Samochody elektryczne. Kropka. To wystarczy, żeby wywołać internetową burzę wśród znawców i „znafców” motoryzacji. Napęd elektryczny ma swoje zalety, ale także ma swoje wady. Są jednak auta, do których napęd na prąd pasuje. Hyundai Inster oraz Renault 4 E-Tech. Dwa miejskie samochody, które nie chcą bić rekordów zasięgu i nie chcą się ścigać spod świateł. Dwa auta, które faktycznie mają sens, nie tylko dla osób z ołtarzykiem Tesli w sypialni…
Zacznę od tego, że nazwa Renault 4 coś komuś mówi. Najstarsi górale lub po prostu fani czterech kółek na pewno pamiętają francuską „czwórkę”, która produkowana była kilkadziesiąt lat temu. Auto proste, auto o sprecyzowanych wymaganiach, auto z delikatną nutką francuskiego polotu, auto nieco zapomniane. Jednak Renault przypomniało sobie o czwórce i postanowiło ją przywrócić do świadomości narodu. W wersji elektrycznej.
Hyundai nie musiał sobie niczego przypominać. Nazwa Inster nikomu nic nie mówi. Nazwa Casper? Za górami, za lasami już od kilku lat istnieje taki model. Co wspólnego ma Casper z Insterem? To dwa… takie same samochody. Inster jest elektryczny i oferowany w Polsce. Casper może być elektryczny, ale występuje także w wersji spalinowej i oferowany jest bardzo daleko na wschód od Polski (nawet za Rosją).


Klasyka vs. … nie klasyka
Brak historycznych odniesień był dla Hyundaia… zaletą. Inster nie musi mierzyć się z kultowym poprzednikiem (znacie jakiegoś kultowego Hyundaia?), a co za tym idzie został narysowany bez presji. Ot, miejskie auto, które nie mierzy nawet 4 metrów. Jednak z urodą Instera mam pewien problem. No nie podoba mi się to auto. Ot, przód słodki, tył kanciasty z fajnymi światłami, ale profil? Szeroki słupek B sprawia, że auto wydaje się być nienaturalnie rozciągnięte.
Renault ma inny problem. Tylna boczna szyba pasuje do całości, jak mleko do coli. Ale ta szyba, tylne światła, przednie światła oraz podświetlana obwódka grilla są jednoznacznym ukłonem w stronę klasycznej „czwórki”. Fani marki, fani modelu na pewno się rozczulą. Osoby z chłodnym motoryzacyjnym podejściem, bez znajomości historii spojrzą na Renault 4 z grymasem na twarzy.


Liczy się wnętrze!
Grymasu na twarzy nie powinien mieć nikt, kto zajmie miejsce w kabinie jednego z opisywanych aut. Renault stawia na nowoczesność, stawia na dotyk. Wirtualne zegary oraz multimedia są skopiowane z innych francuskich modeli. Minus – brak wyjątkowości. Plus – czytelność, obsługa oraz aplikacje Google. Są także smaczki w postaci kolorowych akcentów, flagi Francji, koguta oraz skórzanych wstawek. Całość, jak na segment aut miejskich prezentuje się naprawdę prima sort!
Inster także ma wirtualne zegary oraz system multimedialny z ekranem dotykowym. Ale Inster ma także kilkadziesiąt fizycznych przycisków na konsoli środkowej i kierownicy! Przypomina to auta sprzed kilkunastu lat, ale… po pierwsze obsługa jest bajecznie prosta, a po drugie niczego tutaj nie brakuje (Android Auto jest, grzane stołki są, radio gra dobrze). Na tle Renault wykonanie jest zdecydowanie bardziej plastikowe, ale to nie są auta pokroju klasy S więc za plastik wszędzie nikt nie będzie do nikogo strzelał. No i w Hyundaiu nie ma nigdzie piano black (można VW, można?)


Zaskakująco praktyczne
Renault 4 jest dłuższe od Instera o ponad 20 cm. To spora różnica, której… nie czuć we wnętrzach.
Miejsca z przodu nie porównuje. Tutaj w obu przypadkach jest wygodnie. Miejsce z tyłu? Mniejszy Inster wysuwa się na prowadzenie! Pod warunkiem, że tylna kanapa, a raczej dwa niezależne fotele będą maksymalnie odsunięte do tyłu. Tak, Hyundai umie takie sztuczki. Kanapa Renault 4 zawsze wygląda tak samo i zawsze znajduje się w takiej samej pozycji.
Zdjęcia Renault 4:


















Biorąc na tapet kufry role się odwracają. Większa „czwórka” połknie 420 litrów bagażu. Mniejszy Inster od 280 do 350 litrów. W zależności od ustawienia tylnej kanapy. Ale i tutaj Hyundai ma asa w rękawie. W Insterze na płasko można złożyć nie tylko oparcia kanapy, ale także oparcia przednich foteli. Renault nie zna takich sztuczek. Jeśli w Hyundaiu złożymy wszystko na płasko otrzymamy powierzchnię o wymiarach mniej więcej 2 metry na 1,5 metra. Podobno można tam włożyć materac i pójść w kimę. Przydatne? Być może… ale chyba jednak nie. O wiele bardziej przydatne jest złącze 250V na pokładzie Instera. Tutaj znów Reanult nie ma pojęcia o czym mowa…
Na prąd
Jak one jeżdżą? Jak typowe elektryki! Oba samochody występują tylko i wyłącznie w wersjach elektrycznych. A szkoda… ale to temat na inną dyskusję. Inster może mieć 97 KM lub 115 KM. Renault 4 120 lub 150 KM. Akumulatory w Hyundaiu mają pojemność 42 lub 49 kWh. Akumulatory we francuskim aucie – 40 lub 52 kWh. Renault pozycjonowane jest oczko wyżej więc wszystkie te cyferki także są oczko wyżej. Ładowanie? Też ciut lepiej w „czwórce” (DC 80 lub 100 kW vs. 75 lub 85 kW w Insterze).
Cyferkowe różnice zacierają się podczas jazdy. Miejskiej jazdy oczywiście. Ok, Renault jest żwawsze (około 8 sekund do „setki” vs. około 10 sekund w Hyundaiu), ale oba samochody są wystarczająco żwawe. Szczególnie w zakresie 0-50 km/h. Wrażenia z jazdy? Brak. Ot, miejskie samochody, które jeżdżą do przodu, do tyłu i skręcają.
Zdjęcia Hyundai Inster:



















Słowem klucz dla wielu osób, które interesują się autami elektrycznymi jest zasięg. I tutaj Inster zaskakuje. Hyundai deklaruje możliwość pokonania na pełnych bateriach dystansu 360-370 km (w zależności od rozmiaru felg). Taki wynik nie tylko da się bez problemu osiągnąć, ale da się go także poprawić! 400 km jest w, nomen-omen zasięgu. Wystarczy tylko trochę się postarać.
Zasięg Renault prezentuje się bardzo podobnie. Bardzo. Jednak francuskie auto ma nieco większe akumulatory. Nie zmienia to jednak faktu, że oba samochody sprawdzą się nie tylko podczas jazdy wkoło komina. Gdzie jest haczyk? Mówimy tutaj tylko i wyłącznie o jeździe miejskiej. Na drogach szybkiego ruchu energia w akumulatorach zarówno Hyundaia jak i Renault ucieka w tempie topniejącego lodowca po złym posegregowaniu śmieci przez ciebie!


Ile to kosztuje?
Hyundai wycenił swojego malucha na co najmniej 104 tys. zł. Renault wyceniło 4 na 130 tys. zł. Różnica znacząca, ale oba auta grasują w innych segmentach. Dodam tylko, że topowy Inster ociera się o 150 tys. zł, a topowe 4 przekracza 160 tys. zł. Tutaj nie ma jednak zwycięzcy i przegranego.
Oba auta niczego nie udają i oferują bardzo dużo. I to jest ich olbrzymi plus. Oba auta pokazują także, że napęd elektryczny potrafi mieć sens. Inster jest typowym mieszczuchem, który ma niewielką konkurencję. Renault 4 to miejski crossover, który w udany sposób nawiązuje do klasyki. Każde z nich będzie naprawdę dobry wyborem. Dobrym wyborem dla ludzi, którzy nie są zamknięci na nowe…
Paweł Kaczor







