Minęło ponad półtora roku od mojej ostatniej przygody z Volvo S90. Auto jest już jakiś czas na rynku, więc emocje nieco opadły. Jak sprawuje się z doładowaną benzyną podciągniętą przez inżynierów Polestar?
Bywa tak, że pierwszy zachwyt nad autem z czasem zamienia się w lekką fascynację, aż w końcu przechodzimy z tym do porządku dziennego. Powstają nowe auta, a to, co jakiś czas temu rozpalało zmysły staje się zwyczajne. Czy tak jest w przypadku S90?
Opisywane Volvo nie jest ani sportowym roadsterem, ani tylnonapędową limuzyną z ogromnym silnikiem, a jednak niektórzy na jego widok dostają ślinotoku. Wątpię, żeby to samo miało miejsce na widok Passata sedan. S90 ma bowiem coś, o co wcale nie jest łatwo w dzisiejszych czasach – unikalny styl, piękną linię, absolutnie dopieszczony każdy detal zewnętrzny.
W momencie debiutu wiele osób – w tym ja – zarzucało S90, że projekt tyłu przypomina ten z Superba sedan drugiej generacji. Dziś chyba nikt już nie patrzy na ten „zadek” w ten sposób (swoją drogą flagowa Skoda ma coś w sobie… dobra, przyznaję, sam zastanawiam się nad Czeszką i się pocieszam). Na żywo to zupełnie coś innego.

Tym bardziej z pakietem R-Design. Szary lakier, ogromne 21-calowe felgi, masywny przód z elektryzującymi lampami, w które wkomponowany diody LED w kształcie młota Thora, no i ten piękny lekko wklęsły grill… Duże koła i lekko obniżone nadwozie oraz nisko poprowadzona linia dachu powodują wrażenie przyklejenia Volvo do podłoża, po którym jedzie albo, gdy puścimy wodzę fantazji – Batmobilu pędzonego w filmie o skrzydlatym superbohaterze. Zapędziłem się? Może trochę.
Wnętrze w prezentowanej wersji nie przypadło mi do gustu z powodu mrocznej atmosfery panującej w aucie (pakiet R-Design) – czarna podsufitka, czarne fotele, utrzymana w ciemnych tonacjach deska rozdzielcza. Nie moje klimaty, ale zakładam, że dla wielu z was to strzał w dziesiątkę, a o gustach się nie dyskutuje.

To, o czym na pewno warto napisać to materiały, których użyto do wykończenia. Są genialne. Wszystko jest mięsiste, dobrze spasowane, a żaden plastik nie udaje metalu czy drewna. Jeden wyjątek – bagażnik. Tu księgowi mocno oszczędzili. Górna część jest całkowicie nieosłonięta – ot zwykła blacha jak w dużym fiacie, a filc, którym obito dno bagażnika nijak nie przystaje do klasy auta. Niestety, w egzemplarzu z dieslem pod maską (D4) w bogatszej wersji Inscription było to samo, zatem ten typ tak ma i to jest zdecydowanie do poprawy!
Czy jest sens mówić o wyglądzie deski rozdzielczej? Chyba nie. W każdym Volvo jest taka sama. Absolutny minimalizm i wszystko ukryte w jednym dotykowym ekranie może się podobać – ekran jest niezwykle precyzyjny w działaniu i po krótkiej chwili staje się bardzo czytelny – ale korzystanie z multimediów, klimatyzacji, nawigacji czy podgrzewania foteli niestety odrywa wzrok od drogi. Teoretycznie bezpiecznie Volvo zahamuje samo, ale w praktyce nie radzę próbować. Podobno może być różnie ;).

Jeszcze w kwestii wnętrza. Nie wiem, jakoś wcześniej na to nie zwracałem uwagi, ale muszę przyznać, że S90 nie rozpieszcza przestrzenią. Mam 174 cm wzrostu i raczej nie odjeżdżam daleko fotelem, ale za mną żona, która ma 4 centymetry mniej wcale nie mogła założyć nogę na nogę. Powiem więcej – było jej dość ciasno. Nisko poprowadzona linia dachu również nie daje takiej przestrzeni nad głową, do jakiej przyzwyczailiśmy się w limuzynach. S90 to zdecydowanie auto dla kierowcy… i lepiej, żeby nie miał małych dzieci. Bardzo wysoki próg załadunku i niewielki otwór w bagażniku oraz ograniczona ilość miejsca na fotelik ustawiony tyłem do kierunku jazdy z tyłu na kanapie sugerują, że gdy korzysta się z 500+ lepiej wybrać V90 albo XC90.
Przejdźmy do jazdy. S90 T5 legitymuje się standardowo przyjemnymi 250 końmi mechanicznymi oraz 350 niutonometrami maksymalnego momentu obrotowego. Polestar dorzucił 3 konie i 50 niutów. Efekt? Nie mam niestety porównania z „cywilną” T-piątką, ale testowany egzemplarz zapewniał więcej niż przyzwoite osiągi. Auto bardzo dobrze przyspieszało w każdych warunkach, a spalanie z łatwością zamknęło się w 10,5 litrach na 100 kilometrów (45% miasto, 55% trasa). Myślę, że litr można by jeszcze spokojnie odjąć od tego wyniku. Tym razem nie szczególnie się o to starałem.
Na minus dźwięk silnika – przy niskich obrotach generował mało sympatyczne dla ucha dźwięki. No i niestety mały bak – 55 litrów nie wystarczy na daleką trasę. Prawda jest taka, że dwulitrówka dobrze wypada w katalogach, ale na co dzień przydałby się tu większy silnik – Volvo przekombinowało.

Nie zmienia to jednak faktu, że Volvo S90 znakomicie odpręża. Nie narzuca się ze swoją mocą. Jest po prostu w każdych warunkach przewidywalne. Nie ma nic z auta sportowego, ale nie aspiruje do tego, żeby nim być. Przestawiając auto w tryb sportowy można jednak poszaleć po zakrętach, tyko że to szybko się to nudzi. S90 to stateczna limuzyna o pięknych kształtach. Przejechanie każdej trasy ma relaksować, a nie spinać. O tym świadczą rewelacyjne fotele, mocny silnik (tyle że ja chyba pomału jestem jednak za wyższą pojemnością), szybki i dystyngowany automat (8-biegowy) i przewidywalny, choć dość miękko pracujący układ kierowniczy.
Podsumowując, S90 T5 Polestar to auto dla biznesmena, który albo się już wyszalał albo ma w garażu inne auto do tego celu. Polecam jednak dokupić zestaw grający Bowers and Wilkins, bo w testowanym egzemplarzu go zabrakło i przez cały czas czułem niedosyt. Owszem, jego cena jest zawrotna (szczegóły poniżej), ale czego się nie robi dla przyjemności…

Adam Gieras, fot. Adam Gieras Fotomotografia
Wygląd: | ![]() |
Wnętrze: | ![]() |
Silnik: | ![]() |
Skrzynia: | ![]() |
Przyspieszenie: | ![]() |
Jazda: | ![]() |
Zawieszenie: | ![]() |
Komfort: | ![]() |
Wyposażenie: | ![]() |
Cena/jakość: | ![]() |
Ogółem: | ![]() |
Silnik: R4, benzynowy
Pojemność: 1969 cm3
Moc: 253 KM/5500 obr./min.
Moment: 400 Nm/1800-4800 obr./min.
Skrzynia biegów: automatyczna, ośmiobiegowa
0-100 km/h: 6,8 sekundy
Prędkość max.: 250 km/h
Cena testowanej wersji: od 239 200 zł (T5 R-design)