Niewiele jest tak męskich marek motoryzacyjnych jak JEEP. Wiem, że teraz modne są eko, fit i tęcza, ale mocno idące pod prąd brandy, mające swoich klientów i swoją klasę szanuję bardzo mocno. Jeep w motoryzacji jest niczym kebab na ostro na tle diety od brokuła. Jeep jest po prostu męski. I wtedy wchodzi on, cały na czerwono. Hybrydowy Compass, który pod krawężnik ledwo podjedzie, a pod maską ma benzynowy silnik o pojemności mniejszej niż mleko z Lidla.
Nowa motoryzacja mnie fascynuje. Podobnie jak ta starsza. Przeważnie z każdego auta staram się wycisnąć maksa. Nie tylko bagażnik, regulowaną tylną kanapę czy średnią emisję CO2 do atmosfery. Staram się przedstawić Wam nowe samochody od strony emocjonalnej. Nie takiej mierzonej linijką. Takiej mierzonej emocjami. I właśnie takie podejście zgubiło mnie w przypadku nowego Compassa.
Czy Compass to prawdziwy Jeep?
Tuż przed odbiorem auta, byłem bardzo bojowo nastawiony. Wiedziałem, że zasiądę za kierownicą Jeep’a. Zacząłem nawet szukać ostrogów na Zalando, a chwilę przed otrzymaniem kluczyków poczułem się jak zadowolony klient, który właśnie skorzystał z promocji ”Kup 2, a kolejny produkt dostaniesz gratis”. I co?
Wsiadłem za kierownicę nowego Compassa. Ładny egzemplarz, taki czerwony. Nawet fajnie wygląda w połączeniu z czarnymi dodatkami. Ale w środku? Klimatu mi trochę zabrakło. Jest tablet do obsługi multimediów. Jest przełącznik trybów jazdy. Są fotele z napisem Jeep. Jest nawet drążek zmiany biegów przypominający…
Na dodatek, wersja 4xe jest hybrydą plug-in. Ok, dziś wszyscy są hybrydą, Ale ten Compass jakoś tak nieudolnie chce być hybrydą. Ma 240 KM mocy, ale nie do końca jedzie (niby 7,3 sek. do setki, ale odczucia jakby było dłużej. Ma 36-litrowy bak więc w trasie nie poszalejesz. No i w wersji S ma tak nisko doczepioną dokładkę do przedniego zderzaka, że możesz ją urwać o pasy na jezdni.
To jest Jeep!!!
Sytuacji i samej oceny owej sytuacji nie poprawiał stary XJ, którym przyjechał Eryk. Mocno porobione auto na każdym kroku pokazywało, jak wygląda prawdziwy Jeep. Patrzyłem na Eryka z zazdrością. Niczym na kogoś, kto właśnie kupił 5 kg pomidorów po 32 zł za kilogram. Jego Jeep był męski. Był niczym kolega, którego nigdy nie lubiłeś, ale zazdrościłeś temu jegomościowi, że to właśnie do niego lgną najlepsze koleżanki. No i był terenowy z porządnymi kołami. Ciekawe czy kupiłby do nich tanie opony letnie ?
Hybrydowy Jeep Compass jest jak nastolatek po tygodniu diety pudełkowej. Stary, porobiony Cherokee XJ jest jak gangus, który przed chwilą zjadł kebsa na ostro, popił energetykiem, zagryzł snickersem i nadal jest głodny. Kiedyś to robili Jeepy. Teraz… też robią. Tylko ciut inne.
Nie ulega wątpliwości, że w przypadku oceny nowego Compassa zgubiły mnie nastawienie i uprzedzenia. Gdybym podchodził do tego samochodu, jak do Tiguana lub Kugi z pewnością byłbym mniej zniesmaczony. A tak? Wymagałem bycia drugim Burtem Reynoldsem, a stałem się Pawłem Domagałą. Cóż, jakie czasy, taki Burt.
Szanujmy hybrydy…
Ale wiecie co? O hybrydowym Compassie można mieć mieszane zdanie. Jednak temu autu należy się szacunek! Co ja bredzę? Otóż dzięki takim tworom nadal możemy cieszyć się Wranglerem i innym Gladiatorem. Gdyby nie hybrydowy Compass, który w katalogu pali tyle, co nic, Wranglera moglibyśmy szukać tylko na OLX w kategorii używane!