Volvo niegdyś szwedzka marka słynąca z najbardziej bezpiecznych samochodów na naszej planecie. Marka, która pomimo bardzo ciekawej oferty modelowej miała też swoje problemy. Od 2010 roku należy do chińskiego koncernu Geely.
Poznajmy się
Wykupienie szwedzkiej marki przez chiński koncern budziło sporo wątpliwości. Trzeba jednak przyznać, że pod skrzydłami Geely Volvo wyrosło na prawdziwego lidera. Samochody tej marki mają swój styl, który konsekwentnie wprowadzany jest do każdego nowego modelu. Produkty ze Szwecji w dalszym ciągu stawiają na bezpieczeństwo, ale poprawiono także jakość. Systematycznie też wzbogacana jest oferta. Volvo nie stawia tylko na SUV’y. Ma w swojej ofercie również klasyczne kombi czy sedany. Kolejnym krokiem w ewolucji marki było wprowadzenie silników hybrydowych, który były tylko wstępem do wprowadzenia w pełni elektrycznych pojazdów. Wśród nich szczególną uwagę zwraca model C40. Występuje on wyłącznie z napędem elektrycznym. Taki właśnie pojazd trafił ostatnio w moje ręce.
Ruszam w nieznane
Chociaż dla wielu osób może brzmieć to niedorzecznie, to Volvo C40 Recharge było pierwszym pojazdem elektrycznym, który trafił w moje ręce. Jest to tym bardziej niewiarygodne jak spojrzymy na liczbę aut elektrycznych, które dostępne są na rynku. Niemal każda marka ma już swoje elektryczne modele. Moje spotkanie z Volvo było ciut stresujące. Było to jak podróż w nieznane. Niczym rozleniwiony po wakacjach uczeń, nie wykonałem swojej pracy domowej. Nie obejrzałem w internecie mapy z punktami ładowania pojazdów elektrycznych, nie przeczytałem testów kolegów z branży. Poszedłem na żywioł. Chciałem poznać samochód elektryczny od podstaw. Wydawać by się mogło, że podstawy już miałem. Przecież gdzieś z tyłu głowy przypominały mi się rozmowy dotyczące punktów ładowania samochodów elektrycznych, których wciąż jest za mało. Pamiętałem też, że technologia stosowana w tego typu pojazdach jest wciąż rozwijana przez co zasięgi są nadal mocno ograniczone. Mając powyższe na uwadze nastawiałem się na zwykły, nudny test. Nie spodziewałem się fajerwerków, a raczej trudnego w użytkowaniu pojazdu, który odnajdzie się tylko i wyłącznie w centrum dużego miasta. Spotkanie z Volvo wszystko zmieniło.
Styl Volvo
Nie licząc motoryzacji włoskiej, do której mam absolutną słabość, to właśnie Volvo najbardziej mi się podoba. Ma w swoim designie coś, co przyciąga wzrok. Niby jest kanciaste i może sprawiać wrażenie ociężałego, ale to tylko złudzenie. W swoim sposobie projektowania samochodów Volvo jest konsekwentne. Czy to kombi, czy to sedan a może duży SUV, to nie ma znaczenia. Obecnie oferowanych modeli Volvo nie sposób pomylić z żadną inna marką. I jest to bardzo fajne. Nie podobają mi zapożyczenia. Nie podoba mi się to, że w Alfa Romeo Tonale znajdę elementy znane z modeli DS czy też Peugeota. To zabija piękno motoryzacji. W Volvo tego nie ma. Samochody elektryczne Volvo, tak jak testowany przeze mnie model C40, mają lekko inną atrapę chłodnicy w porównaniu z pojazdami napędzanymi silnikami konwencjonalnymi.
C40 ma smukłą linie, bez zbędnych przetłoczeń. Całość kończy lekko wysunięty kufer, który zdobi delikatny czarny spojler. Lampy tylne o ciekawym kształcie dają jasny sygnał z jaką marką mamy do czynienia. Całość wygląda niezwykle elegancko a jedynym ekstrawaganckim elementem pojazdu jest lotka znajdująca się nad tylną szybką. Ma nietypowy kształt przy tym nie wpływa negatywnie na odbiór samochodu jako całości.
Brak zbędnych przetłoczeń, szybko opadająca linia dachu, krótki kufer oraz antena w kształcie płetwy rekina to przemyślany zabieg Volvo. Użytkownicy tego modelu potwierdzą, samochód bardzo dobrze reaguje na opory powietrza. Rozwiązanie to ma na celu zwiększenie zasięgu pojazdu na jednym ładowaniu.
Miasto – pierwsza jazda
Pomimo tego, że pojazd z zewnątrz jak i w środku różni się zaledwie drobnymi detalami w porównaniu z tradycyjnymi modelami Volvo zajęcie miejsca na fotelu kierowcy wywołało u mnie pewne obawy. Najważniejszą różnicą jaką znalazłem porównując C40 z samochodami spalinowymi jest brak tradycyjnej stacyjki lub startera silnika. Po wykryciu kluczyka uruchomienie samochodu następuje przez przesunięcie wybieraka skrzyni biegów na właściwe położenia. Przesunięcie dźwigni w pozycję D potwierdzone zostało komunikatem Ready, który pojawił się na wyświetlaczu przed fotelem kierowcy. Jakie było moje zdziwienie gdy pomimo puszczenia pedału hamulca samochodów nie ruszył, tego nie możecie sobie nawet wyobrazić. Lekkie muśnięcie gazu i samochód rusza. Pierwsza myśl – nie będzie to zbyt dynamiczne auto. Odpuszczenie pedału sprawia, że Volvo bardzo wyraźnie wytraca prędkość. Po kilkunastu kilometrach takiej jazdy zrozumiałem, że nie podoba mi się tego typu rozwiązanie. Oczywiście pomimo systematycznie zwiększającego się przebiegu poziom naładowania baterii w dalszym ciągu wynosił 100%. To bardzo dobra informacja dla osób, które będą korzystały z tego samochodu w mieście. Odzyskiwanie energii działa bardzo sprawnie, ale do trybu ONE PEDAL DRIVE trzeba się przyzwyczaić.
Wyłącznie ONE PEDAL DRIVE w mojej opinii poprawia komfort podróżowania Volvo. C40 w prowadzeniu nie różni się niczym w porównaniu do tradycyjnych samochodów spalinowych. Delikatne operowanie gazem oraz przewidywanie sytuacji na drodze (odpuszczanie gazu gdy widzimy z daleka zapalające się czerwone światło) sprawia, że zużycie energii wynosi do 25 kWh na 100 km. Podróżowanie jest prawdziwą przyjemnością. Jest bardzo cicho. Słychać jedynie szum przejeżdżających obok samochodów. Warto zaznaczyć, że po przejechaniu 25 kilometrów naładowanie akumulatorów spadło do 90%.
Wyjechałem na autostradę
Volvo deklaruje, że zasięg C40 z w pełni naładowanymi bateriami nieznacznie przekracza 440 km. Po krótkiej rundce po centrum Warszawy jak z procy wyskoczyłem na drogę w kierunku Poznania. Dopiero wtedy zrozumiałem jak dynamicznym samochodem jest Volvo C40. Silnik elektryczny działa fenomenalnie. Mocniejsze dociśniecie gazu i już czujemy się zbijani w oparcie fotela. Łączna moc silnika wynosi 408 KM czyli jakieś 300 kW. Moment obrotowy wynosi aż 660 Nm. To wszystko sprawia, że przyspieszenie od 0 do 100 km/h wynosi zaledwie 4,6 s. Samo przyspieszanie to totalny odjazd. odbywa się jakby liniowo. Nie ma momentu by zabrakło mocy, by C40 straciło swój wigor. I to niezależnie od prędkości z jaką się poruszamy.
Z drugiej strony nie powinno to dziwić. Silnik elektryczny ma przecież o wiele większą sprawność niż silnik spalinowy. Korzystanie z mocy samochodu negatywnie odbija się na zasięgu. Zaledwie po kilkunastu kilometrach naładowaniu baterii spadło do 80% a deklarowany zasięg do 350 km. Jazda z maksymalną dozwoloną prędkością podnosi średnie zużycie do poziomu 30 kWh na 100 km. Przy takiej prędkości zasięg dosyć szybko topnieje. By nie być zawalidrogą a przy tym spróbować zachować rozsądne zużycie energii najlepiej podróżować z prędkością 120 km/h. Średnie „spalanie” wynosi wtedy w granicach 24-25 kWh na 100 km/h.
Volvo C40 bardzo dobrze sprawdza się na autostradzie. Podobnie jak w mieście jedynym niemiłym dźwiękiem dobiegającym do uszu pasażerów jest hałas innych samochodów oraz pęd wiatru wywołany wyższą prędkością. Podczas jazdy autostradą sprawdziłem działanie aktywnego tempomatu. Wiem, że jest wielu fanów tego rozwiązania, ja jednak do nich nie należę. Pomimo ustawienia najbliższej odległości względem poprzedzającego nas pojazdu C40 dosyć szybko reaguje na przeszkodę. Bardzo mocno też wytraca prędkość. Po chwili gdy radar wykrywa pustą drogę przed maską następuje chwila dynamicznego przyspieszenia, która wywołuje uśmiech na ustach. Niestety znika on bardzo szybko. Niemal tak szybko jak zasięg testowanego elektryka. Ten sposób jazdy nie ma wiele wspólnego z płynnością, która lubią elektryki. Dwa pasy ruchu na autostradzie prowadzącej z Warszawy do Poznania to zdecydowanie zbyt mało by mówić o płynnej jeździe. Korzystając z adaptacyjnego tempomatu w takich warunkach musi liczyć się z częstym hamowanie i przyspieszaniem. W takim przypadku nie jesteśmy w stanie zbliżyć się do zasięgu deklarowanego przez producenta. Przejechanie wspomnianej trasy też będzie nie lada wyzwaniem.
Bliższe poznanie
Wiele osób przed decyzją o zakupie auta elektrycznego zastanawia się nad jego praktycznością. W końcu baterie (których im jest więcej, tym lepiej) gdzieś należy ukryć. Najczęściej jest to kosztem bagażnika. Bagażnik w Volvo C40 nie rozczarowuje. 413 litrów pojemności i regularny kształt to wynik, który uzyskuje większość samochodów klasy kompakt. Pod podłogą znajdziemy dodatkowe miejsce na kabel do ładowania naszego elektryka. Ogromnym plusem jest również wyraźny brak progu załadunkowego oraz ładny dostęp za sprawą elektrycznej klapy bagażnika. Sam bagażnik jest wystarczający dla rodziny z dwójką dzieci, którzy planują dwutygodniowy urlop nad morzem lub w górach. Gdyby miejsca jeszcze zabrakło, to z pomocom przychodzi zgrabny kuferek umieszczony pod maską. Tak, tak. W miejscu silnika znajdujemy dodatkowy schowek, który pozwoli nam pomieścić sporo drobiazgów. Całość pod maską jest bardzo mocno zabudowano. Dostęp do świateł w celu wymiany żarówek jest wręcz niemożliwy. Na uwagę zasługuje za to ładny dostęp do zbiornika na płyn do spryskiwaczy.
Wewnątrz C40 również nie rozczarowuje. Chociaż z zewnątrz auto nie wygląda na takie duże, to środek jest naprawdę fajnie zagospodarowany. Zarówno z przodu jak i na kanapie z tyłu miejsca nie brakuje. Nie będę oszukiwać, to auto nadaje się dla czterech osób. Piąte miejsce na środku tylnej kanapy sprawdzi się tylko na krótkich dystansach.
Na dłuższe trasy zdecydowanie polecam miejsce na przednich fotelach. Są bardzo wygodne i fajnie otulają ciało. Mają dobre trzymanie boczne oraz wystarczającą długość siedziska. Trzymanie boczne doceniłem szczególnie w momencie, w którym postanowiłem sprawdzić możliwości Volvo na krętych uliczkach poza granicami miasta. Pamiętajcie, pod maską C40 drzemie 408 KM, a dodatku mamy tutaj napęd na cztery koła. Żal było nie skorzystać.
Pod względem intuicyjności obsługi C40 nie będzie najwyżej ocenione. Z pozoru wszystko jest na swoim miejscu. Kierownica nie jest przeładowana przyciskami a pod dużym ekranem dotykowym znajdują się fizyczne przyciski do obsługi najważniejszych funkcji w samochodzie. Pomimo tego, dla przeciętnego kierowcy nie wszystko jest takie proste. Obsługiwanie większości funkcji przez ekran dotykowy wymaga skupienia i oderwania wzroku od drogi. Dobre wrażenie robi zaś system multimedialny oparty o Android Automotive, który pozwala np. na instalację Spotify czy używanie Google Maps. Jest też Asystent Google. Wszystko działa płynnie a na komendy głosowe reaguje błyskawicznie.
W Volvo C40 nie brakuje absolutnie nic. Samochód ten w niczym nie odstaje od tradycyjnego samochodu spalinowego. Wewnątrz mamy cupholdery, mamy kilka schowków, mamy tacę z możliwością bezprzewodowego ładowania telefonu, mamy też całkiem pojemne kieszenie w bocznych drzwiach. Niestety korzystanie z wszystkich urządzeń na pokładzie samochodu oraz wypełnianie wszystkich możliwych schowków niezbędnymi w tym momencie rzeczami odciśnie swoje piętno na zasięgu.
Ostatnie testy
Wysoki moment obrotowy, spora moc, całkiem wysoki prześwit oraz w pełni naładowane przez noc baterie skusiły mnie do dosyć nietypowej wyprawy. Ruszyłem C40 drogą szutrową w kierunku lasu. Chociaż prędkości nie były zbyt wysokie, to pozwoliły zweryfikować Volvo jako samochód codziennego użytku. Trzeba przyznać, że testowany egzemplarz bardzo dobrze tłumił nierówności. Silnie wspomagany układ kierowniczy przypomina nam, że nie mamy do czynienia z samochodem sportowym. Wyższy prześwit skłonił mnie jednak na dosyć odważne pokonywanie nierówności. Tutaj Volvo nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Nieco inaczej wygląda sytuacja gdy spróbujemy dynamicznie przejechać ostry zakręt. C40 wyraźnie się wtedy przechyla a kierowca traci pewność siebie. Chociaż napęd na cztery koła dzielnie trzyma auto na wybranym fragmencie pasa, to samo zachowanie samochodu skłania do spokojniejszej jazdy. Sytuacje w pewnym stopniu broni fakt, że Volvo C40 Recharge waży aż 2,2 tony.
Jazda po nierównej nawierzchni i testowanie sprężystości zawieszenia pozwoliły mi docenić jakość spasowania elementów wnętrza Volvo. Nic tutaj nie stuka, nic nie puka. Deska rozdzielcza i boczki drzwi są wykonane z przyjemnego materiału. W mojej ocenie bardzo dobrze, że Volvo zrezygnowało ze skórzanej tapicerki. Samochód elektryczny ma być ekologiczny i w tym przypadku skorzystanie z połączenia zwykłego materiału z alcantarą wydaje się przemyślanym krokiem.
Podsumowanie:
Strach ma wielkie oczy. Na przykładzie Volvo C40 Recharge wiem już, że pojazdy elektryczne mogą być naprawdę fajne. Testowane Volvo urzekło mnie wieloma aspektami. To świetny wóz. Wyróżnia się w tłumie, świetnie radzi sobie w mieście i poza nim, ma fenomenalne osiągi i jest tani w użytkowaniu. Średnie spalanie z 1000 kilometrów wyniosło 19 kWh na 100 km. Zaokrąglając cenę prądu do 0,80 zł za 1 kWh oznacza to, że koszt przejechania 100 kilometrów wyniesie zaledwie 15 złotych. Ma dobre wyposażenie, przestronne wnętrze i … jedną największą wadę – cenę. 273 tysiące złotych to cena, która daje do myślenia. Tym bardziej, że pomimo całkiem sporego zasięgu Volvo C40 Recharge nie może być jedynym samochodem w rodzinie. Jak zdecydujemy się na wycieczkę po Europie to zbyt wiele czasu stracimy na każdorazowe ładowanie samochodu oraz szukanie wciąż zbyt mało rozwiniętych punktów ładowania pojazdów elektrycznych. Volvo C40 jako drugi samochód, który służy do codziennego użytku sprawdzi się idealnie.
Tekst i zdjęcia: Paweł Oblizajek
Zdjęcia Volvo C40:
Dane techniczne Volvo C40 Recharge:
Rodzaj silnika: elektryczny
Moc silnika spalinowego: 408 KM
Moment obr.: 660 Nm
Skrzynia biegów: automatyczna, 1-stopniowa
Napęd: 4×4
0-100 km/h: 4,7
Prędkość maksymalna: 180 km/h
Cena testowanej wersji: ok 273.000 złotych