Czy ta bryła wam czegoś nie przypomina? Volvo XC90 stało się elektrykiem i obrało nazwę EX90. W końcu do pełnej elektryfikacji szwedzkiej marki nie zostało wiele czasu.
Samochód wizualnie jest podobny do spalinowego brata, ale karoseria się lekko zmieniła. Nie ma choćby atrapy chłodnicy, są inne felgi i dzielone przednie reflektory – nadal czuć w nich jednak młot Thora. Więcej zmian pojawiło się z tyłu gdzie klapa ma mniejszą tylną szybę, a w słupku C pojawiły się światła stopu.
Mam takie w swoim Fordzie z 2005 roku.
Jeszcze więcej zmian pojawiło się w środku auta. Tutaj to już doszczętnie rządzi minimalizm, gdzie oprócz kierownicy i wielkiego pionowego ekranu nie ma praktycznie niczego. Fakt, że jasne wnętrze potęguje to doznanie, ale sami przyznacie, że jest nowocześnie.
Co ciekawe, Szwedzi zapowiadają, że materiały użyte we wnętrzu nie dość, że są ekologiczne, to jeszcze mają być przyjemne i imitować obecność w domowym salonie.
Wracając do wspomnianego wyświetlacza, to ma on 14,5 cala i tak naprawdę jest małym komputerem. Ma system operacyjny od Google’a, procesor Snapdragona i nawet specjalny silnik graficzny.
Król przestrzeni
Samochód ma dwa spore bagażniki (z przodu i z tyłu), a na pokład zabierze nawet 7 osób. Jest oczywiście też mega bezpieczny, bo systemów w tej kwestii jest sporo i ich wymienienie to długa lista.
Szybki i mocny
Do napędu auta służą dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 503 KM (910 Nm), a dzięki 111 kWh baterii zasięg ma wystarczyć nawet na 600 kilometrów. Zacny wynik jak dla 2,8-tonowego samochodu. Zwłaszcza, że ten klocek do setki rozpędza się w 4,9 sekundy.
Zestaw ten pochodzi z Polestara 3, ale cen EX90 jeszcze nie znamy.
Konrad Stopa
fot. Volvo