Dacia to rumuńska marka, która od lat 50-tych produkuje swoje samochody. Nigdy nie były drogie, a wręcz po upadku bloku wschodniego, stały się trochę starodawne i nie nadążały za duchem czasu. Jednak 14 lat temu Renault wykupiło rumuńskiego producenta i powoli wciągało go pod swoje skrzydła, nadając nowoczesnych kształtów nowym modelom. Nie przeszkodziło to w pozostawieniu cen na bardzo korzystnym poziomie. Jak rozwija się ten rumuńsko-francuski mariaż, opowie nam nowa Dacia Sandero Stepway…
Na pierwszy rzut oka, samochód wygląda jak typowy przedstawiciel prężnie rozwijającej się klasy aut, czyli „mini SUV”. Podobne gabaryty, osiągi i silniki jak na przykład w Nissanie Juke. Nasza testowa Dacia to wersja Stepway, czyli lekko podwyższona, otoczona czarną obwódką, pseudoterenowa wersja zwykłej Sandero. Przy takiej próbie nadania uterenowionego charakteru, temu autu, brakuje zdecydowanie możliwości wybrania wersji czteronapędowej. Dostępny jest jedynie napęd na przednią oś. Czuję niedosyt. Pewnie napęd 4×4 mocno podwyższyłby cenę tego modelu, a to właśnie cena ma być jego mocną stroną. Ale jednak powinien być wybór – dla chętnych, za dopłatą, możliwość napędu obu osi.
Cennik tego modelu zaczyna się od równych 40 tysięcy zł. To na prawdę niezła cena, jak za spore, pełnowymiarowe auto, które ma podwyższone zawieszenie i oferuje sprawdzone i oszczędne silniki Renault. Oczywiście Renault nie słynie w naszym kraju z wysokiej niezawodności, jednak sam miałem kiedyś Renault Megane przez długi czas i z tego co pamiętam, nie miałem żadnych problemów z silnikiem. Do tego, testowany egzemplarz, wyposażony był w jednostkę wysokoprężną 1.5 dCi, znaną wszem i wobec ze znikomego wręcz zużycia paliwa. A to ważny argument przy zakupie auta segmentu ekonomicznego. Wręcz jeden z kluczowych. Samochód podczas pięciodniowego testu w zatłoczonej jeździe miejskiej, przy niezbyt oszczędnym traktowaniu pedału gazu, spalił średnio 7 litrów na 100 km. To na prawdę niedużo. Dla porównania, wysokoprężny Fiat panda 1.3 Multijet (75 KM), spalił w podobnych warunkach, również pod moją nogą, ok. 6,5 litra. Samochód słabszy, mniejszy i lżejszy.
Dacia Sandero Stepway zaskoczyła mnie bardzo swoją dynamiką. Trzy razy sprawdzałem, czy aby na pewno ma ona silnik 90-cio konny. Wrażenia z jazdy wskazywały na moc zdecydowanie powyżej stu koni. Po latach ewolucji, jednostka 1.5 dCi osiągnęła na prawdę dobrą charakterystykę pracy i niezły kompromis między dynamiką a spalaniem. Przy tej dynamicznej jeździe, jedyną wadą okazała się pięciobiegowa skrzynia biegów, której brakuje „szóstego oddechu” przy wyższych prędkościach. Skrzynia pracuje na średnim poziomie precyzji, ale nie można powiedzieć, że złym. W oczy rzuca się kształt gałki zmiany biegów – identyczny jak w starych modelach Renault. Ale to szczegół.
Nasz egzemplarz Stepwaya wyposażono w ekran dotykowy, którym obsługuje się nawigację, radio i szereg różnych ustawień. Dobry pomysł, bo taki jest trend, a chcąc przyciągać klientów i zerwać na dobre z utartą niegdyś opinią zacofania, Dacia musi być na bieżąco. Ekran jest również dotykowy, a po uruchomieniu pojawia się znaczek, dzięki czemu wiemy, że jest to technologia sygnowana logo LG, a nie jakaś „chińszczyzna”…
I teraz, biorąc pod uwagę cenę tego modelu, zaczynającą się od 40 tysięcy zł, czy można na coś narzekać? Sandero Stepway okazuje się bardzo dobrą ofertą, dla tych, którzy nie muszą być prestiżowi, nie muszą nic nikomu udowadniać, lub najzwyczajniej w świecie mają marki samochodów gdzieś. W tym aucie znajdą wszystko co potrzebne, by tanio się przemieszczać, nie martwić się naprawami (gwarancja) i mieć w miarę niebrzydkie auto miejskie. Mając w pamięci cenę tego samochodu, nie przeszkadza gorsza jakość plastików i tapicerki, mniejsza ilość bajerów, czy brak elektrycznych szyb dla pasażerów tylnej kanapy. Idealny samochód dla firm, na auto służbowe. Aż dziwne, że niewiele znaczków Dacii widuje się na polskich drogach. Mówię oczywiście o „nowej Dacii”, tej z ostatnich kilku lat. Jednak utarty przez lata stereotyp ma swoją siłę. A na prawdę szkoda. Ale tak, jak i w moim przypadku było – kto nie sprawdzi sam, nigdy nie będzie wiedział. Nic jakoś specjalnie nie porywa, ale nie ma też do czego się przyczepić. A cena o połowę mniejsza niż u konkurencji. I tak powinno być. Bo po to są marki segmentu ekonomicznego…
Artur Ostaszewski
[table id=24 /]