Zniknęła nazwa SX4, a nadwozie zyskało całkiem nową szatę. Przed Państwem świeże Suzuki S-cross, które z systemem miękkiej hybrydy dobrze wpasowuje się w polski rynek. Przynajmniej moim zdaniem.
Poprzednia generacja SX4 S-cross nie szokowała wyglądem, ani czymś pod maską lub we wnętrzu. Był to poprawny mały crossover z wygodnym wsiadaniem i większym bagażnikiem. Przez co pozytywnym okiem patrzyła na niego trochę starsza klientela. Czy z nową karoserią coś się zmieniło?
Atrakcyjny wygląd nowego S-cross
Nowe Suzuki S-cross po liftingu, bo tak oficjalnie je nazwano, wygląda w mojej opinii dużo lepiej. Nie bałbym się określenie, że to nawet nowa generacja. Powalczono zwłaszcza z przodu, gdzie pojawił się całkiem nowy pas. Jest on płaski, a wysoko poprowadzona linia maski sprawia, że auto jest agresywniejsze designersko. Przy tym wydaje się być bardziej europejskie i amerykańskie niż azjatyckie.
I gdyby nie duży logotyp na atrapie chłodnicy można by nie do końca odgadnąć, że to akurat Suzuki.
Z tyłu też pojawiła się nowa wizja wizualna. Najciekawsza moim zdaniem jest srebrna blenda łącząca tylne reflektory. Poza tym podobna jest też z przodu. Oprócz tego w zderzakach znajdziemy sporo plastikowych odsłon w kolorze srebrnej lub czarnej barwie. To dość częsty zabieg w autach typu crossover.
Perłowy lakier
Odbierając granatowe Suzuki od razu zwróciłem uwagę na jego lakier. W pełnym Słońcu mieni się genialnie i widać drobinki, które się ładnie świecą. Nie wiem czy zdjęcie dobrze to akurat oddaje, ale moim zdaniem to mocny punkt pod względem designu tego samochodu.
Azjatycko w środku
Jeśli już wbijemy sobie do głowy, że auto przed nami to Suzuki, to nie rozczarujemy się otwierając drzwi i wchodząc do środka. O ile z zewnątrz samochód naprawdę zyskał, to w środku zmian jest dużo mniej. Zasiadając za kierownicę od razu widać pochodzenie tego samochodu, bo sporo starych przycisków pozostało (jak choćby sterowanie komputerem pokładowym pomiędzy standardowymi zegarami).
Najwyższych lotów nie są też materiały wykorzystane w wykończeniu wnętrza. Większość z nich jest dość twarda i ciemne, ale pasują do tego typu samochodu. W końcu bardziej ma liczyć się jakość i wytrzymałość niż finezja.
Biorąc pod uwagę możliwości transportowe to zdecydowanie auto czteromiejscowe, które nie będzie mocno dyskryminować pasażerów tylnej kanapy. Wyższe nadwozie sprawia, że łatwo do S-crossa się wsiada, a też nie brakuje miejsca nad głową. Co do bagażnika – mamy solidne 430 litrów. A w razie czego można go powiększyć przez box dachowy.
Fajny system infomedialny
Mimo, że Azja to kolebka technologii, to niektóre systemy medialne tamtejszych producentów samochodów trochę odstawały od Europy. Na szczęście z roku na rok to się poprawia i S-cross jest tego najlepszym przykładem.
Może nie jest to najładniejszy system, ale grafiki są bardzo czytelne, kolorowe, ekran responsywny i wszystko działa bardzo dobrze. Co ważne, sterowanie klimatyzacją pozostało w osobnym panelu z przyciskami, więc wszystko zostało nieźle poukładane.
Dodam, że fajnym bajerem są kamery 360 stopni wokół auta. Grafiki może nie są tak świetne, jak w autach premium, ale i tak wygląda to bardzo okazale. Mnie przyjemnie zaskoczyło!
Po staremu w bebechach
I tak jak designerzy i projektanci mocno popracowali to we wnętrznościach auta zmian już nie ma tak wiele. Klienci dalej do wyboru mają jeden silnik, dwa warianty skrzyni biegów oraz dwa warianty napędu (również 4×4).
Nie inaczej jest też z zawieszeniem i układem kierowniczym. Wszystko zestawione zostało kompromisowo, żeby nie męczyło na dziurach, ale też nie kołysało podczas dynamiczniejszej jeździe. Podobnie jak to było wcześniej.
Miękka hybryda
System napędowy testowanego egzemplarza to miękka hybryda, której głównym sercem jest 1,4-litrowy silnik BoosterJet o mocy 129 KM. Maksymalny moment obrotowy tej jednostki to 235 Nm. Od razu powiem, że nie jest to szatan dynamiki, ale do miasta, czy tuż za nie zdecydowanie wystarczy. Świadczą o tym choćby osiągi – 9,5 sekundy do setki, które nie można nazwać szaleństwem.
Nie do tego jednak ten samochód jest stworzony. To auto miejskie do poruszania się w komfortowy i ekonomiczny sposób po mieście i nie tylko. A dzięki hybrydzie tak faktycznie jest, bo spalanie tego auta jest atrakcyjne. Na tyle, że średnio jest to 7 litrów i wcale nie trzeba się nad tym strasznie skupiać, a w trasie jeszcze może ono spaść.
Czas na $ – ile kosztuje nowy S-cross?
Zaglądając w konfigurator tego nowego modelu trzeba przygotować się na niemałe wydatki. Minimalna cena za ten samochód to 97 500 złotych. Nowości kosztują, więc z kilkoma dodatkami nasz egzemplarz (FWD) doszedł do kwoty około 115 tysięcy złotych. Przypomnę, że to wersja z manualną 6-biegową przekładnią. Do automatu trzeba dopłacić (od 119 tysięcy zł). Oczywiście do wersji 4×4 również (od 111 tysięcy zł).
Myślę, że nowy S-cross zdecydowanie przypadnie do gustu też młodszej publiczności. Nie jest to już typowy działkowóz, który przemierza prawie codziennie te same krótkie trasy. Chociaż miękka hybryda nieźle to zniesie, więc to całkiem rozsądny wybór.
Oczywiście wersja po lifcie też doskonale na majowy weekend za miasto na działkę dojedzie.
Konrad Stopa