Site icon Motopodprad.pl

Test: Volvo XC40 Recharge – szwedzki „high voltage”

Każda szanująca się firma motoryzacyjna musi mieć full elektryka w ofercie. Ale czy takie auto ma w ogóle sens dla nas, użytkowników? Nie byłem i nie jestem gorącym zwolennikiem aut ładowanych kablem, dlatego zapraszam Cię na test pt. „surowe oko patrzy” Volvo XC40 Recharge.

Długo nie chciałem słyszeć o teście samochodu elektrycznego. I od razu uprzedzę wszelkie negatywne komentarze w moją stronę. Nie czuję się zacofany technologicznie. Co to, to nie. Pracuję w branży marketingowej i jestem specjalistą od marketingu internetowego. Może daleko mi do programisty, ale siedzę w kodach. Na co dzień jeżdżę też hybrydą, której nie zamieniłbym już na „konwencjonalne” auto. A to, że uwielbiam automatyczne zegarki z mechanizmami, które trzeba nakręcać i wolę dźwięk silnika niż syntezatora nie ma tu nic do rzeczy. Dla mnie auto elektryczne to, szczególnie w polskich warunkach, półprodukt zarezerwowany dla właścicieli domów z własnymi ładowarkami i osób, które swoją motoryzacyjną aktywność ograniczają do 50 km dziennie „wokół komina”.

Przełamałem jednak swoją niechęć, bo czego nie robi się w imię nauki? Postanowiłem więc po krótkiej przygodzie z BMW i3, Volkswagenem id.5 i Renault Twizy (cukiereczek) usiąść za sterami Volvo XC40 Recharge w tej słabszej wersji. Słabszej, bo mamy do wyboru Recharge standard, o mocy 232 KM (jak wersja testowa) oraz 408-konne XC40 Twin motor. Mocniejsza wersja osiągami dorównuje autom typu hot-hatch, ale jest też ponad 30 tysięcy złotych droższa od słabszej, ale wcale nie słabej. O osiągach porozmawiamy później.

Najpierw standardowo zajmijmy się designem, wykończeniem, wyglądem…

Volvo XC40 to, moim skromnym zdaniem, jeden z ciekawszych crossoverów. Uwielbiam w nim minimalizm połączony z ostrością, a gdzie trzeba tradycyjnymi dla marki owalami. Kolorystyczne połączenie czerni i bieli podciąga mi smak jeszcze bardziej. Czy coś się może nie podobać? Przód w wersji full electric. Nie wiem jak wam, ale mnie bardzo brakuje tu normalnego grilla. Choćby atrapy. Ta zaślepka po prostu robi z tego auta „jełopa”, choć przyznaję, że po kilku dniach się do tego przyzwyczaiłem. Generalnie XC40 jest praktycznie niemożliwe do odróżnienia od „cywilnych wersji”, choć oczywiście wystarczy jeden rzut oka na tablicę rejestracyjną – zieloną – żeby wiedzieć, z jaką odmianą mamy do czynienia.

Najtańsze skutery elektryczne – sprawdź!

Wnętrze z kolei zaczyna starzeć się mocniej niż bryła auta. Dla mnie – osoby, która miała okazję jeździć kilkunastoma współczesnymi modelami szwedzkiej marki – zaczyna tu trochę wiać nudą. Z drugiej jednak strony, Szwedzi mają swój styl i trudno ich za to nie lubić. Prostokątny ekran, mimo upływu lat, nadal pozostaje niezwykle czytelny, nowoczesny, a jego działanie odpowiednio szybkie. Przyznam jednak, że zdziwił mnie widok niektórych ikonek i samo działanie Android Auto – widać, że dla wersji elektrycznych soft jeszcze wymaga dopracowania. Wyświetlane na ekranie przed kierowcą zegary również są bardzo czytelne i nie męczą oczu, choć… mało w ich wyglądzie polotu.

Panel między siedzeniami, tam gdzie mamy drążek przekładni odpowiedzialnej za przełączenie „biegów” przód-tył, wygląda bardzo tanio i plastikowo w tej wersji. Widać, że producent chce, żebyśmy w XC40 Recharge czuli się trochę jak w aucie z recyklingu. Niestety większość plastików jest twarda, wszechobecne piano black łatwo się palcuje, a jakość spasowania mocno rozczarowuje. Panel główny na desce rozdzielczej skrzypiał podczas testu tak, że momentami musiałem przesuwać gałkę głośności radia w prawo mocniej niż lubię.

https://motopodprad.pl/wp-content/uploads/2023/02/20221106_124613.mp4
Proponuję dać głośniej. Film nagrany na równej drodze. Kierowca nie trzymał telefonu w ręku.

Na pochwałę zdecydowanie zasługują za to świetne fotele. Sprężyste, odpowiednio twarde z niezłym trzymaniem bocznym. Z tego Volvo słynie od lat. Niezaprzeczalnie zasłużenie. Sporo jest też miejsca dla pasażerów, a dzięki dwóm bagażnikom – z przodu pod maskę poza kablami do ładowania zmieścimy wszystko to, co z reguły „wala się” podczas jazdy – możliwości przewozowe rosną. Gdyby nie ograniczenie w zasięgu, XC40 Recharge spokojnie mogłoby pełnić rolę auta rodzinnego.

To co jazda?

Po odbiór Volvo Xc40 Recharge pojechałem moim… Volvem C70 2.4 turbo. Piękny dźwięk pięciocylindrówki zastąpiło zupełnie bezszelestne działanie napędu XC40. Po włączeniu… a w zasadzie włączenie to za dużo powiedziane, bo nie ma przycisku start/stop. A zatem wsiadamy do auta z kluczykiem w kieszeni i wrzucamy „D”. Auto uruchamia się i od razu jest gotowe do jazdy.

volvo xc40 na prad 10

A ta trzeba przyznać na pierwszy rzut oka jest lekka i przyjemna. Auto niezwykle szybko reaguje nawet na muśnięcie gazu. 7,4 sekundy do 100 km/h deklaruje producent. Odczuwalnie ma się wrażenie, że wynik ten jest nawet lepszy. Do tego auto, jak każdy elektryk, rozpędza się w zasadzie liniowo bez względu na aktualną prędkość. To na pewno może się podobać. Gorzej, że po dłuższej przygodzie zacząłem odczuwać zupełnie inaczej rozłożoną masę auta, zbyt lekko pracujący układ kierowniczy i dość mało informacji zwrotnej spod przednich kół. Auto nie prowadzi się tak dobrze jak odmiana spalinowa – czy to diesel czy benzyna. Może to niuans, ale czuć wagę i lekki przód auta. Wymaga to przyzwyczajenia i zaakceptowania faktu, że elektryczne XC40 to auto zdecydowanie dla spokojnych kierowców.

Zużycie paliwa… Wróć. Producent deklaruje zużycie prądu na poziomie średnio 20 kWh/ 100 km. Podczas testowego tygodnia dokładnie tyle wychodziło mi średnio z jazdy miasto-trasa szybkiego ruchu-drogi podmiejskie. Oczywiście można osiągnąć, przy włączonej rekuperacji, nawet 14 kWh/100 km, ale trzeba się niezwykle pilnować i założyć sobie kaganiec na przyspieszenie. Z łatwością udaje się też przekroczenie 30-35 kWh, jeśli planujemy korzystać z pełnej mocy auta, a to drastycznie obniża zasięg. Moim zdaniem trzeba realnie przyjąć, że elektryczne Volvo daje kierowcy możliwość 280 kilometrów bezstresowej jazdy. Potem trzeba szukać już wtyczki do podłączenia auta.

Gdyby przenieść to na realia spalinowe, przeciętne auto o podobnych osiągach pokonuje spokojnie drugie tyle i nie trzeba nerwowo szukać stacji, która jest jedna na pół województwa, dlatego warto naprawdę mocno rozważyć zakup elektryka. Nie mówię tu tylko o szwedzkim.

volvo xc40 na prad 29

Podsumowanie

Vovo XC40 Recharge jeździ naprawdę dobrze, ma mnóstwo miejsca w środku, daje się polubić na co dzień, ale… tylko wtedy gdy jest naładowane. Podczas jednego wieczoru próbowałem znaleźć wolną ładowarkę jednej z wiodących sieci w Warszawie i… jakież było moje zdziwienie, gdy podjeżdżając do każdej nie było możliwości wpięcia, bo akurat ładowali się smutni panowie w Teslach. Udało się dopiero za dziewiątym razem, ale przynajmniej trafiłem na jedną z mocniejszych ładowarek w stolicy, dzięki czemu po zjedzeniu hamburgera auto odzyskało prawie 80% zasięgu.

Gdybym miał dom z fotowoltaiką (wtrącę, że taki dom mają moi rodzice i od grudnia do marca fotowoltaika prądu produkuje jak na lekarstwo – ach ta polska szarówka od rana do nocy) i duży garaż, w którym poza elektrycznym Volvo stałoby auto spalinowe służące mi do dalszych tras, których w miesiącu pokonuję co najmniej klika, mógłbym zdecydować się na taki eksperyment. Podoba mi się bowiem jazda na „legalu” po buspasach i ogólne proekologiczne nastawienie auta. Szkoda jednak, że prąd w Polsce w 80% powstaje z węgla, że mamy tak małą liczbę ładowarek komercyjnych, w których prąd jest tak drogi oraz, że auta elektryczne – w tym testowane Volvo – są tak drogie.

Niestety ja nie znalazłem powodu, żeby zamienić brum brum na szum…

Adam Gieras

Zdjęcia Volvo XC40 Recharge:

Dane techniczne Volvo XC40 Recharge:

Silnik: elektryczny

Moc: 231 KM

Moment obr.: 330 Nm

Skrzynia biegów: bezstopniowa

Napęd: przedni

0-100 km/h: 7,4 s

Prędkość maksymalna: 160 km/h

Cena: od 220 tysięcy złotych

Exit mobile version