Kojarzysz markę MG? Jeśli tak, to albo jesteś bardzo stary albo faktycznie interesujesz się motoryzacją bardziej niż statystyczny Polak interesuje się cenami walut. Tak czy owak, marką MG warto się zainteresować. Szczególnie teraz, w chwili, w której ta marka odważnie wchodzi na polski rynek i chce zastąpić Dacie. A Polacy z papieża i z Dacii się nie śmieją…
MG to brytyjski twór. Mocno specyficzny, niepopularny w wielu zakątkach świata w tym także w naszym kraju. Jak nie znasz MG to nie musisz się wstydzić, ale nowe MG warto poznać. Tym bardziej, że w dużym mieście jest szansa na salon tej marki. Obczaj w Google Maps, ale zanim przejdę do nowego MG, zerknijmy na to stare. Ok, nie takie bardzo bo kilkunastoletnie, ale jednak starsze i zupełnie inne.
MG kiedyś
MG F to typowy roadster. Mało popularny w naszym kraju. Co prawda w internecie znajdziecie jakiś klub zrzeszający fanów tego modelu, ale do takiego klubu właścicieli Mazdy MX-5 nie ma podejścia. To trochę tak, jakbyście porównywali armię Madagaskaru do armii Korei (obojętnie której). Ale MG F to bardzo wdzięczny samochód. Nie ma dachu nad głową, ma tylny napęd, nie ma turbosprężarki i ma wolnossący silnik 1.8 o mocy stu-kilkudziesięciu KM. Jest w miarę lekki i uwielbia zabawę. Typowy fun-car, który nie ma żadnego rozsądnego i praktycznego sensu, ale w tym tkwi jego siła. STOP.
MG teraz
Aktualna oferta MG nie zawiera ani jednego fun-cara. Co prawda w planach jest stworzenie ostrego roadstera, ale plany swoje, a życie swoje, czyli pożyjemy zobaczymy. Być może nie wiesz, a może wiesz, ale MG w rękach Chińczyków nie jest od niedawna. Kilkanaście lat temu przejęli oni tę brytyjską markę, która ogłosiła upadłość. Od tamtej pory klasyczne MG odeszły do lamusa, a Chińczycy skupili się na zarabianiu pieniędzy, czyli… zaczęli produkować SUV-y. Ok, do SUV-ów jeszcze wrócimy…
MG 4 to elektryk. Chiński elektryk. Typowy hatchback o nie do końca typowej urodzie. Tzn. styliści zrobili wiele, aby to auto wyróżniało się w tłumie. Przód przypomina owoc miłości Lambo Urusa z Corvettą. Tył nie przypomina owocu niczyjej miłości, ale ma tak nabrzmiały spojler, jakby tej miłości mu brakowało. W środku jest nowocześnie i minimalistycznie. Są wirtualne zegary, ekran dotykowy z niezłym polskim tłumaczeniem i trochę twardego plastiku. Ogólnie nie jest źle. Jak na elektryka jest OK, jak na chińskiego elektryka jest aż za dobrze.
Napęd? RWD! Ale nawet wyłączenie kontroli trakcji nie sprawi, że będziesz tym autem kręcił bączki. Elektronika czuwa, ale 204 KM mocy w wersji pośredniej oraz 350 km realnego zasięgu dają radę. Jeśli oczekujesz, że chińskie auto elektryczne rozładuje się szybciej niż Twój smartfon, to jesteś w błędzie. Chińczycy potrafią w elektrykę i elektronikę i MG 4 jest naprawdę dobrym tego przykładem. Potrafią także w auta, bo temu modelowi nic nie brakuje. Niczego nie musisz mu wybaczać. Ok, to nie jest produkt premium, ale nic nie trzeszczy, nic nie skrzypi i jeździ to tak, jak VW ID.3.
Ile kosztuje nowe MG 4?
125 tys. zł to dobra cena. Ba, to bardzo dobra cena, jak za nowego i naprawdę fajnego elektryka. Za 170 klocków masz auto, które ma 435 KM i setkę robi szybciej niż niejedno Porsche 911. Gdzie jest haczyk? W Twojej głowie. Auto z Chin nie brzmi dobrze. Teoretycznie, bo w praktyce zupełnie nowe MG nie różni się niczym od porównywalnej, europejskiej konkurencji. Kwestia przekonania i udania się do najbliższego salonu, których jest coraz więcej.
MG kiedyś i MG dziś? Nie ma czego porównywać… O i na tym chyba zakończę…
Paweł Kaczor