Nissany Sunny N14 to już bardzo duża rzadkość, natomiast prezentowany N13 to istny biały kruk. Paradoksalnie jednak te samochody, poza oczywiście wkradającą się w każdą szczelinę rdzą, zabiła bezawaryjność – one po prostu jeździły bez przerwy i nie chciały przestać, aż w końcu przestawały na amen, a sens ich ratowania był wątpliwy. To chyba wystarczające argumenty, żeby po prezentowane 4×4 jechać w ciemno!
Nissan jako marka, poza oczywiście modelami sportowymi i 4×4 nie ma obecnie niczego ciekawego do zaproponowania. Pulsar, już w momencie debiutu nadaje się do zmiany modelowej, Micra i Note to auta tak nudne, że zasypiam nawet, jak na nie patrzę, Juke fajnie wygląda, ale niefajnie jeździ, a zmieniony Qashqai, choć miło go wspominam stanowi jedynie wyjątek potwierdzający regułę. Wcześniejsze modele? Almera, którą miałem przez 4 lata (model N16) również niczym szczególnym się nie wyróżnia, a jej trwałość ma się nijak do wcześniejszych produkcji marki. Primera? Od 2003 roku stanowi synonim beznadziei, w jakiej znalazła się japońska marka. Słowem, jak to mówi młodzież, masakra – a wszystko przez mariaż z Renault.
Kiedyś, czytaj jeszcze w XX wieku było jednak inaczej. Nissany kojarzyły się nie tylko z bezawaryjnością, ale też ze specyficznym japońskim stylem. Weźmy takiego Sunny – wcale nie musi być w wersji GTI – czy dwie pierwsze Micry? Prawda, że miło robi się na sercu? A taka Primera z pierwszej połowy lat 90-tych? Jeździł nią komisarz Halski w „Ekstradycji” (marzyłem wtedy o takim aucie), jeździła piękną, w rudym kolorze Katarzyna Figura w „Kilerze”. Inne propozycje? To nadal nic trudnego; Bluebird, Maxima (szczególnie smaczna z silnikiem 3.0 V6) czy prezentowany Sunny generacji N13.
Jego bryła, choć wygląda jakby projektował ją człowiek, który ma narysować samochód z zamkniętymi oczami urzeka swoją prostotą. Muszę Wam powiedzieć, że im więcej na rynku jest opływowych i sztucznie napompowanych aut, tym chętniej wracam myślami do produkcji z lat 80-tych. Może nie zapewniają one bezpieczeństwa nawet w połowie porównywalnego do nowych produkcji, ale za ich kierownicą nie czuję się jak w wielozadaniowym urządzeniu, które ma jedynie dołączoną funkcję jazdy.
Prezentowany Sunny N13 nie jest co prawda tak wysmakowany estetycznie, jak wersja coupe, którą dorzucam Wam na zdjęciu poniżej, ale ma w zanadrzu bardzo silnią broń, coś z czego Nissan do dzisiaj może być dumny – mowa oczywiście o napędzie 4×4. Wydaje mi się, że może to być jedyna taka jeżdżąca jeszcze wersja w Polsce, więc warto przyjrzeć się jej z bliska. Nie jest droga, o czym za chwilę, nie będzie też rujnowała budżetu właściciela po zakupie.
Pod maską sprzedawanego egzemplarza pracuje 8-zaworowy silnik 1.6 o mocy 73 KM na gaźniku, który na pewno nie robi z tego auta demona prędkości, ale całkiem dobrze radzi sobie w kwestii oszczędzania (nawet z tym napędem Sunny nie powinien spalić w mieście więcej, niż 9 litrów). Stały napęd na cztery koła to konstrukcja prosta jak budowa cepa, nie ma więc obawy, że coś pierdyknie, jak np. w nowych konstrukcjach typu haldex, i mamy podróż z głowy. Oczywiście pod warunkiem, że te marne 73 KM nie będzie przez kierowcę katowane na każdym zakręcie (przenoszenie napędu, a szczególnie skrzynia biegów nie lubią dużych obciążeń). Na szczęście przy podejściu do jazdy tym autem z głową na pewno odwdzięczy się ono bezawaryjnością i wyciągnie z niejednej opresji.
Sezon na narty dobiega już końca, ale jeżeli nie macie czym wybrać się na weekend w góry, to zasuwajcie do Błonia pod Warszawą. Za 2800 zł jest tam do kupienia naprawdę fajne autko z duszą lat 80-tych. Potrzebujecie dodatkowych rekomendacji?
Link do ogłoszenia tutaj: Nissan Sunny 1.6 4×4
Adam Gieras