Zauważyliście pewnie, że lubię hot hatche. Sam niedawno zamówiłem jednego (gdy odbiorę, oczekujcie testu!), ostatnio pisałem o Swifcie Sporcie, a dziś w dziale „Znalezione”, francuskie spojrzenie na temat…
Często mówi się, że to właśnie mieszkańcy kraju nad Sekwaną są mistrzami w tworzeniu niewielkich i dających mnóstwo radości aut. Sam jeździłem kiedyś Xsarą VTS, więc znam ten świat zarzucających tyłkiem, wolnossących i lubiących wysokie obroty wozów.
Clio Sport jest uznawane za jeszcze lepsze od „mojej” Xsary – lepiej się prowadzi, jest szybsze i bardziej agresywne. Zaś najlepszą jego odmianą jest podobno właśnie ta, którą dziś Wam przedstawiam.
Oto ostatni wypust drugiej generacji Clio Sport po faceliftingu. Wolnossąca „dwójka”, 182 KM i oczywiście manualna skrzynia biegów. Jeden z fajniejszych miejskich chuliganów w historii, osiągający 100 km/h poniżej 7 sekund.
Przed nabywcą takiego auta są dwie drogi. Pierwsza to zostawić auto w oryginale i użytkować je na co dzień. Wtedy można docenić jego niewielkie rozmiary, w miarę przyjazne zawieszenie i dość bogate wyposażenie. Co ważne, we Francji bezwypadkowe i zadbane Clio Sport II zaczęły już drożeć.
Druga, kusząca opcja, to… wybebeszyć, wstawić kubły, głośny wydech i atakować KJSy i tym podobne zawody. Wiele Clio przeszło takie modyfikacje, a rynek części tuningowych do tego modelu jest szeroki.
Niezależnie od tego, na co zdecyduje się nowy właściciel tego samochodu, będzie zadowolony. A że czasem figla spłata elektronika lub jakaś drobnostka po prostu się popsuje? Taki urok tego „żabojadzkiego” hot hatcha!
Mikołaj Adamczuk
Fot. Otomoto