Obecna odsłona szwedzkiego kombi już od dobrych kilku lat gości na naszym rynku oraz kilkukrotnie mieliśmy okazję je testować. Tym razem jednak do naszej redakcji zawitało hybrydowe Volvo V60 T6 Recharge, które pomimo upływu lat może się podobać. Jednak jest pewien mankament.
Każdy z modeli tej marki, jakie miałem okazję testować zawsze przypadał mi do gustu – zwłaszcza pod kątem wizualnym. Szwedzki minimalizm, prostota oraz estetyka, a to wszystko ubrane w ciuszki z wysokiej półki. Niestety, tak jak wizualnie te samochody zawsze mnie porywały, to brakowało mi w nich czegoś, co definitywnie przekonałoby mnie do ich zakupu. Tej przysłowiowej „kropki nad i”. Prawdę mówiąc była to jedyna wada tych modeli. Czy hybrydowe Volvo V60 Recharge ma w sobie to coś?
Szwedzki minimalizm
Przy moich wcześniejszych testach Volvo zawsze chwaliłem szwedzkiego producenta za eleganckie i schludne nadwozie. Jednak muszę przyznać, ze Volvo V60 nie zrobiło na mnie tak dobrego wrażenia jak XC60 czy XC40. Nie jestem zwolennikiem SUV-ów, jednak oba te modele prezentowały się lepiej od kombiaka. Oczywiście design widziany już po raz kolejny nie robi takiego efektu „wow” jak za pierwszym razem, jednak mam wrażenie, że efekt wizualny popsuł tutaj granatowy lakier. Samochód zdecydowanie lepiej prezentuje się w kolorze białym czy też czerwonym. Poza tym nadwozie typu kombi nie należy do najbardziej zjawiskowych.
Jednocześnie nie mogę powiedzieć, że ten samochód jest brzydki. Nadal wygląda bardzo dobrze i łączy w sobie elegancję ze szwedzkim minimalizmem. Dostajemy praktycznie kombi ubrane w ciuszki premium bez zbędnych ozdobników czy przekombinowania. Volvo ma dobry przepis na sukces, który sprawdza się od kilku lat. Najbardziej podoba mi się projekt reflektorów. Volvo pokazało, że nie trzeba kombinować z wymyślnymi wzorami i wystarczy zaserwować klientom prosty i estetyczny projekt w kształcie litery „T”. Oprócz tego muszę przyznać, że zastosowany w V60 grill z chromowanymi pionowymi poprzeczkami wygląda lepiej niż ten, który miałem w testowanym przeze mnie XC60.
Niezłe wnętrze w ciekawym kolorze
Jednak prawdziwy luksus zobaczymy dopiero we wnętrzu maszyny. Interior został wykończony w opcjonalnym bursztynowym kolorze, który dodaje wnętrzu zdecydowanie więcej charakteru. Przyznam szczerze, że w kokpicie ciężko mi znaleźć element, do którego mógłbym się przyczepić. Estetyczny projekt deski rozdzielczej wraz z drewnopodobnymi wstawkami oraz charakterystycznymi kratkami nawiewu naprawdę robi robotę. Do tego na pokład samochodu trafiło wiele przydatnych funkcji, dzięki którym poczujemy się zaopiekowani. Wśród nich oczywiście nie zabrakło grzanych foteli z funkcją masażu. Nie obyło się również bez charakterystycznej gałki zmiany biegów, która dobitnie mówi nam, że siedzimy w samochodzie klasy premium i że jest to Volvo.
Jedyny, co może stanowić pewną przeszkodę jest system inforozrywki. W przeciwieństwie do większości modeli na rynku system bazuje na androidzie, przez co w większym stopniu przypomina użytkowanie smartphona niż typowy system inforozrywki. Tym samym chwilę zajmie nam przyzwyczajenie się do niego, jednak z czasem zaczniemy go doceniać. System nigdy mnie nie zawiódł i działał naprawdę sprawie, co względem niektórych samochodów na rynku jest sporym wyróżnikiem.
Jak przystało na samochód mierzący 4761 mm długości, 1850 mm szerokości oraz 1432 mm wysokości otrzymaliśmy wystarczająco miejsca dla nas oraz naszych pasażerów. Volvo zadbało również o przestrzeń załadunkową i przy postawionym tylnym rzędzie pomieścimy do 529 litrów bagażu. Jeżeli jednak złożymy tylnie siedzenia, to wynik ten wzrasta do 1441 litrów. Tym samym nie powinniśmy mieć problemu ze zmieszczeniem naszych gratów na kilkudniowy wyjazd.
Premium również za kółkiem?
Miałem okazję przejechać Volvo ponad 1000 kilometrów i nigdy nie mogłem narzekać na brak mocy. Na pokład testowanego przeze mnie egzemplarza trafił turbodoładowany 2-litrowy, czterocylindrowy benzyniak, który dostarcza 253 KM mocy oraz 350 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Z kolei dodatkowy silnik elektryczny dostarcza kolejne 145 KM mocy i 309 Nm momentu obrotowego. Takie połączenie wraz z napędem na obie osie pozwala wystrzelić od zera do setki w zaledwie 5,4 sekundy. Tym samym nie będziemy narzekali na jego osiągi ani w mieście ani na autostradzie. Oczywiście nie jest to samochód sportowy i Volvo położyło zdecydowanie większy nacisk na komfort. Dzięki temu nawet kilkugodzinne podróże mogą być przyjemnością.
Mogą, ale tutaj pojawia się jeden zasadniczy problem. A mianowicie skrzypienie na kolumnie kierowniczej. Testuję samochody od kilku lat i był to pierwszy pojazd, w którym zwróciłem na to szczególną uwagę. W momencie, gdy samochód korzysta z silnika spalinowego nie jest to aż tak drażniące. Natomiast, gdy Volvo uzna, że nadszedł czas być bardziej eko i przełączy się na prąd, to do naszych uszu przy skręcaniu kierownicą dotrze skrzypienie. Tak też kilka rond pokonałem przy akompaniamencie plastików. Wszelkie próby regulacji na kolumnie kierowniczej niestety nie przyniosły pożądanego skutku. Przyznam, że była to smutna niespodzianka. Gdybym siedział w budżetowych samochodzie, to zrzuciłbym to na garb oszczędności. Natomiast tutaj mówimy o samochodzie z wyższej półki. W żadnym innym Volvo nie miałem takiego problemu, więc być może była to kwestia tego konkretnego egzemplarza.
A jak ze spalaniem?
Volvo zadbało również o sensowne spalanie w swoim V60 i praktyczny zasięg. Szwedzi wpakowali do kombiaka bak o pojemności 70 litrów oraz baterię o mocy 18,8 kWh, która pozwala przejechać blisko 80 km na samym prądzie. Miałem okazję wybrać się V60 w dłuższą trasę z Warszawy do Łodzi, a następnie do Zakopanego. Pomimo sporej mocy zostałem zmuszony do zatankowania samochodu na wysokości Krakowa… jednak w drodze powrotnej. Tym samym bez kładzenia nacisku na ekonomiczną jazdę przejechałem na pełnym baku i akumulatorze ponad 600 km plus dodatkowych kilkadziesiąt po mieście. Co więcej, nie powinniśmy bać się jazdy z rozładowanym akumulatorem. Średnie zużycie na autostradzie wyniosło mnie 7.2 litra, z kolei w mieście Volvo potrzebowało już 8.8 litra na setkę. Oczywiście, gdy samochód może skorzystać ze swojego elektrycznego silnika nasze spalanie znacznie pikuje w dół. Tym samym jazda szwedzkim kombi nie zaszkodzi zbytnio grubości naszego portfela… no chyba, że przy zakupie.
Zakup Volvo V60 T6 Recharge nie należy do najtańszych. Już za podstawowy wariant Essential musimy zapłacić co najmniej 244 900 złotych. Z kolei testowany przeze mnie wariant Ultra to już wydatek rzędu 292 900 złotych. Dorzućmy do tego lakier Denim Blue, niestandardowe felgi, bursztynowe wykończenie oraz kilka dodatków, a z łatwością wywindujemy cenę powyżej 320 000 złotych. Nie jest tanio, ale w zamian za to dostajemy naprawdę komfortowe i eleganckie kombi klasy premium.
Czy warto kupić Volvo V60 T6 Recharge?
No więc jak jest z tym szwedzkim kombi? Volvo V60 T6 Recharge jest z pewnością bardzo dobrym samochodem, który łączy w sobie elegancie nadwozie, komfortowe wnętrze oraz bardzo dobre właściwości jezdne. Do tego otrzymujemy sporo mocy i sensowne spalanie. Jedyną skazą na honorze V60 jest wcześniej wspomniane skrzypienie na kolumnie kierowniczej, które potrafiło mnie rozdrażnić. Poza tym, podobnie jak w reszcie modeli Volvo, które miałem okazję testować, zabrakło mi tej przysłowiowej „kropki nad i”. Jest to bardzo dobry samochód, jednak mnie nie porwał. Nie ma w sobie czegoś, co definitywnie przekonałoby mnie do jego zakupu. Jednak jest to stricte kwestia mojego gustu, w który po prostu V60 się nie wpisało. Jeżeli jednak ktoś szuka komfortowego kombi w eleganckich ciuszkach, to V60 może być strzałem w dziesiątkę.
Damian Kaletka
Galeria zdjęć: Volvo V60 T6 Recharge
Dane techniczne Volvo V60 T6 Recharge:
Silnik: R4, benzynowy + elektryczny
Pojemność: 1969 cm³
Moc: systemowo 350 KM
Skrzynia biegów: 8-biegowy automat
Napęd: AWD
0-100 km/h: 5,4 s
V-max: 180 km/h
Cena: od 244 900 złotych (wersja testowana około 320 000 złotych)