Kto jak kto, ale Toyota zna się na hybrydowych samochodach (przykładowo Lexus) i potwierdza to na przestrzeni lat. Aczkolwiek czy samochód ładowany ze zwykłego gniazdka niczym smartfon albo laptop ma w sobie jeszcze żyłkę motoryzacji…
Odpowiedź na to pytanie zostawię bez komentarza, ponieważ najważniejszym faktem tego samochodu jest to, że idea całkowicie elektrycznego samochodu weszła do seryjnej produkcji. Oczywiście, można powiedzieć, że każdy koncern szuka szczęścia w najnowszych technologiach, ale to Toyota zrobiła ten pierwszy, przecierający krok w przyszłość i chwała jej za to. Chociaż Priusa znamy już od dawna, to nowy model sygnowany dźwięcznym
i prostym słowem Plug-in jest tego najlepszym dowodem.
Sama nazwa zobowiązuje, bo przecież jeszcze kilka lat wstecz nie można było sobie wyobrazić tego, że spokojnie stojący w garażu samochód może być podpięty do zwykłego gniazdka, żeby naładować baterię, by rano dojechać do pracy, czy szkoły. Teraz to żaden problem. Dodatkowym plusem jest to, że źródło prądu może mieć różną moc i w żaden sposób nie niszczy samochodu. Prius już po 2,5h ładowania jest gotowy do jazdy, lub raczej krótkiej przejażdżki. Nie trzeba również planować ładowania, ponieważ energia zmagazynowana w bateriach nie ucieka podczas postoju, a jego koszt to niecałe 5kWh (okolice 3 zł). Niestety zasięg naszej Toyoty jest w granicach 20 km (Producent zastrzega, że już po 90 minutach przejedziemy 25 km). Trudno to określić, ponieważ komputer pokładowy mocno wariuje podczas przejazdu, ale nie to jest największym problemem. Po pierwsze najmocniej pożądany tryb jazdy EV City (wykorzystujący tylko moc elektryczności) można włączyć gdy silnik już się trochę nagrzeje, co jest dosyć nielogicznym rozwiązaniem Japończyków. Dodatkowo nie można używać… ogrzewania! Biorąc pod uwagę ostatnie przymrozki w Krakowie, czy ogólnie klimat Polski mówiąc w łagodny sposób jest to niekomfortowe oraz nawet niebezpieczne rozwiązanie ze względu na parujące szyby. Na szczęście przednie fotele w tej wersji posiadają podgrzewane fotele, więc test mógł być kontynuowany, mimo przerażenia pasażerów z tylnej kanapy. Zaletą natomiast jest błoga cisza, która uspokoi nawet zmarzniętego kierowcę oraz satysfakcja ze spokoju związanego
z brakiem oczekiwania wzrostu cen ropy naftowej na świecie. No i zostaje jeszcze bycie przykładowym obywatelem, mając prawie 100% ekologiczny samochód. Czy warto?
To największa różnica wersji Plug-in od reszty rodziny. Pozostałe tryby HV-EV (hybrydowo-elektryczny) oraz ECO znane są też ze zwykłej wersji Priusa. Brakuje natomiast trybu Power, chociaż według instrukcji znajdującej się w dużym schowku powinien być… Pierwszy tryb jest najlepszą opcją rozważnej i mało dynamicznej jazdy po mieście wykorzystując najpierw silnik elektryczny, a dopiero po rozładowaniu silnik spalinowy. Ostatni tryb natomiast opóźnia reakcję samochodu na pedał gazu zużywając dzięki temu mniej paliwa. Połączenie tych trybów wg producenta pozwoli uzyskać wynik spalania na poziomie 2,1 litra na 100 km. Nikomu z naszej redakcji nie udało się nawet zbliżyć do tej granicy, a średnie spalanie na różnym terenie wyniosło 5,3 l/l00km (zwykły Prius schodzi nawet do 4,5 l). Ciekawostką jest fakt, że w codziennym użytkowaniu samochodu w mieście spalanie dochodziło 6 litrów. Wyniki udało się poprawić dopiero dzięki wizycie na nowo otwartej „wschodniej autostradzie A4”, a podobno mieliśmy już nią jeździć w maju…
Jakim cudem to wszystko jest możliwe? Prius Plu-gin korzysta z 1,8 litrowego silnika spalinowego o mocy 99 koni mechanicznych oraz tzw. system Hybrid Synergy Drive składający się z akuzatorów oraz silnika elektrycznego generującego dodatkowe 135 koni i 80 kilogramów. Motor obsługuje automatyczna skrzynia biegów E-CVT, który chodzi w genialny sposób i upraszcza życie kierowcy do minimum. Oprócz normalnych przełożeń posiada ona również niezidentyfikowaną pozycję B, która pomaga nam podładowywać baterię dzięki lekkiemu przyhamowywaniu samochodu podczas jazdy. Pierwszym skojarzeniem z tą funkcją i podobnym działaniem był hamulec ręczny w dużych busach. Oczywiście używając hamulca manualnie również ładujemy baterię, aczkolwiek gdy poziom naładowania przekroczy rezerwę nie można już liczyć na jazdę całkowicie elektrycznym trybem, nawet przy ciągle powtarzającym się hamowaniu. Na papierze cały ten zespół napędowy pomaga nam rozpędzić samochód do 180 km/h, a przyśpieszyć do setki w 11,4 s. W rzeczywistości przyspieszanie oraz dynamiczna jazda tym 1,5 tonowym ekologiem jest dość trudna, nawet z wyłączonymi zielonymi trybami. O ile licznik wskazuje wyższe wartości w niezłym tempie to dźwięk dobiegający z pod maski ogranicza chęć wciśnięcia pedału gazu. Powiedziałbym, że wręcz zdejmuje z niego nogę… Przyznajmy to szczerze, że Prius Plug-in nie jest dynamicznym, sportowym samochodem, lecz z zamierzenia konstruktorów z Toyoty taki miał nie być. Jego miejsce jest gdzie indziej. Mianowicie w dużym, popularnym mieście, z którym współtworzy doskonałe połączenie. Aczkolwiek ten spokój jest w pewnym momencie już trochę drażniący.
Wersja Plug-in estetycznie nie wyróżnia się oprócz swojego starszego brata. Jedynie co to niebiesko-srebrne emblematy „Hybrid Plugin”. Znajdziemy je w kulminacyjnych miejscach samochodów. Ponadto kilka dodatkowych przycisków (choćby planowanie ładowania). Te małe różnice jednak nie zabijają ogólnego efektu, który przypomina grę komputerową, gdy zasiądzie się na pozycji kierowcy. W bogatszej wersji Prestiże ogrom przycisków oraz wyświetlaczy (aż 3 oraz wyświetlacz projekcyjny nad kierownicą) jest nieprzytłaczająco ciekawy. Centralna konsola otacza kierowca, a dzięki automatycznej skrzyni biegów wolną ręka może spokojnie wędrować po dotykowej nawigacji i nie tylko. Muszę stwierdzić, że jest ona jak na standardową dość dokładna i przyjemna. Dzięki temu wszystkiemu wnętrze przypomina nam jak bardzo zaawansowany technologicznie jest ten samochód i dobrze. Wykończenie oraz ergonomia stoi na wysokim poziomie a jasne, skórzane fotele nie wadzą w odbiorze, chociaż w zimie kontakt z nimi jest trudnym przeżyciem, a i brak elektrycznej regulacji choćby kierowcy jest minusem. Razi niestety system audio, który mający 8 głośników oraz możliwość obsługujący zarówno płyty, jak i nośniki USB, czy system Bluetooth jest po prostu słaby, nawet mimo ogromnej możliwości konfiguracji.
W samym samochodzie miejsca jest dużo. Dobrze będzie się w nim czuć tak samo dobrze wysoka, potężna osoba, jak i niska mniejszej postury.. Inne kombinacje również jak najbardziej możliwe. Dotyczy to również tylnych siedzeń. Bagażnik ma pojemność 443 litrów co jest spokojnie wystarczające nawet dla rodziny. Istotnym jego elementem jest schowek na kabel ładujący. Jest on w miejscu, które umożliwia jego wkładanie oraz wyciąganie nawet z pełnym bagażem. Dobra wiadomość dla wiecznie spóźnionych osób… nie trzeba go zwijać, tylko po prostu wrzucić. Uwierzcie, na pewno się zmieści. Ta dobra ergonomia nie została wypracowana kosztem bezpieczeństwa. Zestaw wszystkich możliwych poduszek oraz systemów, których skróty ciężko jest rozszyfrować, ponieważ są indywidualne dla Toyoty zapewnia bezpieczną jazdę.
Porównując jednak Plug-ina do zwykłego Priusa warto się zastanowić czy jest sens przyjmować, aż tak proekologiczny wizerunek. W wersji Prestige różnica cenowa sięga 23 tysięcy złotych (dla przypomnienia Toyota Prius Plugin kosztuje 188 000 zł). Jeśli wierzyć
w zapewnienia Toyoty to w przypadku użytkowania go w spokojniej jeździe jesteśmy w stanie zaoszczędzić 27 000 zł… po przejechaniu 100 000 km. Kalkulując, można stwierdzić, że kupno Plug-ina to ekonomicznie opłacająca się opcja i na rynku powinny być same Plug-iny. Toyota pewnie tego sobie jak najbardziej życzy.
Podsumowując mimo tych wszystkich uszczypliwości nowy Prius w wersji Plug-in jest arcydziełem pod względem technologicznych i inżynieryjnych nowinek co stawia go za pierwowzór przyszłych podobnych projektów. Niestety dzięki swojemu spokojnemu usposobieniu oraz dosyć drogich wymagań jest bardziej interesującym gadżetem i może nie sprostać poprzeczce postawionej przez zwykłego Priusa, który mimo braku tak innowacyjnej techniki jest po prostu lepszy.
Konrad Stopa