Patrzę i oczom nie wierzę… Jako wieloletni miłośnik „beczek” widziałem taki rodzynek tylko w muzeum Mercedesa w Stuttgarcie. Funkiel nówka Mercedes W 123 300 D z przebiegiem 1135 km szuka właściciela.
A w zasadzie już go chyba znalazł, bo samochód jest aktualnie zarezerwowany. Jeśli jednak nerwowo przeliczacie zaskórniaki na koncie by spróbować przelicytować potencjalnego kupca, to możecie dać sobie spokój. Nie stać Was na to cudo. Właściciel wycenił bowiem „beczkę” na astronomiczne 229 tys. zł. A ja obawiam się, że jest tyle warta.
Oto krótki opis z ogłoszenia zamieszczonego na www.4classic.pl: Mercedes-Benz 300D W123, rok produkji 1982. Przebieg 1.135km. Samochód został zakupiony oraz zarejestrowany w maju 1982 na południu Niemiec. Po miesiącu został wyrejestrowany i następne 32 lata przestał w garażu. Samochód jest nowy!! Mercedes będzie w kraju pod koniec września 2014r.
Patrząc na zdjęcia widzimy Mercedesa W123, który wygląda dokładnie tak, jak powinien. Jest prosty, lśniący, czysty i co najważniejsze – utrzymany w dziewiczym stanie! Większość „beczek”, które znajdziecie w polskim internecie to albo ruiny ledwo toczące się do przodu albo źle odrestaurowane „świecidełka”, które pod warstwą nie najgorzej położonego lakieru mają kilogramy szpachli przyklejonej do źle wyczyszczonej powierzchni. Rzadko który W123 w ogłoszeniu ma podany prawdziwy przebieg. Czasami nie trzeba go nawet cofać – po 999 999 licznik zaczyna pracę od zera. W opozycji do tego, co oferuje polski rynek, liczba 1135 to marzenie, bajka, powiedziałbym nawet mrzonka, ale nie. To się dzieje naprawdę!
Niestety, mimo opinii – w pełni zresztą zasłużonej – samochodu-czołgu, „beczka” również potrafi się poddać. Co prawda robi to jakiś milion kilometrów później, niż każdy samochód wyprodukowany po 1985 roku, ale jednak. I co ciekawe głównym powodem awarii jest najczęściej jej ponadprzeciętna wytrzymałość. Bo choć statystycznie pierwsza poważna naprawa Mercedesa W123 wypadała dopiero po przejechaniu 800 tys. km i 90 procent egzemplarzy, szczególnie diesli, ma już za sobą minimum 3 razy więcej, to nieserwisowanie W123 prędzej czy później odbija się czkawką.
Darmowe Sprawdzenie VIN
Sprawdź wypadkową przeszłość pojazdu
Właściciele wykorzystują bowiem niezawodność „beczek”. Mówi się, że jak coś się zaczyna tłuc w zawieszeniu, to znak, że można jeszcze pojeździć 100 tys. km. Można, tylko po co? Jeżdżąc dalej dochodzi do kolejnych „małych” awarii, a ich późniejsza kumulacja powoduje, że nawet tak wytrzymały samochód staje się ledwo jeżdżącą ruiną. W123 niszczy więc własna legenda. Ale zadbany W123 do dziś potrafi przenieść obcowanie z samochodem w stan uzależnienia. Wiem, bo sam byłem właścicielem W123 2.3 na gaźniku Stromberga z 1978 roku. Nigdy nie zapomnę tych wrażeń. Jazda „beczką” to jak podróżowanie po drogach na najwygodniejszej salonowej kanapie. W123 płynie, uspokaja i daje wytchnienie, a za jego kierownicą można oddać się mantrze. Upływu 29 lat od końca produkcji po prostu nie czuć – no chyba, że wizualnie.
Choć Mercedesa W123 pokazano światu w 1976 roku – był następcą modelu MB/8 zwanego inaczej W114 lub W115 (w zależności od silników) – producentowi ze Stuttgartu udała się trudna sztuka. Zbudował bowiem auto na lata, a gdy zrozumieli to ówcześni właściciele, firma o mały włos nie zbankrutowała. „Beczek” po prostu nie było sensu wymieniać na nowszy model. I mimo, że to klasowy „kanciak” z mnóstwem chromu, prawdziwego drewna (od II serii), o posturze dinozaura, uroda tych samochodów nie podlega dyskusji. Są ponadczasowo piękne!
W czasach, gdy z polskich fabryk wyjeżdżały wcale jeszcze nie tak mocno przestarzałe Fiaty 125p, W123 był autem przyszłości. Mógł mieć na pokładzie m.in. wspomaganie kierownicy, elektryczne szyby, klimatyzację, a w końcowej fazie produkcji nawet ABS. Pod maskami znajdował się zarówno spory wybór diesli o mocach od 55 do 125 (trzylitrowa turbodoładowana wersja amerykańska), jak i benzyn – najmocniejsza z nich o pojemności 2.8 litra produkowała stado 185 KM (w wersji z wtryskiem). Było więc w czym wybierać. Dziś zdecydowanie łatwiej znaleźć zadbaną benzynę, ale warunkiem musi być brak instalacji LPG. Zarówno gaźnik, który na gazie nie ma smarowania, jak i wtrysk po prostu gazu pod znaczkiem Mercedesa nie lubią. Rynek zresztą nie jest przebogaty w oferty. Aktualnie znajdziemy na allegro.pl około 30 egzemplarzy tego modelu.
Gdy ja kupowałem „Pomarańczową Damę” w stanie „do jazdy” w 2007 roku udało mi się zbić cenę z 11500 zł na 5400 zł – wtedy popyt był jednak mniejszy niż podaż. Gdy ją sprzedawałem na jesieni zeszłego roku w perfekcyjnym stanie technicznym i zdecydowanie gorszym już niestety blacharskim obecny właściciel z pocałowaniem ręki dał mi 7 tys. zł. Ceny rewelacyjnie utrzymanych egzemplarzy zaczynają się gdzieś powyżej 15 tys. zł, a ich górną granicę, jak widać na przykładzie tego ogłoszenia, może stanowić nawet „ćwiartka”. Zadbany Mercedes W123 posłuży bowiem nawet, gdy swoimi kołami objechał ziemię 30 razy.
Prezentowane W123 3.0 D o mocy 88 KM to rarytas. Miałem kiedyś okazję jeździć „beczką” wyposażoną w ten silnik i muszę powiedzieć, że to chyba najlepsza, choć trudna do znalezienia konfiguracja. Właściciel tego egzemplarza nie musi się jednak nad tym zastanawiać. Jazda W123 z przebiegiem 1135 km to zbrodnia. Prawdziwą wartością tego auta jest bowiem utrzymywanie go w takim stanie, jak jest – to po prostu świetna inwestycja.
Oddzielną historią są wersje coupé lub kombi, ale to już na kolejny temat do „Znalezionych”.
Adam Gieras
fot. www.4classic.pl / materiały producenta
Po kształcie przednich lamp oceniam, że to nie jest 300D tylko 240D albo 200D. 300tki miały bardziej jednolite klosze (jak ten niebieski model na zdjęciu). Mylę się?
Dzięki za spostrzegawczość. Już tłumaczę. To tzw. pierwszoseryjne lampy, które montowane były do 1982 roku (ta jest 1982 właśnie). Natomiast w mocnych wersjach i coupe lampy powinny być kwadratowe. Sądzę, że 88 KM nie było uznane za „mocną wersję”. 230 i 280 E na pewno miały kwadratowe. Myślę, że wszystko jest ok!
Rozpoznanie silnika 300d OM617 jest bardzo łatwe, gdyż jako jedyny posiada 5 cylindrów w układzie rzędowym tak egzemplarz ze zdjęcia powyżej.
Prostokątne lampy były zarezerwowane tylko dla aut, które miały też inne zderzaki (zachodzący chrom na bok auta). Usłyszałem to z ust wielkiego specjalisty w dziedzinie Beczek, więc powtarzam :)
Chromowane zderzaki zachodzące na blotniki bez gum narożnych były z silnikami benzynowymi a lampy tzw. Kwadratowe były montowane we wszystkich modelach od 82r.