Ktoś na Podkarpaciu zbudował sobie Bugatti – i to nie jakiegoś tam wejrona, a prawdziwy rarytas – 57 SC Atlantic z 1936 r.! Na dodatek wygląda to naprawdę dobrze!
Lubię sobie od czasu do czasu wejść na OTOMOTO i poprzeglądać ogłoszenia. Nie filtruję jednak treści w typowy dla Polaka sposób (kombi, diesel, czarny, <15000), a klikam w te kategorie, gdzie zwykle nikt normalny nie zagląda. Tak było i tym razem, bo postanowiłem spojrzeć na oferowane w PL Bugatti. Nic dziwnego, są w Polsce firmy, które mogą ściągnąć takie auto i wystawiają ogłoszenia. Pamiętam, że kiedyś na polskich ogłoszeniach wisiał Veyron za 9 mln zł, a sprzedawał je gość mieszkający na moim osiedlu… W każdym razie tym razem zaskoczyłem się, bo znalazłem to ogłoszenie.
Okazuje się, że na Podkarpaciu ktoś zbudował sobie replikę Bugatti type 57 SC Atlantic. A raczej zamierza zbudować, bo na razie 'blacharka jest prawie skończona’ cytując klasyka. Jest to więc projekt bez silnika i wnętrza, a już kosztuje 200 tysięcy. Oczywiście wiemy jak to zwykle wygląda w przypadku projektu 'do dokończenia’. Ktoś miał pomysł, coś tam zaczął dłubać, wpakował kupę kasy, a potem próbuje choć część odzyskać sprzedając swoje pokaleczone dzieło. Tym razem jest jednak inaczej.
Samochód wygląda nadspodziewanie dobrze
Osobiście nienawidzę replik. Nie widzę nic fascynującego w tworzeniu podobizny wymarzonego auta – to takie oszukiwanie samego siebie, że ma się coś fajnego, podczas gdy ma się bezwartościową wydmuszkę. To tak samo jakby mieć fotokopię „Słoneczników” van Gogha i udawać, że oryginał. W tym przypadku chodzi jednak o auto, którego właściwie nie można kupić, więc w jakimś sensie jest to usprawiedliwione.
Darmowe Sprawdzenie VIN
Sprawdź wypadkową przeszłość pojazdu
Na dodatek twórca tego dzieła jest nadzwyczaj zdolny. Nawet nie wyobrażam sobie jak skomplikowane musi być odwzorowanie proporcji 80-letniego auta przy trudności z dotarciem do wiarygodnej dokumentacji. Bugatti type 57 SC Atlantic jest też trudne z innego względu – sposobu budowy nadwozia. Jest to jedno z niewielu aut, w których fartuchy blachy są znitowane ze sobą na górze tworząc swoisty grzebień. Dotyczy to zarówno dachu jak i błotników. Nie jestem może ekspertem, ale nadwozie wygląda na zrobione bardzo profesjonalnie, zgodnie z duchem epoki.
Skąd ta cena?
Czy zapłaciłbym 200 tysięcy za nadwozie kopii Bugatti z 1936 r? Nie, bo nawet tyle nie mam. Sprzedający twierdzi, że może zdobyć oryginalny silnik Bugatti – pytanie tylko z jakiego modelu i czy dałoby się go uruchomić. W razie niepowodzenia sprzedający ma inny silnik pasujący do ramy. Mam tylko nadzieję, że to nie jest S21 z Żuka.
Dwa słowa o oryginalnym modelu Atlantic, o którym wspomniał także właściciel w swoim opisie. O ile zgadzam się, że szacowana wartość jednego z tych cudów może wynieść 50 mln dolarów, to wielkość produkcji na poziomie 4 sztuk jest powielaną w Internecie bzdurą. Już wiem jak to wyglądało – gość wszedł w Google, znalazł ten artykuł i zasugerował się podanymi w nim informacjami. Tymczasem z wiarygodnych źródeł wiem, że takich aut powstało około 40, a liczba 4 to egzemplarze, które przetrwały do naszych czasów. Właścicielem jednego z nich jest Ralph Lauren. Jego egzemplarz jest czarny i z łatwością znajdziecie go w sieci.
Warto, nie warto?
Jestem pełen podziwu dla dokładności wykonania tego samochodu i chciałbym go już zobaczyć w pełnym lakierze. Właściciel pojazdu wyznaczył sobie naprawdę ambitne zadanie i wygląda na to, że podołał. Tak naprawdę wartość auta będzie zależeć od tego jaki silnik do niego trafi. Jeśli faktycznie byłoby to oryginalne Bugatti jego wartość wzrosłaby wielokrotnie. Póki co gorąco kibicuję projektowi, ale nie podejmę się oceny czy warto jest wyłożyć na ten okaz aż 200 patyków.
Bartłomiej Puchała
fot. OTOMOTO.pl