Są auta, które służą do przemieszczania się z punktu A do punktu B. Kupuje się je ze względu na ekonomię i bezproblemową eksploatację, a emocje schodzą na dalszy plan. Kierowcy traktują je przeważnie jako narzędzie codziennego użytku.
Jednak przecież wśród nich znajdą się też entuzjaści motoryzacji, którzy muszą czasem zwyczajnie odbyć jazdę, która sama w sobie nie jest celem. W takich wypadkach pojawia się nuda i nawet ktoś, kto lubi zapach benzyny z trudem zmotywuje się do czegokolwiek ponad tankowanie i wymianę oleju w silniku, o kupnie żarówki nie wspominając. Potrzebne jest więc wprowadzenie jakiejś dyscypliny sportowej, która może być emocjonująca nie mniej niż polowanie na tygrysy. I nie chodzi mi bynajmniej o moc silnika…
Opel Corsa B, który chcę tutaj opisać, kupiłem w roku 2011 od autentycznego pierwszego właściciela z przebiegiem 67 tyś km. Corsa ma teraz 19 lat, tak więc mamy do czynienia z zadbanym prawie youngtimerem z perspektywami. Moja opinia będzie tutaj mało obiektywna, ponieważ mam słabość do garażowanych aut zachowanych w stanie fabrycznym. Zwykle mając do wyboru: kupić auto w bardzo dobrym stanie w uboższej wersji lub mocniej używanego wypasa, zawsze wybieram pierwszą opcję. Nie inaczej było także tym razem.
Wersja City z silnikiem 1.2 to typowa konfiguracja z lat 90, oczywiście na polskim rynku. Poza kierownicą i pedałami jest także centralny zamek i lakier metalik. Na tym kończy się wyposażenie dodatkowe z fabryki wzbogacone wymaganiami PZU przez Bear-Lock’a na lewarku biegów. Gadżet z epoki, wracający podobno do łask za zasługą wzrastającej liczby kradzieży aut z systemami bezkluczykowymi. Czyżby tradycyjne blokady mechaniczne okazały się niezastąpione?
Wracając jednak do tematu, w myśl zasady, że nie psuje się to, czego nie ma, ubogie wyposażenie po 19 latach przestaje być wadą. Wspomnę jeszcze o jakości wykonania, którą oceniam lepiej niż np. w Citroenie C3 z 2004. Model o całą epokę młodszy a pod tym względem gorszy. Plastiki we wnętrzu, przełączniki, klamki drzwi wyglądają w Corsie na zdecydowanie lepsze i takie faktycznie są.
Silnik to 1.2 8v, czyli stare oplowskie OHC, które po prostu jeździ. Rodzina tych silników, poprzez 1.4 i 1.6 w Astrach, na znanym taksówkarzom i miłośnikom LPG 2.0 w Omedze kończąc to typowe silniki codziennego użytku. Bez technicznych fajerwerków, ale niezawodne i pozbawione wad konstrukcyjnych. W codziennej jeździe spisują się doskonale, a przy przyśpieszaniu na niskich obrotach wydają charakterystyczny dźwięk, po którym można prawie liczyć zapłony. W roku 1997 wchodziła już seria Ecotec, silniki nowocześniejsze, ale czy lepsze?
Myślę, że użytkownicy wersji 1.0 mogliby coś na ten temat powiedzieć. Ktoś mógłby pomyśleć, że jeżeli chodzi o niezawodność to przecież najlepiej wypada VTEC, VVTi i inne takie wynalazki. To prawda, jednak to trochę kwestia gustu. Prostota starych oplowskich silników zbliża je do poziomu Hondy czy Toyoty i dają się one zawsze naprawić jeszcze raz. Nie twierdzę, że nie jestem miłośnikiem japońskich pralek, dobrze jednak, żeby konsument miał prawo wyboru. Poza tym nie można mieć wszystkich aut na raz. Ubezpieczenie OC nie jest niestety dobrowolne, a to przecież nie jedyny koszt utrzymania auta.
Odnośnie wrażeń z jazdy, Corsa jest trochę jak bardzo wolny gokart. Słabe wygłuszenie wnętrza i mała masa auta poprawiają wrażenia z jazdy. Wersja bez wspomagania wymaga większej siły na kierownicy i daje bardziej odczuć nierówności podłoża. Krótki przód auta zwiększa odczucie prędkości. Nie trzeba się mocno rozpędzać, żeby przypomnieć sobie Fiata 126. Nadmierna szybkość nie jest zresztą wskazana ze względu na wiotką karoserię, aczkolwiek próby zderzeniowe z lat 90 nie wypadły tragicznie. Wyraźnie gorzej w próbie ADAC poradziło sobie np. Cinquecento. Po co w takim razie jeździć Corsą a nie gokartem? No cóż, gokart nie ma dachu i ma o wiele mniejszy bagażnik.
Corsa B ma relatywnie dobre właściwości terenowe, nieporównywalne z żadną większą limuzyną z napędem na jedną oś. Jeżeli chodzi o mój egzemplarz to jeżdżę na oponach 145/80 R13, co jest najmniejszym rozmiarem w Corsie B. Wąskie opony sprawdzają się w zimowej aurze. Zwiększony nacisk jednostkowy na podłoże ułatwia wyjazd po nieubitym śniegu. W normalnych warunkach w lecie szersze opony okażą się zapewne lepsze.
Opel Corsa B nie jest autem usterkowym, co potwierdzają jej użytkownicy. Mechanizmy samochodu są starej daty i dają się łatwo naprawić. Jeżeli pierwszego Suzuki Swift’a nazwiemy japońskim trabantem, to do Corsy B pasowałoby określenie zachodni trabant.
Generalnie egzemplarze pozostałe przy życiu są już na tyle stare, że występujące awarie mogą być różne i zależne od stanu auta. 20 lat wpływa destrukcyjnie na elektrykę i stan nadwozia, niemniej jednak przez 4 lata użytkowania w moim egzemplarzu nie zdarzył się żaden nieplanowany postój. Zużycie paliwa w cyklu ecodriving wynosi 6 litrów. Jest to niezły rezultat biorąc pod uwagę, że nie robiłem żadnych regulacji ani wymiany części zapłonowych. Silnik 1.2 8v wyraźnie zwiększa zapotrzebowanie na paliwo w niskich temperaturach, a przy prędkościach powyżej 100-110km/h nie jest ekonomiczny. Można przeczytać wiele opinii, że znacznie lepszym wyborem jest wtedy 1.4, z czym się zgadzam. Szczególnie atrakcyjna jest wersja „S” o mocy 82 KM, łączona przeważnie z lepszymi pakietami wyposażenia. Takie egzemplarze w oryginalnym stanie są na pewno poszukiwane.
Co do elektryki, to dała się mi ona poznać z dobrej strony. Nowo zamontowany akumulator był niestety za mocny i po zamknięciu maski wytworzyło się zwarcie i bardzo dużo dymu. Zanim zdążyłem otworzyć ją ponownie, wypaliły się dwa pamiątkowe odciski biegunów od wewnątrz maski. Ku mojemu zaskoczeniu silnik po tej przygodzie zapalił normalnie i w dodatku z tym akumulatorem. „Check engine” palił się jeszcze przez jakiś czas i zgasł samoczynnie po zamontowaniu nowej baterii.
Oto zestawienie kosztów od roku 2011, nie wliczając paliwa i opon:
– chłodnica silnika z wymianą 350zł
– pasek rozrządu kpl. z wymianą 640zł
– pasek klinowy 18zł
– wymiana płynu chłodzącego 120zł
– wymiana akumulatora 250zł
– wymiana oleju 5W40 w silniku + filtr powietrza 180zł x 2 = 360zł
– wymiana płynu hamulcowego 160zł
To auto służy mi do poruszania się na co dzień, a w takie nie za bardzo chce się inwestować. Chodzi jednak o to, żeby nie ponosząc dodatkowych kosztów auto jeździło i przynosiło minimum satysfakcji, która zaczyna się od upolowania ładnego egzemplarza na rynku wtórnym. Do mojego dostałem w komplecie fakturę zakupu z salonu oraz uścisk dłoni pierwszego właściciela (auto pozostawało od nowości w jednej rodzinie).
Warto wychodzić na polowanie…
Krzysztof Zwoliński
Dzięki Krzysiek za rzetelny opis swojego auta. Jeśli Ty chciałbyś/chciałabyś opisać swoje cztery kółka, to napisz na adres: redakcja@motopodprad.pl