Jedni jeżdżą nad polskie morze, inni lecą na plaże Filipin lub Malediwów, a ja wziąłem kampera z łazienką i jesienią odwiedziłem Toskanię. Volkswagen Grand California dzielnie sprostał zadaniu pokonania ponad 4000 kilometrów.
Toskania to jedna z bardziej rozpoznawanych włoskich krain, która została w wielu jej częściach wpisana na listę UNESCO. Budynki, ulice, całe części miasta czy nawet doliny geograficzne pojawiają się w tym sławnym zestawieniu, a odwiedza je co roku naprawdę spora liczba turystów. Większość wybiera jednak wiosenne i cieplejsze miesiące. Ja nie chciałem być jak większość i pojechałem tam jesienią. I wiecie co? Było przepięknie…
Volkswagen Grand California – bohater podróży
Od razu uprzedzę, że ten tekst to raczej felieton wyjazdowy niż prawowity tekst samochodu, którym podróżowałem. Oczywiście Volkswagen Grand California przez te kilka dni był naszym domem, więc nie sposób go pominąć, ale kwestie techniczne załatwmy od razu.
Volkswagen Grand California 600 mierzył 6 metrów długości, z klimatyzacją postojową około 3,1 m wysokości i ważył ponad 3 tony. Do jego napędu służył dwulitrowy silnik diesla o mocy 177 KM sprzężony z 6-biegową skrzynią automatyczną DSG. Bus był w sumie przednionapędowy. Jeśli ciekawią was osiągi to: 164 km/h prędkości maksymalnej, 410 Nm maksymalnego momentu obrotowego, a sprintu do setki lepiej nie mierzyć. Łączna cena tak wyposażonego egzemplarza to około 355 tysięcy złotych netto (ponad 435 tysiące złotych brutto).
Plan podróży do Toskanii:
Nie jestem blogerem podróżniczym, więc nie zamierzam opisywać wam odwiedzonych miejsc przez pryzmat historii, czy innych ciekawostek. Planując jednak drogę szukałem wskazówek do przystanków po drodze do Włoch, więc może też się to komuś przyda, a więcej detali zobaczycie w filmie, który powstał przy okazji. Startując z Krakowa zawsze mam pewien handicap na południe Europy, więc trzeba to wykorzystać, a że jechaliśmy kamperem bez sensu było robić trasę na raz.
1. Salzburg
Pierwszym przystankiem na naszej drodze było miasto Mozarta, które akurat było oddalone o około 7-8 h od stolicy Małopolski. Austriackie miasteczko przedzielone sporą rzeką pełne jest ładnych kamienic, kościołów, ale też pałacu czy wielkiego zamku na wzgórzu. Miłe miejsce na posiłek i spędzenie wieczoru lub popołudnia. Polecam odwiedzić cmentarz, który robi wrażenie.w
Salzburg jest już w Alpach, więc nasz nocleg przypadł na przydrożny parking naprzeciwko jednego z przepięknych jezior u podnóży gór.
2. Sankt Moritz
Będąc tak blisko Szwajcarii nie mogłem odmówić sobie przyjemności pojawienia się w tym kraju. Alpejskie drogi pełne zieleni i serpentyn sprawiły sporo radości i dobrze, że za oknem nie było jeszcze śniegu. Po drodze odwiedziłem kultowe Sankt Moritz, ale w październiku było wymarłe. Owszem jezioro u jego boku jest ładne, ale myślę, że dopiero z samochodami pędzącymi po lodzie byłoby co oglądać. Także sama droga w Szwajcarii naprawdę była piękna, ale przystanek w tym snobistycznym mieście nie jest moim zdaniem konieczny.
O dziwo diesel w Volkswagenie, hamulce oraz układ kierowniczy dzielnie radził sobie z podjazdami, zjazdami i ciasnymi zakrętami. Tunele też były na tyle wysokie, że nie stanowiły żadnego problemu.
3. Como
By kontynuować ten luksusowy rejs postanowiłem odwiedzić również włoskie centrum bogactwa, czyli jezioro Como. To nad tym znanym akwenem wodnym spędziłem nocleg na ulicznym parkingu z widokiem na wodę.
To włoskie jezioro, a raczej jej wybrzeże zachwyca willami, klimatycznymi miasteczkami i wieloma romantycznymi zakamarkami. Nie brakuje też dobrego jedzenia, a wiele z tutejszych miejscowości zachwyca architekturą i klimatem, więc warto się tutaj na chwilę zatrzymać. Myślę, że jesień to słaby okres, więc polecam lato i choćby miejscowość Varenna.
4. Cinque terre
Poruszając się na południe postanowiłem zobaczyć też park narodowy Cinque Terre. Widowiskowe klify i wciśnięte w zatoki kaskadowe miejscowości z kolorowymi budynkami, to coś co każdy z nas widział kiedyś na zdjęciach. Nawet po sezonie miejsce to było oblegane i dość kosztowne. Wszystkie przewodniki radzą by wybrać się tam pociągiem i osobiście to potwierdzam.
Dlaczego? Z braku czasu do jednej z ładniejszych wiosek – Vernazzy zjechaliśmy naszym 6-metrowym kamperem. Ponad 3-tonowa i 3-metrowa bestia nie czuła się tutaj najlepiej i wąska droga obarczona była częstym i niezbyt cenzuralnym komentarzem z mojej strony. Okazało się, że drogi są asfaltowe bez niskich przeszkód, ale udało się tylko ze względu na mały ruch. Jezdnie są na tyle wąskie, że mijanki w niektórych miejscach są niemożliwe, także naprawdę polecam jazdę pociągiem.
Po takich emocjach nocleg to kolejny parking w nadmorskiej miejscowości niedaleko Lukki i Pizy, czyli w sumie już Toskanii.
5. Piza
Kolejny dzień spędziliśmy w Pizie, która oferuje naprawdę sporo atrakcji. Udało się więc zobaczyć sławną wieżę, zabytkowe ulice, a też napełnić brzuch. Co ciekawe, atrakcje są na tyle blisko, że można spokojnie obejść je z buta i skorzystać z darmowego parkingu niedaleko wieży. Uważajcie jednak na złodziei, bo tych w sezonie nie brakuje, a wasze kampery mogą być łatwym celem.
Jadąc dalej na południe w końcu trzeba było zatrzymać się na campingu by uzupełnić płyny. Wylać szarą wodę (90 litrów pojemności bez podgrzewanego pojemnika) oraz dolać czystą wodę (110 litrów) czy opróżnić kasetę z toalety chemicznej. Kemping był blisko plaży, więc można było zobaczyć zachód Słońca na białym piasku.
6. Terme di Saturnia i Val d’Orcia
Dla wielu dopiero ten dzień byłby prawdziwą Toskanią, ponieważ winnic oraz pagórków nie brakowało. Tak jak i gorszych dróg, i wielu zakrętów. Zaciekawię was jednak faktem, że Toskania oprócz oliwy i wina słynie także z geotermalnych źródeł. Jedne z ładniejszych i co ważne, darmowych znajdują się w miejscowości Saturnia. Poleżenie w pełnym słońcu w gorącej wodzie w wapiennych wannach w połowie października dla Polaka jest naprawdę przyjemnym przeżyciem.
Koniec tego dnia spędziliśmy oglądając zachód tej wielkiej gwiazdy nad doliną pól, cyprysów i malowniczych pejzaży. Miejsce wielu pięknych zdjęć, filmów czy destynacji turystów naprawdę robi wrażenie i zdecydowanie polecam spędzić tu niejeden wieczór.
7. Florencja
Toskania pełna jest wielu pięknych miasteczek, więc można spędzić nawet i miesiąc jeździć od jednego do drugiego, śpiąc w wynajętej willi z basenem. Ja tyle czasu nie miałem, więc ostatni nocleg trafił się pod Florencją na widokowym parkingu z łazienką i winnicą po horyzont.
Stolica Toskanii zabrała nam więc kolejny dzień, a jest co w niej zwiedzać. Katedra, stare miasto, most złotników czy wiele pałaców. Jest też oblegane muzeum, do którego pielgrzymki przylatują z całego świata. Tipem, którym mogę się podzielić jest parking pod stadionem Fiorentiny – darmowy i w miarę bezpieczny, gdy nie ma akurat meczu.
8. Droga powrotna do Polski
Oczywiście by nadrobić trochę kilometrów z Florencji wybrałem się na nocleg przy parkingu leśnym w Austrii niedaleko Villach. To pozwoliło zaoszczędzić trochę czasu i spędzić kolejne kilka godzin na drodze do Polski korzystając z kupionych już winiet na autostrady Austrii i Czech.
Dom na kołach
W tygodniowej wędrówce wyśmienicie spisał się Volkswagen Grand California. Kamper na bebechach Craftera to naprawdę mała kawalerka. Jest łazienka z toaletą i prysznicem, kuchnia z dwoma palnikami oraz zlewem i lodówką, a nawet jadalnia z rozkładanym stołem i sypialnia ze sporym łóżkiem (niemal 1,6×1,9 m). Jest też pokój dla dzieci, ponieważ w teorii VW Grand California jest samochodem 4-osobowym. Drugie łóżko nad szoferką jest jednak niewielkie 1,4×1,6 z przedłużonym kawałkiem na szerokości 40 cm.
Dodając do tego system ogrzewania postojowego działającego na prąd lub paliwo wraz z grzaniem wody można podróżować kamperem nawet w zimniejsze miesiące. Trzeba jedynie pamiętać o zbiorniku na szarą wodę, który nie jest ogrzewany.
W aucie nie brakuje oczywiście oświetlenia i praktycznych udogodnień jak obracane przednie fotele, rolety na okna, półki, schowki czy gniazdka. Niestety te ostatnie działają jedynie na postoju, gdy mamy zewnętrzne źródło prądu. Wówczas możemy skorzystać też z dodatkowej klimatyzacji na dachu. Jeśli chodzi o dach to są też tam solary, które doładowują drugą baterię na postoje (bez ładowania wytrzyma tak na 40-50 h)
Wrażenia z jazdy i podróży
Pokonując w tydzień ponad 4 tysiące kilometrów stwierdzam, że Volkswagen Grand California to przyjemny samochód. Pomijając jego wymiary i wagę (łatwo przekroczyć 3,5 tony z bagażami i podróżnymi) prowadzi się pewnie i wygodnie. Fotele nie sprawiają bólu nawet podczas długich podróży (podwójne podłokietniki), system infomedialny łączy się z telefonem oraz nie brakuje cupholderów i innych praktycznych rozwiązań, więc można podróżować niemal bez przerw.
Samochód oczywiście przez swoje wymiary nie jest tak uniwersalny jak mniejsza California, ale na autostradzie pojedzie 140 km/h, a diesel jest dość elastyczny. Ze względów ekonomicznych radzę jednak trzymać się 120 km/h, bo wówczas spalanie to około 11 l/100 km, a pełny bak 80 litrów wystarczy na 600-700 km.
Polecam kamperowanie
Mimo, że od wyjazdu minął już prawie miesiąc, to dokładnie go pamiętam. W sumie po latach pamiętam każdy wyjazd kamperem, bo jest to inny rodzaj urlopu. Może mniej relaksujący i z mniejszą ilością odpoczynku, ale to fajna przygoda. Jak ktoś będzie miał tylko okazję spróbować to serdecznie polecam. Od razu jednak uprzedzam, że nie jest to też tania zabawa – wynajęcie czy kupno kampera kosztuje, a paliwo, opłaty drogowe czy same kempingi też potrafią zaskoczyć. Nawet spanie na dziko też ma swoje minusy – coraz więcej państw go zakazuje i grozi srogimi mandatami.
Mimo to, gdy tylko pojawi się okazja biorę kiecę i lecę – w końcu bus musi latać ikamper też. Może tym razem zimą? Kto wie…
Konrad Stopa
Zdjęcia Volkswagen Grand California:
Dane techniczne Volkswagen Grand California:
Silnik: R4, diesel
Pojemność: 1968 cm3
Łączna moc układu napędowego: 177 KM
Maksymalny moment obrotowy: 410 Nm
Prędkość maksymalna: 164 km/h
Skrzynia biegów: automatyczna, 6-biegowa
Cena: ponad 450 tysięcy złotych