Toyota swój wodorowy samochód pokazała już parę lat temu. Teraz pojawiła się druga generacja tego auto i w 2021 pojawi się w polskich salonach.
Pierwsza generacja Mirai była ciekawostką, ale teraz ma się to zmienić. Egzemplarz na 2022 rok ma być dopracowanym samochodem, który nie tylko ma nowatorski napęd, ale też wyposażenie godne zwykłego samochodu z tego roku.
Patrząc na zdjęcia samochód wygląda na sportowego sedana, a nie jak na ekologię przystało dziwne pudełkowe kształty. Mimo większego nadwozia (rozstaw osi wzrósł o 14 cm) auto ma niskie opory powietrza przez co jest bardzo aerodynamiczne. Moim zdaniem z wielkim grillem i dzielonymi reflektorami przypomina trochę Lexusa. Zwłaszcza dzięki wielkim felgom o klasycznym wzorze.
Większe nadwozie zaowocowało sporym miejscem w środku. Teraz mieści pięć osób zamiast czterech.
Toyotę Mirai napędza system, który łączy moc 174 KM z ogniw wodorowych oraz 182 KM z elektrycznego silnika, a cała moc przechodzi na tył. Co ciekawe, rozkład masy w tym aucie to równe 50:50, ponieważ ogniwa wodorowe znalazły się z przodu auta, a motor elektryczny z tyłu.
Samochód nadal waży sporo, bo 1900 kilogramów to dużo, ale dzięki temu pojemności zbiorników na wodór wzrosła do prawie 6 litrów. To pozwoli na przejechanie nawet 650 kilometrów. Spalanie to około 1 kg wodoru na 100 km, więc w przeliczeniu około 40 złotych. Dość dużo, ale to początki.
Auto ma kosztować około 345 tysięcy złotych, ale to nie dużo za pojazd, który oczyszcza powietrze, a do tego produkuje wodę zamiast zanieczyszczeń. Takich perpetum mobile nam trzeba
Konrad Stopa
fot. Toyota