Nowy właściciel Volvo – chiński koncern Geely Automobile – mocno tnie koszty reanimując projekt sprzed lat. Mimo to S80 drugiej generacji ciągle pręży muskuły.
Flagowe Volvo zostało zbudowane na platformie EUCD – tej samej, na której oparte są schodząca generacja Forda Mondeo i Forda S-Max-a. Auto powstaje w Göteborgu od 2006 roku, i choć w motoryzacji to całe wieki, żeby nie powiedzieć lata świetlne, ta limuzyna klasy wyższej średniej, szczególnie w wersjach T5 i T6 sprawia, że z pozoru nudna stylistyka odpowiednio wprawiona w ruch potrafi dostarczyć emocji. „S-80-tkę” dwukrotnie poddano już kuracji odmładzającej. Niedawno zastrzykiem z botoksu było dołożenie najnowocześniejszych silników z rodziny Drive-E. Efekt nie rozczarowuje, ale o szybszym biciu serca nie ma mowy. 4-cylindrowy „agregat”, choć zapewnia świetne osiągi, to jedynie cyka bezszelestnie pod maską.
Surową linię testowanego Szweda rozweselają chromowane wstawki, podkreślające moc auta dwie rury wydechowe i nowoczesne światła w technologii LED z przodu. Trzeba jednak przyznać, że masywny przód, mocno zaakcentowany bagażnik i elegancko poprowadzona linia dachu, przy efektownie wyglądających felgach, nie odstraszają. Jest być może trochę zbyt konserwatywnie, ale mnie osobiście Volva przyzwyczaiły do swojego topornego wizerunku i trochę żałuję, że najnowsze V40 i S60 poszły zupełnie inną stylistyczną drogą.
W środku panuje typowo szwedzka atmosfera. Materiały użyte do wykończenia wnętrza są bardzo dobrej jakości – to, co wygląda na aluminiowe w rzeczywistości jest aluminiowe – a jasna tapicerka i podsufitka rozświetlają wnętrze. Ciekawym rozwiązaniem, znanym z innych modeli Volvo, jest bardzo cienki środkowy panel, na którym ilość przycisków może w pierwszej chwili trochę przytłoczyć. Spokojnie, po chwili wszystko jest proste jak konstrukcja regału z Ikei. I choć producent nie przewidział pokrętła w stylu I-Drive z BMW, każdy przycisk odpowiada za inną funkcję – nie da się zabłądzić.
Ostatni lifting przyniósł zmiany w wyglądzie deski rozdzielczej. Standardowe wskaźniki zastąpiono modnie wyglądającym ekranem ciekłokrystalicznym (prędkościomierz umieszczono w tubie), który na szczęście wyświetla informacje w sposób bardzo czytelny. Kolejną nowością jest 7-calowy, umieszczony centralnie ekran, który pozwala „pobawić się” funkcjami auta. Jak wiadomo w Skandynawii zimy potrafią być srogie, więc można obsługiwać go także w rękawiczkach. „S-80-tkę” doposażono zresztą w pakiet zimowy, w skład którego wchodzą podgrzewane fotele, tylna kanapa i kierownica.
W testowanej, wzbogaconej o liczne dodatki wersji Summum, w zasadzie nie brakuje niczego. Gdybym miał się przyczepiać to fotele mogłyby być wyposażone w funkcję masażu, a ten pasażera także w elektryczne sterowanie (niestety „elektrykę” posiadał jedynie fotel kierowcy). Co ciekawe, deskę rozdzielczą testowanego egzemplarza obszyto skórą (koszt 6 tys. zł). Wygląda to ładnie, ale nie jest warte swojej ceny.
Na liście wyposażenia testowanego Volvo, poza licznymi systemami wspomagającymi jazdę, pojawił się też pakiet Driver Support. Jak dla mnie wydanie na niego 10 tys. zł jest tak samo głupie jak inwestowanie w złoto za pośrednictwem Amber Gold. No chyba, że lubicie jak auto myśli za Was. Ja nie lubię, a wręcz mocno mnie to irytuje. Co oznacza „myśli” w przypadku testowanego Volva? Zbliżając się do przeszkody (np. hamującego kilkadziesiąt metrów przed nami auta) najpierw włącza się czerwone światełko na szybie. Jeśli nie zareagujemy (po co reagować, przecież wszyscy nadal jadą) usłyszymy głośny alarm i zobaczymy jeszcze bardziej czerwone światełko. Jeśli nadal nie zareagujemy, auto samo stanie dęba. System dodatkowo wyczuwa pieszych na poboczu i oblicza wszelkie możliwe zagrożenia mogące prowadzić do wypadku. Po 10 kilometrach jazdy zatrzymałem się na poboczu, by powyłączać to ustrojstwo.
Pewnie jesteście ciekawi jak radzi sobie nowa, 2-litrowa, 4-cylindrowa, uturbiona jednostka benzynowa o mocy 245 KM z rodziny E-Drive? Nie jest to co prawda bulgoczące V8 ani harmonijnie brzmiące V6, ale 6,5 sekundy do pierwszej setki tłumaczy chyba, że jest lepiej niż dobrze. Silnik produkuje 350 Nm (380 Nm z chwilowym overboost), więc po wciśnięciu kick-down’a 8-biegowa, hydrokinetyczna skrzynia biegów przekazuje moc na koła z taką siłą, że samochód traci trakcję nawet na 3 biegu. Szkoda tylko, że automat najlepiej działa w trybie sport. Podczas normalnej jazdy potrafi się lekko zawiesić – reakcja na gaz następuje po mniej więcej sekundzie. Producent nie przewidział niestety w wyposażeniu standardowym łopatek przy kierownicy, dzięki którym można by było szybko „zbić” bieg. Do bardzo szybkiej jazdy nie nadają się niestety hamulce, które po kilku próbach zatrzymania auta z dużej szybkości tracą swoją moc – przydałoby się tu coś poprawić.
Testowany samochód wyposażono w opcjonalne sportowe zawieszenie (koszt niecałe 2400 zł), dzięki czemu, nawet jak trochę przesadzimy z prędkością, z łatwością opanujemy auto. W szybkich zakrętach wyczuwalna jest lekka podsterowność, ale nie przesadzałbym z doszukiwaniu się tego zjawiska. Sportowe nastawy nie wpływają znacząco na komfort. Jedynie czasami, podczas pokonywania nierówności poprzecznych, słychać lekkie dobijanie, ale samochód tak naprawdę płynie po asfalcie. W bajki natomiast trzeba włożyć dane producenta dotyczące spalania. Jeżdżąc w miarę spokojnie w mieście udało mi się osiągnąć wynik 11,7 litra. Gdy dołożyłem do pieca średnie spalanie podniosło się do 20 l/100 km. W trasie da się osiągnąć wynik jednocyfrowy, ale nie łudźmy się – 245 koni swoje wypić musi.
Volvo S80 T5 Summum kosztuje minimum 215 tys. zł. Model testowy to wydatek 255 tys. zł. Biorąc pod uwagę to, co oferuje konkurencja, nawet tak wyposażony egzemplarz wydaje się dość atrakcyjną ofertą. Co prawda nie da się już tym autem zaszpanować przed sąsiadem czy nowo poznaną dziewczyną na dyskotece – w końcu najtańsze egzemplarze z 2006 roku kosztują ok. 35 tys. zł – ale nie o to chyba chodzi. Volvo to tak naprawdę samochód do spokojnej jazdy, który czasami może zadrapać asfalt swoim ostrym pazurem. Polecam wsłuchać się w sączącą bity z głośników ulubioną muzykę i oddać czystej przyjemności prowadzenia. A że 8 lat na rynku? Cóż – ze zmarszczkami mu do twarzy.
Wygląd: | [usr 6] |
Wnętrze: | [usr 7] |
Silnik: | [usr 7] |
Skrzynia: | [usr 7] |
Przyspieszenie: | [usr 9] |
Jazda: | [usr 8] |
Zawieszenie: | [usr 8] |
Komfort: | [usr 9] |
Wyposażenie: | [usr 8] |
Cena/jakość: | [usr 7] |
Ogółem: | [usr 7.6 text=”false” img=”06_red.png”] (76/100) |
Podstawowe dane techniczne:
Liczba cylindrów/ zaworów: 4/16
Pojemność silnika: 1969 cm3
Moc: 245 KM
Maksymalny moment obrotowy: 350 Nm (1500-4800 obr./min.)
V-max: 230 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h: 6,5 sekundy
Średnie spalanie: miasto/poza miastem/ mieszany (wg. producenta): 8.4, 4.9, 6,2 l/100 km
Bagażnik: 480 litrów
Cena: od 215 tys. zł (Summum)
tekst i zdjęcia: Adam Gieras
Brzmienia „starych” rzędowych R6 i R5 Volvo nic nie zastąpi. Te wyświetlane zegary też nie zachwycają. Quo vadis Volvo?
Stwierdzenie, że nowy właściciel Volvo tnie koszty to totalna bzdura… Inwestują olbrzymie pieniądze w nowe platformy modułowe, nowe silniki, nowy interfejs… WSZYSTKO będzie zaraz nowe. Gdzie jest zatem cięcie kosztów? Poza tym nie ma nowego Volvo S40. Radzę się trochę doszkolić ;)
Jakoś w nowy model S80 nie zainwestowali. Tak inwestują, ale zapomnieli, że produkują samochód od 8 lat… Proszę Cię. Poza tym gdzie widzisz S40?
Widzę, że autor już poprawił swój błąd i jest v40, i nie zapomnieli tylko projektują nowa platformę, i to bynajmniej nie dzięki cieciu kosztów, ale dzięki nowym inwestycjom chińczyków:)
Wiem, że pracują nad nową platformą, wiem też, że niebawem ma ukazać się następca modelu – do testów otrzymałem jednak samochód z 8-letnim stażem i oceniam stan obecny. Ośmiu lat na rynku nie da się tłumaczyć inaczej, niż cięciem kosztów. Poza tym S80 oceniłem jednak bardzo pozytywnie, a najnowsze Volva kompletnie do mnie nie przemawiają – gubię się nawet w ich nazewnictwie, jak słusznie zauważyłeś ;) Pozdrawiam
ale pod prąd… chyba za dużo prądu w wyobraźni
Faktycznie, zawsze miałem bardzo bogatą wyobraźnię :) Pozdrawiam
szkoda, że nikt nie zauważył, że to auto z nowym silnikiem, którego nie testowała jeszcze żadna redakcja. Wielki szacun dla Was chłopaki… T5 hmmm
Dzięki!
Fajny test i równie fajny samochód. Przyjemnie się to czytało. Chciałbym tylko zauważyć, że autor pisze, że czas, jaki upłynął od 2006 roku został przez niego określony jako „lata świetlne”. Problem w tym, że lata świetlne to miara odległości, a nie czasu. Radziłbym poprawić. ;)