Od wielu lat tęgie głowy zastanawiają się, co zrobić, by ludzie jeździli wolniej i spokojniej, a bezpieczeństwo na drogach było wyższe. Wygląda na to, że mam pewien sposób…
Nie pomagają liczne kampanie informacyjne ani reklamy społeczne. Fotoradary sprawiają, że zwalniamy tylko przy nich, a później wciskamy gaz do dechy. Odcinkowe pomiary prędkości? Tamują ruch. Zabieranie prawa jazdy za przekroczenie w terenie zabudowanym? Nawet działa, ale co zrobić poza miastem?
Fakt jest taki, że Polacy jeżdżą zbyt szybko, nerwowo i agresywnie. Niepotrzebnie ryzykujemy, wyprzedzając na trzeciego, a w dodatku jazda wzbudza w nas zbędne emocje. Zajechać komuś drogę, nie wpuścić z kończącego się pasa, celowo przyhamować przed nosem? Codzienność na naszych szosach, a to kończy się biciem kolejnych rekordów w niechlubnych statystykach. W dodatku, jak na ironię, najwięcej wypadków zdarza się w piękne, ciepłe i słoneczne dni.
Rozwiązanie problemu przyszło mi do głowy wczoraj. Właśnie w taki ładny, letni dzień.
Miałem wówczas okazję przejechać się BMW E46 kabrio mojego kolegi. Nadal niestarzejące się, ładne nadwozie pokryto rzucającym się w oczy lakierem Imola Rot. Pod maską przyjemnie mruczała trzylitrowa, rzędowa „szóstka”, wytwarzająca aż 231 KM. Nawet mimo sporej masy własnej tego kabrio, taka moc i taka pojemność zapewniają mu bardzo dobre osiągi. To jest szybki samochód.
Ale wiecie co? Nie miałem najmniejszej ochoty na ostrą jazdę.
Interesował mnie jedynie spokojny cruising, cieszenie się wiatrem we włosach i promieniami słońca padającymi na moją twarz. Do tego miły dźwięk wyważonego, dużego silnika i radość z precyzyjnego prowadzenia tego BMW.
Prędkość? Cóż, jechaliśmy bez windszotu, więc już przy 80 km/h robiło się nieprzyjemnie. Mogłem być spokojny o moje prawo jazdy. Właściciel twierdzi, że gdy założy osłonę przed wiatrem, w trasie może jechać „bez urwania głowy” do 110 km/h. Przyznacie, że i taka szybkość poza miastem nie jest nader niebezpieczna.
Podobne wrażenia miałem podczas przejażdżki Mazdą MX5 najnowszej generacji. Auto daje mnóstwo frajdy z jazdy, doskonale skręca i czasami pozwala nawet na radość z małego poślizgu… ale to wszystko jest dostępne już przy przepisowych prędkościach. Powyżej nich jest głośno i wietrznie.
Co więcej, oprócz tego, że kabriolety i roadstery zapewniają frajdę przy przepisowej jeździe i jej brak przy zbyt szybkim poruszaniu się, niezawodnie poprawiają humor. Gdy jadę bez dachu, nie w głowie mi jakieś przepychanki czy udowadnianie swojej męskości. Mało tego, wiem, że ta ostatnia może być przez niektórych podawana w wątpliwość. Trudno! Jadę uśmiechnięty i zrelaksowany.
Jaki z tego morał? Rząd, zamiast wydawać miliony na kampanie mające rzekomo poprawić bezpieczeństwo na drogach, powinien zachęcać ludzi do kupna samochodów bez dachu. Będzie bezpieczniej!
Co z jazdą w deszczu? No cóż, wtedy i tak jest mniej wypadków, bo kierowcy bardziej skupiają się na drodze…
Zamiast planowanych dopłat do aut elektrycznych, poprosimy o dopłaty do kabrio i roadsterów! Kabrio prawem, nie towarem!
Mikołaj Adamczuk
fot. materiały własne