Są tacy, którzy kochają W124 za niezniszczalne, przyjemnie dla ucha klekoczące diesle. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z wersją, na widok której cierpnie mi skóra. E500 ma bowiem wszystko – moc, design, „fame”. Zadbane egzemplarze są też niezłą lokatą pieniędzy.
Model „Raz, dwa, cztery” wyprodukowany został w imponującej liczbie 2 583 470 egzemplarzy, a wiele z nich nadal dojeżdża swoich dni w rękach taksówkarzy i drobnych rzemieślników. Na szczęście coraz częściej „Balerony” trafiają też do garaży miłośników motoryzacji, którzy o swoje perełki dbają z właściwą atencją. Inaczej jest z Mercedesem 500 E (1990-1993)/ E 500 (1993-1995). Ręce taksówkarza czy przedsiębiorcy poszukującego taniego środka transportu dla młotka, gwoździ i kleju do glazury raczej nie utrzymają tego youngtimera. I dobrze! To auto zarezerwowane wyłącznie dla trzeciej wymienionej przeze mnie grupy – miłośników i fascynatów. Z jednym zastrzeżeniem – muszą być majętni. Łącznie przez 5 lat produkcji powstało bowiem tylko niecałe 11 tysięcy sztuk 500 E/E 500, a ceny zadbanych egzemplarzy dochodzą coraz częściej do okolic 100 tys zł!
Zwykłe W124 wyjeżdżały z fabryki Mercedesa w Stuttgarcie. W124 500 E/E500 powstawały również w Stuttgarcie, ale na linii montażowej fabryki Porsche. Oznacza to sporo różnic w stosunku do pozostałych wersji. „Pięćsetki” wyposażono w inne zawieszenie, inaczej skonstruowany układ kierowniczy, ale przede wszystkim – w stosunku do standardu – wyróżniały je subtelne zmiany w wyglądzie karoserii. A to oznacza niestety podwyższone koszty eksploatacji – inaczej zaprojektowane zderzaki i bardziej zaokrąglone wypukłe błotniki nie tylko podkreślają sportowe przeznaczenie tej limuzyny, ale potrafią też mocno zrujnować kieszeń. Przykład? Zderzak przedni dostępny tylko w ASO to wydatek minim 5 tys. zł. I to przy dobrych lotach, bo towar jest bardzo deficytowy.
Na szczęście, poza droższym serwisem i częściami zamiennymi, zadbana 500 E/ E 500 nie powinna mocno dawać się we znaki właścicielowi. Samochód jest tak samo trwały, jak jego słabsi bracia, a wiele „Pięćsetek”, szczególnie tych sprowadzonych ze Szwajcarii i Niemiec, zostało poddanych o wiele mniejszym uciążliwościom dnia powszedniego – rzadko wykorzystywano je bowiem do jazdy na co dzień.
Dlatego sumiennie szukając i pomijając wszelkie okazje cenowe, coraz częściej także w Polsce można znaleźć egzemplarz z przebiegiem nieprzekraczającym 300 tys. km, który jeszcze nie tylko może, ale i chce. A „Czarna Wdowa”, jak uwielbiam nazywać ten samochód, nadal chętnie pokazuje pazur na drodze. W wersji 500 E do 1993 roku wyposażano ją bowiem w pięciolitrowe ogniste V8 o mocy 326 KM (0-100km/h: 6,0 s., 261 km/h v-max). Po liftingu, gdy W124 stało się po prostu E-klasą wersja E500, moc samochodu została minimalnie utemperowana. Ale 320 KM (0-100 km/h: 6,1 s., 260 km/h v-max), jak w egzemplarzu na zdjęciach wystarcza, żeby zmieść z drogi niejedno uturbione współczesne auto. Do tego dźwięk silnika, trakcja i wygoda z jaką podróżuje się Wdową są nieporównywalne z żadnym współczesnym „plastikiem”. Ten wehikuł powstał, żeby utrzeć nosa BMW E34 M5. I choć wielu jest miłośników „Będziesz Miał Wydatki” z rzędową ósemką, widlaste osiem garów w MB po prostu – no dobra moim zdaniem – robi lepszą robotę. Ale ja jestem w tym aucie od lat zakochany, więc niekoniecznie musicie mnie słuchać.
Egzemplarz ze „Znalezionych” możecie znaleźć tu. Jego cena – 69 999 zł – może trochę przerażać, ale pomyślcie sobie tak. Za 70 tysięcy kupicie nowego lekko doposażonego Forda Focusa z silnikiem 1.0 125 KM, któremu za 3-4 lata będzie trzeba wymienić turbinę i koło dwumasowe, a za max 6 lat cały silnik (producent policzył, że 240 tys. km i remont). W między czasie samochód straci na wartości jeszcze jakieś 55 tysięcy złotych. Razem z kosztami serwisowymi i paliwem wyjdzie grubo ponad stówka pieniędzy wyrzuconych w błoto. Kupno W124 E500, które nadal można traktować jako auto do codziennej jazdy to w przeciwieństwie do każdego nowego kompaktu inwestycja. Wdowa bowiem już nie stanieje, a wrażenia z jazdy będziecie przechowywać w sekretnym pamiętniku pod łóżkiem!
Właściciel tego zadbanego E500 ma więcej klasyków pod strzechą. Patrząc na to zdjęcie powiem jedno – podzielam gust, zazdroszczę możliwości!
Adam Gieras
fot. otomoto.pl