Przypuśćmy, że zwariowałeś. Przypuśćmy, że nie czytasz prasy motoryzacyjnej. Przypuśćmy, że nie rozglądasz się po ulicach. Przypuśćmy, że nie wiesz, co dzieje się z większością japońskich samochodów z lat 90-tych (Co? Ano żre je chrum, chrum). Albo właśnie jesteś poinformowany, tylko przeżywasz chwilowe zaćmienie i po tym jak zobaczyłeś Mazdę 626 w internecie koniecznie chcesz ją mieć. Rozumiem to, ale na podstawie czterech ofert wyperswaduję ci ten pomysł. No dobrze… z jednym wyjątkiem.
Przyznam się od razu bez bicia, że przyszło mi do głowy, żeby kupić sobie starego japońca. A Mazda 626 pojawiła się jako pierwsza myśl, bo zobaczyłem to auto:
źródło i ogłoszenie tu – >>>LINK<<<
Wygląda pięknie, prawda? Do tego niski przebieg 60 000 kilometrów. Toż to niedotarte jeszcze. I to wnętrze. Grube welury, bardzo ciekawa deska rozdzielcza, która szczególnie dziś w epoce takich samych kokpitów rodem ze statku pilota Pirxa wzbudza szczególnie pozytywne odczucia. Jednym słowem bardzo fajny youngtimer… Tyle że jego średnia cena to jakieś 1500 zł, czyli przeciętna 626 w tej budzie warta jest tyle, ile waży. Prezentowany egzemplarz to wydatek aż 13 000 zł.
No i właśnie. Dochodzimy do tego, co dalej z tym autem?
Opcja pierwsza: dbasz o to auto tak jak stoi. Nie jeździsz nim w zimie, nie jeździsz po deszczu, trzymasz je w ciepłym garażu, ZABEZPIECZASZ. I tak mijają lata, a Mazda nie koroduje. Jej stan się nie pogarsza. No i super, tylko w sumie czy pojedziesz nią na rajd klasyków? Jak zostaniesz tam przyjęty? Nawet za parę lat z pobłażliwym uśmiechem. Może więc lepiej wysupłać na Mercedesa 190 czy Audi 80 (quattro na przykład) podobną kasę? Może to byłby zakup z lepszą perspektywą?
Opcja druga: jeździsz nią na co dzień. Myjesz często, ZABEZPIECZASZ, ale i tak zaraz wyłazi rdza, bo od stania w ciepłym garażu rudej blacha Mazdy jeszcze bardziej smakuje. Nie trzymasz jej w garażu? No to za chwilę tylne błotniki zamienią się w rdzawy syf, a podłoga przyjmie niepożądany kolor. Za dwa lata dojdziesz do stanu za 1500 zł. Pieniądze poszły w błoto, no ale się przynajmniej nacieszyłeś jazdą do pierwszej jesieni piękną Mazdą. A potem coraz bardziej zwyczajnym autem ekipy remontowo-budowlanej…
W Niemczech ta Mazda kosztowała 2250 euro do negocjacji (jest zdjęcie >>> LINK <<<), czyli pewnie za 2k euro poszła. 8,5 tysiąca złotych, a trzeba po to auto jeszcze pojechać i je przywieźć, zrobić część opłat. Cena wydaje się więc sensowna, ja jednak odpuściłbym z powodów, o których wyżej.
Chociaż jak widać na takie auta znajdują się nabywcy i to dość szybko.
Przykład:
źródło i ogłoszenie tu – >>>LINK<<<
Ten sam sprzedawca, a cena 8900 zł. I? Auto sprzedane. Cóż, niższa kwota do wyłożenia, mniej żal w razie czego, ale i styl już nie ten. Auto o wiele mniej smaczne, bardziej nijakie, o wiele mniej atrakcyjna deska rozdzielcza. Taka brudna Mazda od razu wygląda jak auto ekipy malarzy. W sumie nic w tym złego, tylko pytanie, po co za nią płacić o kilka tysięcy więcej niż przeciętna dla tego modelu?
Niby przebieg 54 000 zł świadczy o świetnym stanie. Ale pytanie czy wszystkie elementy gumowe i plastikowe są w równie dobrym stanie jak lakier auta? Dodajmy, że tu nie mamy już perfekcyjnego stanu bez rdzy. Są purchle na błotnikach, jest też miejscami zainfekowane rudą podwozie.
Werdykt: ładny, ale wymaga szybkiego ZABEZPIECZENIA oraz wcześniejszej wizyty w blacharni. Warto? Na daily car, jeżeli nie będziesz martwił się każdą następną rudą kropką, tak. Ale są tańsze egzemplarze.
Na przykład taki:
źródło i ogłoszenie tu – >>>LINK<<<
Auto mnie mocno zainteresowało ze względu na opis – tu odsyłam do ogłoszenia (warto zobaczyć jak powinno opisywać się sprzedawane auto). Tyle że pojawiają się pewne nieścisłości. Z opisu wynika bowiem, że autem jeździł mechanik, który z racji zamiłowania do majsterkowania wyprowadził auto na prostą. Jest doinwestowane i nie wymaga wkładu, a na zdjęciach wygląda nie gorzej niż egzemplarz za 8900 zł, a kosztuje 6500 zł do negocjacji.
Postanowiłem więc napisać do właściciela, a jak się okazało właścicielki. Zapytałem, jak wygląda spód auta i czy rdza jest widoczna gdzieś na nadwoziu, na co miła pani odpisała mi, że auto było u diagnosty i nie stwierdził on żadnych uchybień, a mały purchel znajdziemy na błotniku. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. No i gdzie jest ów mechanik zapaleniec, który dbał o auto? Może to jej mąż, ojciec, ale postanowiłem podrążyć temat. Na forum Mazdy znalazłem to ogłoszenie i bardziej szczegółowy opis stanu blacharskiego. Otóż, naprawy wymaga błotnik tylny oraz doły drzwi – szczególnie kierowcy. Jesteśmy więc w domu. Mazdy rdzewieją. Ta też.
A zatem trzeba po zakupie oddać do blacharza, wyczyścić i ZABEZPIECZYĆ (polecam kliknąć w link – Mike Sanders to świetny środek zabezpieczający). W ten sposób zbliżysz się do ceny Mazdy powyżej, ale przynajmniej technicznie będziesz miał ogarnięte auto na kilka najbliższych lat. Czy warto? Ja bym się zastanowił, ale o ile zaakceptujesz rudą tu i tam i może uda ci się urwać parę stów, to tak.
Ja jednak przekreśliłbym wszystkie powyższe oferty i kupił…
To auto:
źródło i ogłoszenie tu – >>>LINK<<<
Cena 3700 zł do negocjacji, auto wygląda ładnie i jest po liftingu. Na pewno trzeba ZABEZPIECZYĆ i pewnie odwiedzić blacharza, ale nawet jak ryzykujemy dodatkowo 1,5-2 tys. zł, to wychodzimy przy tym najlepiej finansowo. Dodatkowo jakiś pakiet startowy za tysiaka i z ceną 6500 zł mamy przygotowane auto do użytkowania. Bez wstydu, a dbając posłuży nie krócej niż każda z powyższych propozycji.
Warto dodać, że jest to i tak jedna z droższych 626 na rynku. 3700 zł.
Czy można rozważyć? Można, jeśli już upierasz się przy 626.
Pomogłem? Wszelkie uwagi i heheszki pod spodem w komentarzach proszę ;)
Adam Gieras