Site icon Moto Pod Prąd

5 minut z… Volvo P1800 S

2016 06 22 13 41 30

2016 06 22 13 41 30

Specjalistą od klasyków u nas jest Adam, ja wolę raczej nowsze samochody. Jednakże po ostatnim spotkaniu z Volvo P1800 S moje podejście do starszej motoryzacji zaczyna się lekko zmieniać.

Może nie aż na tyle, żeby sprzedać swój samochód i zamienić go na kilkudziesięcioletnie auto, ale prezentowany egzemplarz, z którym miałem przyjemność obcować był w bardzo dobrym stanie, więc trudno było się nad nim nie zachwycać. Na szczęście moja przygoda, oprócz atrakcji wizualnych, obfitowała również w przejażdżkę tym świetnym autem.

Ale co to za cudo? Volvo P1800 S to kamień milowy szwedzkiej marki, występujący w niejednym filmie i znanym na całym świecie z serialu „Święty”, w którym Roger Moore wykorzystywał go do granic możliwości. Auto jest jednym z najładniejszych coupe minionego wieku, a projekt Carozzeria Frua i Pelle’a Petersona zadziwia do dziś. Niejedno współczesne auto mogłoby zazdrościć linii temu dwudrzwiowemu nadwoziu z 1966 roku. I  niejeden koncern mógłby uczyć się tego jak ładne i wytrzymałe auto można zrobić z ułamkiem współczesnej wiedzy technicznej i dużo mniejszym dostępem do materiałów.

Prezentowane auto w beżowym kolorze zostało odrestaurowane w świetnym stylu, ale również z użyciem oryginalnych podzespołów.Spójrzcie na skórzane, wprost fenomenalne fotele. Już dawno nie siedziałem na tak wygodnych siedzeniach (nawet w salonie meblowym). W takim klasyku siedzi się zupełnie inaczej niż we współczesnych autach. 50 lat później, gdzie wszyscy chcą patrzeć na innych z góry (crossovery, suvy i inne) w Volvo P1800 S szorujesz tyłkiem o asfalt, a między kolanami masz wielki, lecz cienki wieniec aluminiowej kierownicy. Za nim czytelne zegary, a obok niczym z współczesnej rajdówki trzy okrągłe wskaźniki w metalowej obudowie. Wszystko surowe bez udawania i nikczemnych plastików. Sama skóra i szczere materiały, ale w środku panuje lekka ciasnota. Jest nawet tylna kanapa, ale raczej na nią nie wsiądziesz, jest też lusterko wsteczne, ale nie przy dachu, tylko na szczycie deski rozdzielczej. Ciekawostką jest też hamulec ręczny po lewej stronie fotela kierowcy.

Wszystko niby podobne do aktualnych trendów, ale zupełnie inaczej. Czy lepiej? Według mnie tak… I nie ważne, że nie ma kamery cofania, nawigacji i innych elektrycznych gadżetów. Jest radio, schowek przed pasażerem, „korbotronik” i całe 115 KM pod maską, które to piękne auto rozpędzi do prędkości osiąganych przez Skodę Citigo lub Toyotę Aygo. To nic, że wyprzedzi Was nawet Polonez czy nawet współczesny skuter. Wy w stylowej marynarce, w rękawiczkach i w okularach przeciwsłonecznych naciśniecie sprzęgło, zmienicie bieg (jeden z czterobiegowej skrzyni), wciśniecie gaz i dostojnie odjedziecie w eleganckim tempie zostawiając zazdrosne spojrzenia innych użytkowników drogi.

Tylko ten kolor mógłby być czarny lub czerwony, wówczas zakochałbym się w tym klasyku bez pamięci…

A jak jeździ się takim samochodem? To ciężko opisać słowami, trzeba spróbować samemu i po prostu rozkoszować się chwilą. Doznania całkiem inne niż we współczesnym aucie. Volvo prowadzi się dużo trudniej, ale ten wysiłek daje większą satysfakcję. Szkoda tylko, że taka zachcianka jest tak droga i nie można jej traktować jako uniwersalne auto na co dzień.

Konrad Stopa

Exit mobile version