Saab dopiero co ledwo otrzepał się z kurzu po wielkim upadku za rządów General Motors, a już – mimo braku zmian technologicznych w aucie o 12 letniej historii produkcyjnej – zamierza wypuścić wersję elektryczną.
Po 2 latach od upadku Saaba, ta zasłużona dla historii motoryzacji marka, pod egidą chińskiego właściciela – National Electric Vehicle Sweden, wróciła do żywych i wznawiła produkcję oferowanego w latach 2002-2012 modelu 9-3. Tym samym, Saab klasy średniej stał się najdłużej produkowanym samochodem opartym na platformie Epsilon i… chyba najdłużej produkowanym obecnie samochodem w Europie.
Firma postanowiła też – wbrew zdrowemu rozsądkowi, który podpowiada opracowanie nowego modelu – wprowadzić elektryczną wariację na bazie tej samej „dziwięć-trójki”. Elektryczny Saab, dzięki bateriom schowanym w płycie podłogowej, ma dysponować zasięgiem około 20 mil. Większość współczesnych samochodów elektrycznych bez trudu przejeżdża 100 i więcej kilometrów na jednym ładowaniu. Nie wiadomo czy w aucie pojawi się też silnik spalinowy czy będzie odpychało się tylko za pomocą energii elektrycznej, ale jeżeli tylko to drugie, to bardzo słabo.
Używane Saaby 9-3 z początku produkcji możemy kupić już za naprawdę niewielkie pieniądze. Nowy-stary model, gdyby był sprzedawany na starym kontynencie, chyba nie cieszyłby się szczególnym zainteresowaniem. W końcu co to za przyjemność podjechać pod dom świeżym, pachnącym, ale jednak 12 letnim samochodem? Tym bardziej w zupełnie niedopracowanej wersji elektrycznej. Inaczej sprawa wyglądać będzie w Chinach – tam, wieszczę temu autu spory sukces. Przynajmniej na początku. Skośni bracia stają się przecież coraz bardziej wymagający. Mam jednak nadzieję, że brak pomysłów na Saaba, koncern NEVS wytłumaczy niebawem pracami nad nową platformą Phoenix. Liczę na to, że fabrykę opuszczą wreszcie naprawdę nowe Saaby. A Wy?
Adam Gieras
fot. Saab