Kto choć raz nie zaklął soczyście na innego kierowcę? Mi się to zdarza regularnie i postanowiłem zebrać najczęściej występujące irytujące sytuacje w swoje małe Top 5.
Tak jak na ogół jestem człowiekiem spokojnym, tak za kierownicą często budzą się we mnie demony. Podchodzę skrupulatnie do kwestii prowadzenia pojazdu mechanicznego, bo to jedna z niewielu rzeczy, które potrafię robić naprawdę dobrze. A jak potrafię coś robić dobrze, to wkładam w to całe swoje serce i umiejętności. Problem w tym, że tego samego chciałbym wymagać od innych kierowców, a to nie jest niestety możliwe. Nad Wisłą nie brakuje kierowców-gapowiczów, rajdowców, luzaków i innych 'nieśmiertelnych’, którzy bardzo nonszalancko traktują jazdę samochodem. Czasem mam nawet wrażenie, że wsiadając za kółko ludzie chowają mózgi do bagażnika.
Jak się nad tym zastanowiłem, to irytuje mnie całe mnóstwo zachowań innych kierowców na drodze. Postanowiłem poruszyć kilka tego typu zagadnień na blogu. To nie zawsze są poważne wykroczenia czy niebezpieczne manewry, ale denerwują mnie najbardziej na świecie. Na końcu dodam jeszcze swoje spostrzeżenia w kwestii irytacji na drodze.
5. Ignorowanie 'zielonych strzałek’
Nie oszukujmy się – to wykroczenie popełnia 95% kierowców. Wiele takich przypadków to zwykła ignorancja przepisów, ale często też lenistwo. W końcu żeby prawidłowo wykonać manewr na 'zielonej strzałce’ trzeba się zatrzymać przed sygnalizatorem i upewnić, że na skrzyżowaniu nie ma innych pojazdów czy pieszych. Tymczasem w Polsce typowy kierowca myśli, że jak ma zielone, to bezwarunkowo można jechać. To jest właśnie brak tej skrupulatności w jeździe samochodem, o którą się zawsze staram.
Gdyby tu chodziło tylko o moje widzimisię to pół biedy. Tu chodzi jednak o coś więcej, bo często piesi na przejściu tuż za sygnalizatorem są zasłonięci pojazdami stojącymi na lewym pasie i nie zatrzymując się przed strzałką może łatwo dojść do potrącenia. Piesi w tej sytuacji zwykle mają zielone, dlatego nie wymagałbym od nich w tym momencie jakiejś nadmiernej ostrożności. Zignorowanie obowiązku zatrzymania się przed 'zieloną strzałką’ może skończyć się mandatem 100 zł i 1 pkt karnym.
4. Mruganie światłami drogowymi
Moim zdaniem kultura jazdy na drogach szybkiego ruchu poprawia się wraz z oddawaniem do użytku kolejnych odcinków takich dróg. Jest tylko jeden problem – mam wrażenie, że w naszej policji nie ma czegoś takiego jak patrole autostradowe. Mieszkam w tym momencie pomiędzy drogą S8 oraz autostradą A2 i korzystam z tych dwóch dróg dość często. Jeszcze nie zdarzyło mi się zobaczyć nieoznakowanego radiowozu gdzieś dalej niż przy węźle Konotopa i Opacz pod samymi granicami stolicy. Inni kierowcy też to widzą i nagminnie jadą dosłownie ile się da.
Wśród tych wszystkich szybkich i wściekłych jest jedna odmiana po mutacji. To są ci, którzy nigdy nie opuszczają lewego pasa traktując go jak swoją własność. W ich opinii to uprawnia ich do przeganiania całej reszty za pomocą całej gamy sygnałów świetlnych. Mamy więc takich, którzy a) mrugają światłami już z daleka, b) migają światłami już jak znajdą się 5 cm od tylnego zderzaka innego auta oraz c) włączają lewy kierunkowskaz sygnalizując potrzebę zbudowania w danym miejscu trzeciego pasa ruchu. Osobiście nie czuję się w obowiązku nikogo przepuszczać w takiej sytuacji, bo to ja jadę prawidłowo i chciałbym również w zgodzie z przepisami dokończyć swój manewr. Często zwyczajnie ze strachu uciekam na prawy pas tak szybko jak to możliwe jak widzę cztery pierścienie zbliżające się z prędkością 200+. Niczego innego nie wymagam – jedźcie ile chcecie, ale uszanujcie to, że ja jadę przepisowo i poganianie mnie jest nie na miejscu.
3. Uporczywa jazda środkowym pasem
Moje obserwacje dotyczące tej części zbieram głównie na obwodnicy Warszawy S2/S8. Ostatnie tygodnie szczególnie mocno pokazują problem – na drogach jest nadzwyczajnie pusto, a i tak widać całe sznury samochodów toczących się 90 km/h środkowym pasem, gdy prawy pusty. Nie wiem dokładnie o co chodzi w tym przypadku – czy to nieznajomość przepisów, czy jakaś nieopisana obawa, że prawy pas nagle się skończy? Czy ktoś po prostu lepiej się czuje jadąc środkowym? A może istnieje jakiś niepisany podział pasów na lewy dla 'szybkich’, środkowy dla 'normalnych’, a prawy dla ciężarówek i lamusów? W takim przypadku nikt nie chce być lamusem, to zrozumiałe…
W każdym razie uporczywa jazda środkowym pasem stwarza dla mnie dylemat moralny, gdy jadę prawidłowo. Wyprzedzać prawym czy przebijać się dwa pasy w bok, by zrobić to zgodnie ze sztuką? Gdy się jedzie jednym z nowszych aut grupy VAG na aktywnym tempomacie, to nawet auto samo nie wyprzedzi innego pojazdu z prawej strony (to nielegalne w Niemczech). Trzeba ręcznie wtedy wdusić gaz i minąć marudera lub faktycznie zmienić dwukrotnie pas w lewo i potem dwukrotnie w prawo, by wrócić na prawy. To całe kółko wielbicieli środkowego pasa nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jakie problemy stwarza jadącym prawidłowo kierowcom. Tak to jest, gdy widzi się tylko czubek własnego nosa.
2. Nieprawidłowe używanie kierunkowskazów
To jedna z najczęściej wymienianych rzeczy w kontekście irytujących sytuacji na drodze. Kierowcy (chyba z pośpiechu) mają w nosie to, że kierunkowskazy służą do SYGNALIZOWANIA ZAMIARU manewru. Co z tego, że włączasz go w ostatniej chwili? Zaspokajasz wtedy tylko swoje sumienie, a nie sygnalizujesz manewr. Mnóstwo jest też sytuacji, gdy w ogóle brakuje jakiejkowiek sygnalizacji ze strony kierującego. Wszyscy pozostali muszą wtedy ze szklanej kuli odgadnąć co właściwie autor ma na myśli. Z moich obserwacji wynika też, że brak sygnalizacji często łączy się z innym wykroczeniem – rozmową przez telefon trzymając słuchawkę przy uchu. Dotyczy to tak samo starych samochodów jak i nowych, z połączeniem Bluetooth. Jak bardzo trzeba być leniwym, żeby we własnym samochodzie nie skonfigurować sobie smartfona? Ja to robię nawet w testówkach, które używam od 4 do 7 dni.
1. Syndrom bogactwa
Raz byłem świadkiem takiej sytuacji: sobota, parking przed CH Janki. Wszędzie pełno, znalezienie tam miejsca w weekend to zadanie na kilkanaście minut. Dwie panie, obie w identycznych BMW X6 upolowały sobie jedno świeżo zwolnione miejsce parkingowe. Jedna z nich była sprytniejsza i doskonale wiedząc co się święci po prostu szybciutko je zajęła. W tym momencie słychać było trzask pękającej dupy drugiej pani, która postanowiła wyładować swoją frustrację długim sygnałem dźwiękowym. Jak się okazało byłem świadkiem spięcia dwóch kierowców, którym się wydaje, że jak mają drogie auto to zasady ich nie obowiązują.
Bezczelność ludzi prowadzących wielkie i prestiżowe limuzyny i SUV-y czasami mnie przeraża. Zazwyczaj chodzi o kwestie parkowania, także na miejscach dla niepełnosprawnych. Wśród innych popularnych praktyk jest zajmowanie dwóch miejsc 'bo mi drzwi ktoś obije’ oraz zatrzymywanie się w dowolnym miejscu na drodze lub chodniku na światłach awaryjnych. Oczywiście bierze się to ze zwykłego chamstwa i przekonania, że jestem kimś ważniejszym, bo mam kasę i możliwości. Tymczasem wobec prawa wszyscy jesteśmy równi.
Oczywiście nazwijcie mnie biedakiem i lewakiem, ale nie mam nic do bogatych ludzi, którzy zachowują się przyzwoicie. Chodzi mi tylko o respektowanie pewnych zasad niezależnie od stanu konta bankowego. Co ciekawe zazwyczaj występuje niesamowita zbieżność takich zachowań z wybranymi markami samochodów. Mam na myśli BMW, Mercedesa i Audi, a nie zdarzyło mi się zobaczyć bogatego chama w Range Roverze czy Lexusie. Przypadek?
Czy jestem nienormalny?
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie artykuł w jednym ze znanych tytułów motoryzacyjnych. Nie chodziło jednak o sam artykuł, a o komentarze pod nim. Czytając te wypowiedzi dotyczące co ludzi denerwuje na drodze doszedłem do ciekawego wniosku – typowego Polaka-kierowcę denerwują ci, którzy go spowalniają. Piętnowane były wszelkie zachowania typu zbyt wolna jazda na danym ograniczeniu, wyprzedzające się ciężarówki na autostradzie, ktoś za mało dynamicznie wykonuje swój manewr, albo z opóźnieniem rusza na zielonym. Czy to naprawdę jest największy problem?
Mnie najbardziej denerwują takie rzeczy, które wynikają z bezmyślności albo lenistwa utrudniające innym prawidłowe poruszanie się. Nie przeszkadza mi kompletnie, że ktoś jedzie wolniej niż 'wszyscy’. Często sam jestem tym, którego inni wyprzedzają na gwałt, bo jadę 50 w zabudowanym. Lubię płynnie jeździć, a to się trochę rozmija z jazdą tak szybko jak to możliwe. Czy jestem nienormalny w kraju, gdzie ignorowanie przepisów jest czymś w rodzaju sportu?
Oczywiście nie myślcie, że jestem kompletnie święty jako kierowca. Też mam swoje przewinienia, czasami wynikające z mojego zaniedbania, czasami wymuszone sytuacją na drodze. Jeszcze niedawno miałem 9 punktów karnych na koncie, obecnie już 0. Nikt nie jest doskonały, ale apeluję o jedno na drodze – myślcie podczas jazdy nie tylko o sobie, ale też o innych uczestnikach ruchu.
Bartłomiej Puchała