką

Takie wymiany robiłem już kilka razy, ale do tej pory nigdy nawet nie tankowałem. Zasięg spalinówek, którymi pokonywałem tę trasę, był tak duży, że w ogóle nie musiałem się tym zajmować. Tym razem było trochę inaczej.

Najpierw jechałem normalnie

Auto naładowane do 100% pokazywało rano 434 kilometry zasięgu. Było zimno, więc włączyłem klimatyzację, grzanie fotela i kierownicy i szacowany zasięg spadł do 417 kilometrów. To całkiem dobry wynik. Do przejechania miałem 281 kilometrów, więc bez stresu ruszyłem w drogę.

Jechałem normalnie, czyli 120 tam, gdzie można było 120 i 140 tam, gdzie można 140. Nie wlokłem się prawym pasem za ciężarówką, nie jechałem poniżej limitu, nie rezygnowałem z grzania ani z radia. Było przyjemnie, ale kiedy do celu zostało 100 kilometrów, auto twierdziło, że przejadę jeszcze 160. Wciąż miałem zapas, ale z każdym kolejnym kilometrem się zmniejszał.

Wtedy trochę zwolniłem

Do celu: 50 km, zasięg: 70. To już mnie trochę wystraszyło. Zwolniłem do 110 na godzinę i nagle jeden kilometr zasięgu ubywał co jeden przejechany kilometr. Strach nie trwał więc długo i kiedy zostało mi 20 kilometrów trasy, wciąż miałem 20 kilometrów zapasu. Później wjechałem w miasto i zasięg zaczął spadać jeszcze wolniej. Ostatecznie dojechałem do ładowarki, mając 26 kilometrów zasięgu. To oznacza, że przejeżdżając 281 kilometrów, zużyłem 391 kilometrów zasięgu.

Czy to słaby wynik? Ciężko mi to oceniać, biorąc pod uwagę, że to mój pierwszy kontakt z elektrykiem. Na pewno na zasięg wpłynęło to, że było zimno i musiałem intensywnie korzystać z klimatyzacji. Samochód traktowałem tak, jak traktowałbym każdą spalinówkę na tej trasie. Bez wyrzeczeń udało się dojechać do celu, chociaż przez chwilę poczułem obawy związane z ograniczonym zasięgiem. Mimo to, jeżeli tylko pojawi się okazja przejechania dłuższej trasy innym elektrykiem, to chętnie skorzystam. Najwyższa pora się przyzwyczajać, a w elektrycznej Kii było mi całkiem przyjemnie.

Kia e-Niro – chciałbym przetestować ją w mieście

Elektryczna Kia sprawdziła się na tej trasie nieźle, chociaż to zdecydowanie samochód do miasta – w trasie trzeba się martwić zasięgiem i do tego wewnątrz jest dosyć głośno. Oczywiście nie słychać silnika, ale szum powietrza i opon powinien być lepiej wyciszony.  Jeździłem mocniejszą wersją, z silnikiem o mocy 204 koni mechanicznych. Taka moc wystarczyła, żeby poczuć, że elektryki są bardziej zrywne od spalinówek. Moc dostępna od samego początku sprawia, że mimo ponad 7 sekund do setki, wygramy większość wyścigów spod świateł. E-Niro na rozpędzenie się do 50 km/h potrzebuje mniej niż 3 sekundy i to zza kierownicy czuć. W trybie sport, przy delikatnie mokrym asfalcie, wciśnięcie gazu do dechy za każdym razem powodowało utratę przyczepności.

Poza tym, Niro to po prostu całkiem dobry samochód – we wnętrzu było wygodnie i przestronnie. Obsługa auta jest ergonomiczna, a pokrętło do zmiany kierunku jazdy było miłą odmianą po przyciskach z ostatnio testowanego przeze mnie Santa Fe.

Prawie zapomniałem o ładowaniu, a z tym testerzy też często mają problem. Ja przyłożyłem do ładowarki kartę, którą dostałem od Hyundaia, wpiąłem kabel w samochód i poszedłem coś zjeść. Wróciłem po godzinie i zasięg wzrósł do 390 kilometrów – w zasadzie mógłbym od razu wracać do Krakowa.

Tekst i zdjęcia: Wojciech Kaleta

Exit mobile version