Volkswagen California T7 zmienił się ogromnie. Podwójne drzwi, nowe opcje napędowe i wizualne modyfikacje to nie wszystko. Zapraszam na pokład jeżdżącej kawalerki z dieslem pod maską.
Spotkanie z tym kamperbusem było na tyle spontaniczne, że tym razem nie zabiorę was na tygodniową wycieczkę pełną wielu ciekawych miejsc i przemierzonych setkach kilometrów. Zimowa aura również nie pomogła w planowaniu. Z drugiej strony jednak mogłem lepiej przyjrzeć się nowej odsłonie mieszkalnego Volkswagena.
A na koniec tekstu będzie mały bonus, więc nie uciekajcie od razu.
Co się zmieniło w nowej Californii?
Nie wiem czy pamiętacie, ale poprzednikami tego modelu zwiedziłem choćby Niemcy (klik) czy Francję (sprawdź). Były to samochody oparte na platformie użytkowego Transportera. W przypadku modelu T7 sytuacja jest całkowicie inna, bo za fundamenty posłużył osobowy Multivan T7, więc specjaliści od kamperowania mogli przebudować auto na nowo. Zwłaszcza, że urosło do 517 cm długości, a rozstaw osi jest teraz na poziomie 3,12 m. Na szczęście wysokość nadwozia nadal nie przekroczyła 2 metrów.
To zaowocowało zmianami w karoserii (bardzie opływowe kształty, węższe reflektory, zauważalny spoiler przy tylnej klapie) i dołożeniem dodatkowych przesuwnych drzwi w tylnym rzędzie. Dzięki temu dostęp do kabiny jest dużo łatwiejszy, a auto idealnie nadaje się do korzystania na kempingach również z zewnątrz (zimą nie polecam).
Zamiast tylnej kanapy pojawiły się dwa osobne fotele, a lodówka jest teraz wysuwaną szufladą. Owszem jest mniej blatu roboczego i tylko jednopalnikowa kuchenka, ale za to pojawiło się więcej schowków oraz stolików. Istotnym elementem jest też dotykowy ekran na słupku C, który jest centrum sterowania autem (klimatyzacja, oświetlenie, ogrzewanie i wiele innych funkcji oraz informacji o samochodzie) – przydatne umieszczenie choćby w czasie spania. Co ważne, powielone to jest również w aplikacji mobilnej i w ekranie na desce rozdzielczej. Tak więc sporo osób może sterować kampervanem w dowolnym czasie i to z różnych miejsc.
Z istotnych kwestii duży stolik wewnętrzny schowano w bagażniku, a nie w drzwiach jak do tej pory. Do bagażnika przeniesiono też wlew czystej wody. Po co? Żeby nikt z zewnątrz nie dolał wam czegoś niemiłego. Zbiornik ten ma 28 litrów pojemności.
Volkswagen California Ocean T7 – a co się nie zmieniło?
To nadal auto czteroosobowe z genialnymi obrotowymi fotelami z przodu i namiotem dachowym, więc da schronienie czterem dorosłym osobom. Na dole tylne siedzenia rozkładają się pod specjalny stelaż, na którym można położyć fabryczny materac tworząc w miarę wygodne łóżko (1,4 x 1,8 m). Na górze na dachu materac jest jeszcze większy (1,6×2 m), ale przez materiał jest trochę chłodniej, więc chętnych do korzystania w zimie namawiam do ogarnięcia dodatkowych kanałów wspierających efektywność systemu ogrzewania.
Wnętrze nadal jest bardzo praktyczne i przemyślane. Pełno jest schowków, szuflad, lampek, wejść USB oraz materiałów przyjemnych w dotyku, a odpornych na warunki atmosferyczne i częste sprzątanie. Volkswagen rządzi nawet w osobowych autach patrząc na aspekty użytkowe, więc w przypadku kampervana jest podobnie. Wiadomo, że ilość miejsca przez względy mieszkalne (łóżka, kuchenka czy zlew i lodówka) jest ograniczona, dlatego miejsca w bagażniku nie ma za dużo, ale sprawne i przemyślane pakowanie sprawi, że nawet czwórka pasażerów sobie poradzi.
Niestety w tym modelu nie ma dalej łazienki, ale od tego jest Grand California. Nie ma też ogniw fotowoltaicznych, by wspomóc ładowanie dwóch akumulatorów (2 x 40 A), ale zwykła podróż wystarczy by je naładować i korzystać później z tej energii na kilku dniach postoju. Oczywiście nadal Californię można podłączyć do zewnętrznego źródła zasilania – wówczas w środku działają gniazdka.
Zapraszamy na nasz kanał Youtube
Nowa California – nowa gama silników
Wraz z platformą MQB samochód zyskał też rozbudowaną gamę silnikową. Chętni klienci mogą wybierać między standardową odmianą benzynową opartą na 4-cylindrowym silniku o pojemności 1,5 litra i mocy 204 KM. Ekologiczna moda wymogła powstanie hybrydy plug-in, która może pochwalić się napędem 4×4 i mocą 245 KM. System eHybrid pozwoli też przejechać kilkadziesiąt kilometrów na prądzie.
Na szczęście na posterunku pozostała też opcja wysokoprężna, którą miałem okazję testować. Dwulitrowy motor o mocy 150 KM w teorii może zastanawiać, ale TDI wraz z 7-biegowym DSG tworzą wystarczający tandem. Jak się to wszystko razem porusza opowiem poniżej.
Jak się jeździ takim kampervanem?
Dzięki oparciu nowej Californii na osobowym aucie prowadzenie się poprawiło, ale jazda poprzednikami również nie nastręczała problemów. Niemal 3-tonowy pojazd czasem na stromych podjazdach dostaje zadyszki, ale głównie jest to wina nie do końca trafionego oprogramowania automatycznej skrzyni biegów. Na szczęście w innych okolicznościach California z dieslem pod maską (360 Nm) radzi sobie genialnie. Niestraszne jej autostrady i drogi szybkiego ruchu (prędkość maksymalna to 188 km/h), a także miasto, bo ze swoimi wymiarami spokojnie radzi sobie na mniejszych ulicach czy parkingach. Z resztą szereg kamer oraz czujników parkowania zawsze jest gotów pomóc.
I istotnym faktem nadal jest umiarkowanie spożycie paliwa tego wozu. Średnie spalanie z moich jazd to 7-8 litrów na 100 km, więc 70-litrowy bak wystarcza na daleką podróż.
Czy na to mieszkanie trzeba brać kredyt?
Na pewno nie hipotekę na 30 lat, ale oczywiście finansowanie oparte na pożyczce jest u tego producenta dostępne. Jako, że California to auto użytkowe Volkswagen w cenniku posługuje się cenami netto. Wiele jest też wersji, więc rozpiętość cenowa tego modelu potrafi być spora. California Ocean stoi na szczycie poziomu wyposażenia, więc tu cena waha się od 291 tysięcy (diesel), przez 295 tysiące (benzyna) po 335 tysiące złotych bez VAT za hybrydę plug-in.
Dla pocieszenia dopowiem, że wersja Beach to wydatek już tylko 221 tysięcy złotych netto. Z drugiej strony jednak dopowiem, że kamper z łazienką czyli Grand California dostępna jest już od 315 tysięcy złotych. Na wszystkie modele dostaniecie 5-letnią gwarancję.
Obszerne plany – kamperem w Bieszczady zimą
Nie da się jednak ukryć, że posiadanie takiego auta nawet na kilka dni stwarza sporo możliwości. Siedząc w rodzinnym domu na podkarpaciu korzystając ze świątecznej przerwy zawodowej udało mi się zabrać Californię pod bieszczadzkie połoniny. Grudniowy anturaż mimo chłodnej aury nie obfitował jednak śniegiem na dole gór, ale cisza, mróz i ciemność były dobrymi towarzyszami jednej nocy. Dzięki temu można było sprawdzić dolne łóżko, skuteczność ogrzewania oraz kuchenkę gazową. Uwierzcie, że jajecznica i herbatka z szumem potoku i widokiem szczytów jest naprawdę kojąca.
W ogóle to jeszcze miałem pomysł zrobić w nowej Californii wigilijną kolację, ale raczej dwanaście potraw by się nie zmieściło, a i domowników mogłaby być tylko czwórka, bo na tyle osób przygotowany jest ten pojazd. Jak zwykle na genialnej idei się skończyło, a zabrakło czynów. Ale spokojnie – jeszcze was kiedyś viralowo zaskoczę.
Tak więc dziś serwuje wam taki tekst połowiczny – więcej informacji, a mniej subiektywnych podróżniczych doświadczeń. Mam jednak nadzieję, że to nie ostatnia moja przygoda z nową Californią i będzie nam dane wspólnie spędzić urlop w 2025 roku. Trzymajcie kciuki, bo fajny kierunek i cel podróży zawsze uda się wymyślić.
Konrad Stopa
Zdjęcia Volkswagen California Ocean T7:
Dane techniczne Volkswagen California Ocean T7:
Silnik: R4, diesel
Pojemność: 1968 cm³
Moc: systemowo 150 KM
Skrzynia biegów: DSG-7
Napęd: na przód
V-max: 188 km/h
Cena: od 221 tysięcy złotych netto